• Wyślij znajomemu
    zamknij [x]

    Wiadomość została wysłana.

     
    • *
    • *
    •  
    • Pola oznaczone * są wymagane.
  • Wersja do druku
  • -AA+A

Awaria Facebooka, Instagrama i WhatsAppa daje do myślenia - czy możemy bez nich żyć?

Złapani w sieć – a Ty, czy jesteś uzależniona/y od internetu?

16:30, 20.04.2021
Złapani w sieć – a Ty, czy jesteś uzależniona/y od internetu?

forum-0312461732
forum-0312461732

Podziel się:   Więcej
Pokolenie wojenne, naszych rodziców czy dziadków, nie może nadziwić się, o ile wzrosła wydajność pracownika dzięki komputeryzacji. Wielu z nich załapało się jeszcze na obsługę komórki, nawet w wersji smartfona. Niektórzy też nieźle radzą sobie z pocztą elektroniczną i wyszukiwaniem informacji w sieci. Wielu jednak cyberprzestrzeni w ogóle nie rozumie. Tak jak my wojny.
Mój dziadek martwi się, że za dużo pracuję. Podsuwa kropelki na oczy, żeby nie były jak u królika. Mama przyjaciółki nie może zrozumieć, jak jej córka i ja możemy rozmawiać ze sobą codziennie, mieć stały kontakt, choć potrafimy nie widzieć się miesiącami. Co więcej – tygodniami nie rozmawiamy ze sobą także przez telefon. Z kolei, młodsze o kilkanaście lat koleżanki rozwiązanie na wszystko i ad hoc są w stanie znaleźć w necie. Przełom.
Internet zmienił świat bardziej niż rewolucja seksualna Amerykę i upadek berlińskiego muru Europę. To dobrze, czy źle? Dyskusje o ekonomicznych, gospodarczych i politycznych skutkach powstania globalnej wioski nie mają końca. Jak sama cyberprzestrzeń. Jednak wymiar społeczny zdaje się być mniej dostrzegany, a może bardziej akceptowany – i to bezwarunkowo. Bo czy ktokolwiek z tych, którzy żyją korzystając z Internetu, potrafi jeszcze bez niego funkcjonować i wyrzec się go dobrowolnie? I czy będzie to wolność, czy męczarnia odstawienia…
Akcja: konfrontacja
Planując ten tekst, postanowiłam poddać próbie samą siebie. Reprezentuję grupę aktywnych kobiet, matek, niezależnych finansowo, z doświadczeniem i – tak zwaną pewnością siebie – które pozwalają mi mieć własne zdanie na większość bieżących tematów. Pracuję dużo, internet jest mi niezbędny do zarabiania pieniędzy. Postanawiam sprawdzić, czy potrafię używać go tylko do tego celu.
Dzień pierwszy: kilka razy łapię się na tym, że bez zastanowienia loguję się do wszystkich służbowych i prywatnych kont mailowych, jeszcze przed upływem godziny 9:00. Do 12:00 jestem już po dwóch (uświadomionych mi przez osoby trzecie) próbach zalogowania się do popularnego portalu społecznościowego. Ponieważ część mojej pracy odbywa się także za jego pośrednictwem, po 14:00 jestem już zalogowana i… rozgrzeszona przed samą sobą. Zacznę od jutra.
Do 16:30 odpowiadam służbowo, pełnymi zdaniami, na 38 maili, sama piszę ich 12, na 9 odpowiadam tylko: „ok, dziękuję bardzo” lub „tak, wszystko się zgadza”. Dołączam stopkę i pozdrowienia, stosowne do stopnia zażyłości czy charakteru danego kontaktu. Dopiero po powrocie do domu, o 19:00 sprawdzam prywatną pocztę. Odpowiadam na 7 maili, krótko zwięźle, w 3 przepraszając, że dopiero teraz udało mi się przysiąść do poczty. Czytam wiadomości w 2 dwóch różnych serwisach, ale tylko „z kraju i ze świata” – zaledwie po 4 główne informacje. Do 22:15 mam: opłacone rachunki, zamówiony urodzinowy tort dla dziecka, wymienione