Wiadomość została wysłana.
Dlaczego armię generała Józefa Hallera nazwano „Błękitną”?
Ze względu na kolor umundurowania. Generał Haller dowodził armią polską we Francji. Znaleźli się w niej ochotnicy polskiego pochodzenia wywodzący się z oddziałów francuskich. Walczyli w niej też byli austriaccy i niemieccy jeńcy wojenni – również pochodzenia polskiego – oraz przedstawiciele Polonii z USA a także nawet Brazylii. Oddziały te zostały uformowane według francuskich wzorców; otrzymały błękitno-szare mundury obowiązujące w metropolitalnej armii francuskiej. Niezbyt dobrze sprawdzały się one w okopach, nie dawały odpowiedniego wsparcia maskowania; a na pewno nie takiego jak uniformy khaki obowiązujące we francuskich oddziałach kolonialnych i Legii Cudzoziemskiej.
Podobno była to najlepiej wyszkolona, zorganizowana i wyposażona armia powstającego w tym czasie wojska polskiego. Jaką dysponowała ona bronią?
Jak wspomniałem wcześniej Armia Hallera została uzbrojona według wzorców francuskich. Większość oddziałów stanowiła piechota uzbrojona w karabiny Lebel Mle 1886/93, w 1918 r. nieco już przestarzałe. Trafiły do niej też nowocześniejsze karabiny Berthiera Mle 1907/15. „Błękitna Armia” dysponowała również dwoma rodzajami karabinów maszynowych: zawodnego St Etienne Mle 1907 oraz Hotchkiss Mle 14 o nowatorskiej konstrukcji, z lufą chłodzoną powietrzem. Posiadała nowoczesne, lekkie bombowce pełniące również zadania rozpoznawcze. Trafiły one do eskadr wywiadowczych. Były to ówczesne „konie robocze”: Breguet XIV A2 oraz Salmson 2 A2– dwuosobowe konstrukcje dwupłatowe; z otwartymi kabinami pilota oraz strzelca obsługującego karabin maszynowy. Lotnicy „Błękitnej Armii” latali też znakomitymi maszynami samolotami myśliwskimi SPAD VII – konkurencyjnymi wobec niemieckich Fokkerów i Albatrosów. Początkowo francuski personel sześciu eskadr wywiadowczych i jednej myśliwskiej stanowili Francuzi, których stopniowo wymieniali szkoleni Polacy.
Wielu historyków przypomina też super-nowoczesne – na tamte czasy - czołgi Renault Ft 17. Co było w nich niezwykłego?
Kiedy po raz pierwszy je ujrzałem nie mogłem wyjść ze zdumienia. To była przepiękna rzecz. Te ładne, lekkie czołgi może nie gwarantowały zwycięstwa w Blitzkriegu, bo były wolne, ledwie 6 km/h; ale za to mogły siać spustoszenie wśród piechoty i kawalerii. Wielu rosyjskich kawalerzystów bolszewickich Kozaków zapewne nie było oficerów świadomych umiejętności polskich czołgistów; częściowo uzbrojonych i strzelających ze wspomnianych wyżej karabinów Hotchkiss. A warto pamiętać o tym, że czołgi te uczestniczyły w walkach z 1920 r.
Nie tylko one. Naczelnik Państwa postanowił jak najszybciej wykorzystać żołnierzy Hallera. W maju 1919 r. uczestniczyły one w zwycięskich dla Polaków walkach w Galicji Wschodniej. Następnie włączono je w skład w ramach odrodzonego Wojska Polskiego armii. Czy „nowo narodzone” wojsko „odziedziczyło” broń po zaborcach?
Wcześniej na terenach zajmowanych przez poszczególne ośrodki kształtującej się państwowości polskiej – poza Warszawa; Kraków, Poznań, Lublin, Lwów,– de facto panowała próżnia; którą udało się w końcu przekształcić w zaczęły się rozwijać podstawy Rzeczpospolitej Polskiej. Wszędzie znajdowała się broń pozostawiona przez zaborców – np. uzbrojenie zdobyte przez wojska państw centralnych na Rosjanach, ale też zapasy po wojskach austriackich i niemieckich. Ale wykorzystanie jej w walce wiązało się z pewnymi problemami. Karabiny powtarzalne Mosina czy rosyjskie warianty cekaemu Maxima miały inny kaliber amunicji (7,62 mm) niż te używane przez Niemców czy Austriaków (7,92 mm i 8 mm). To się wiązało z problemami logistycznymi. Ministerstwo Spraw Wojskowych próbowało koncentrować broń w poszczególnych jednostkach – istniały oddziały dywizje uzbrojone w karabiny „prawosławne”, czyli rosyjskie oraz bataliony takie mające na stanie np. niemieckie Mausery, lub austriackie Mannlichery. Pamiętajmy też o francuskim uzbrojeniu Armii Hallera. To pokazuje jaką mozaiką uzbrojenia posługiwało się WP w początkowym okresie.
Dzięki czemu osiągnęliśmy zwycięstwo podczas wojny z 1920 r.? Czy była to broń, jak choćby wspomniane nowoczesne czołgi czy może wywiad?
W okresie międzywojennym panowały na ten temat różne opinie. Endecja wspominała o „opatrzności Bożej”, nie uwzględniając ludzkich możliwości. Tymczasem widmo zagrożenia kolejnym zaborem rosyjskim sprawiło, że Polacy stanęli na wysokości zadania i heroicznym wysiłkiem odparli Sowietów bolszewików. Polscy dowódcy sztabowi – np. generał Tadeusz Jordan Rozwadowski – wykazali się niezwykłymi umiejętnościami. Zaś myśl wojskowa przekonanie do ofensywy znad Wieprza marszałka Józefa Piłsudskiego sprawiło, że udało się nam Polakom uderzyć w oddziały sowieckie bolszewickie w odpowiednim miejscu oraz czasie. To była idealna jedność miejsca i akcji w momencie, gdy w szeregach bolszewickiego frontu Michaiła Tuchaczewskiego panowało rozprężenie, spodziewanym zwycięstwem i zdobyciem Warszawy. Po stronie polskiej nie zawiódł ani „czynnik ludzki” czyli żołnierze, ani wywiad. Nasz radiowywiad odczytywał zamierzenia sztabu frontu Tuchaczewskiego i nadzorował skutecznie zagłuszył łączność przeciwnika. To były działania absolutnie prekursorskie jeśli chodzi o radiowywiad. W 1920 naszym pradziadom udało się osiągnąć zwycięstwo i na 20 lat ocalić suwerenność Rzeczpospolitej Polskiej.
rozmawiała Małgorzata Borkowska