informacje na temat wakacji w Portugalii pod namiotem i bookingu online z siostrą, która po drugiej stronie „kabla” kończy obiad na jutro i sprawdza wyniki lotto. A! Zapomniałabym… Na czacie umawiam się z koleżanką na poranne łażenie z kijkami po lesie, potwierdzam manicure i fryzjera (to już SMS-em), wrzucam do koszyka produkty z ulubionego sklepu ogrodniczego i właśnie zmierzam do finalizacji zakupów. Wtedy uświadamiam sobie, że spędziłam 11 godzin przy komputerze i telefonie. Non stop podłączona do sieci.
Świadomość boli
Przez kilka kolejnych dni zapisuję kolejne działania, które, poza pracą, umożliwia mi internet. Z jednej strony cieszę się, że mogę zaoszczędzić tak wiele czasu, nie muszę nawet wstawać z fotela, z drugiej strony przeraża mnie wizja tego, gdyby mój komputer lub telefon miał wyświetlony komunikat: brak dostępu do sieci.
fot.forum-0313186855
Osoby z mojego otoczenia żyją podobnie. Przedstawiciele wielu zawodów, w mojej obecności – na spotkaniu służbowym czy prywatnym – ciągle komuś obiecują: podeślę mailem, doradzają („zerknij w necie”), dają receptę na wszystko („wygoogluj!”). Zmęczona świadomością, że brnę w jakąś otchłań, która poza cyberbogactwem niesie też niewolnictwo, umawiam się z przyjaciółmi, którzy ZAWSZE mają czas na zwyczajne rozmowy.
Troje dzieci, wszystkie zadbane, wysłuchane, otoczone miłością i troską. Para zgrana, po przejściach. Potrafią i chcą celebrować życie rodzinne, relacje międzyludzkie, gotowanie od podstaw i wakacje pod namiotem. Po godzinie rozmowy w kuchni (więc jeszcze istnieje prawdziwy świat!), przenosimy się do salonu, gdzie po kilkunastu minutach rozentuzjazmowani jak małe dzieci, podłączamy komputer do TV, żeby móc razem… pooglądać filmy na YouTube. Duch spotkania jednak nie uciekł, on jedynie ubrał się w koszulkę z napisem „www”.
Nieświadomość niszczy
Eksperci od uzależnień twierdzą, że „siecioholizm” nie jest sprawą marginalną. Jak wynika z ankiet i relacji terapeutów od uzależnień, większość osób, które podejrzewają u siebie uzależnienie od Internetu, znajduje potwierdzenie swoich obaw na spotkaniu ze specjalistą. Choć pozornie może wydawać się to błahe, Internet zastępuje nam realne życie. Świadczyć mogą o tym choćby liczne serwisy randkowe, które samotnym, porzuconym, niepewnym siebie lub szukającym rozrywki osobom, dają szansę zaprezentowania się dokładnie tak, jak te osoby chcą być odbierane.
Zarejestrowałam się w dwóch serwisach randkowych, aby sprawdzić odbiór „mojej osoby” przez płeć przeciwną i to, czy ulegnę magii poznawania tylu osób w krótkim czasie. Zdjęcia, które wybrałam, a raczej moja twarz na nich, nie były ani szokująco brzydkie, ani też szczególnie atrakcyjne. Przeciętne, ale miały jedną wspólną cechę – na wszystkich byłam uśmiechnięta. Dodałam informację, że mam dzieci i że dobrze gotuję. W ciągu kilku dni miałam kilku adoratorów, w większości szukających (według deklaracji) kogoś na stałe. Następnie zastąpiłam swoje zdjęcia zretuszowanymi do potęgi fotkami, usunęłam informację o potomstwie, a w rubryce hobby wpisałam: zabawa. Po sześciu dniach moja skrzynka mailowa była zapchana 143 ofertami nawiązania bliższego kontaktu, z tego: 17 od kobiet, 23 z lubieżnymi zwrotami, 12 niekulturalnymi, aby nie powiedzieć, że po prostu chamskimi i tylko 3 z powątpiewaniem, czy umieściłam w serwisie swoje prawdziwe zdjęcia. Zadałam sobie pytanie: czy sloganowy „12-latek z Radomia” jest niebezpieczny online tylko dla nieletnich…? Poczułam, że na co dzień nie zastanawiam się nad tym, jakie ryzyko niesie ze sobą bezrefleksyjne korzystanie z internetu.
W internecie każda nieprawda znajdzie łatwowiernych odbiorców. Udawanie kogoś i czegoś może uzależniać oraz powodować, że zamkniemy się w pustym pokoju. Byleby tylko stał w nim komputer z dostępem do internetu.
Syndrom odstawienia
W książkowych publikacjach o uzależnieniach można przeczytać, że psychika osoby, która nie potrafi żyć bez Internetu nie różni się od stanu każdego innego „holika”. Ma cechy labilności. Na przemian: wybuchowa i agresywna, a czasem spokojna i nierealna. Gdy człowiek uzależniony od internetu korzysta z niego, nie należy mu wtedy zadawać skomplikowanych pytań wymagających dłuższych odpowiedzi, gdyż łatwo traci kontrolę nad swym zachowaniem i często odpowiada nieprzyjemnie, wybuchowo, złośliwie, a nawet agresywnie. Brzmi groźnie. Jeszcze dziś wyrejestruję się z portali randkowych (wcześniej tylko sprawdzę, ilu wielbicieli przybyło aktorce), a Facebooka spróbuję używać tylko do celów zawodowych. Chociaż przez tydzień. Ot tak, dla testu.
Warte zastanowienia
  • Czy czujesz się zaabsorbowana/y internetem do tego stopnia, że ciągle rozmyślasz o odbytych sesjach internetowych lub nie możesz doczekać się kolejnych sesji logowania na portalach społecznościowych, sprawdzania poczty?
  • Czy odczuwasz potrzebę zwiększenia ilości czasu spędzanego w internecie? Czy masz poczucie, że dałoby ci to radość, satysfakcję?
  • Czy odczuwasz wewnętrzny niepokój, jesteś rozdrażniona/y, gdy w czasie wolnym przebywasz w miejscu, gdzie nie ma dostępu do Internetu lub połączenie z nim zostało nagle przerwane i nie wiadomo, kiedy zostanie przywrócone?
  • Czy zdarza ci się przeciągać moment odejścia od komputera, bo sprawdzasz do ostatniej chwili, czy nadeszła nowa poczta lub czy ktoś ze znajomych wykazał aktywność na portalu społecznościowym? Czy czujesz, że stanowi to dla ciebie problem i jest często silniejsze od ciebie?
  • Czy z równą swobodą rozmawiasz ze znajomymi twarzą w twarz lub przez telefon, co drogą mailową lub za pośrednictwem czatu?
  • Czy używasz Internetu, jeśli chcesz zapomnieć o problemach albo by uniknąć przykrych dla ciebie uczuć, niepokoju, poczucia nudy, bezradności?
  • Czy masz poczucie, że osoby, z którymi kontaktujesz się wyłącznie za pośrednictwem Internetu, doceniają i lubią cię bardziej, niż osoby, które spotykasz osobiście?
Wierni naśladowcy
Dzieci uczą się właściwych zachowań i reakcji poprzez modelowanie, czyli obserwowanie najbliższych im osób, najczęściej dorosłych. Trudno sobie wyobrazić, że maluch dobrowolnie zrezygnuje z wielogodzinnego oglądania telewizji czy grania na komputerze, jeśli widzi, że podobnie postępuje jeden z rodziców lub oboje. Trudno mu będzie zrozumieć tłumaczenia opiekunów na temat szkodliwości długiego używania Internetu, a wszystkie argumenty, że dorosłym to nie szkodzi, albo znacznie mniej, uzna za naciągane. Prawdziwy kłopot będzie jednak wtedy, kiedy dziecko zauważy, że fascynacja wirtualnym życiem „pozwala” dorosłym na zaniedbywanie obowiązków dnia codziennego, odciąga ich od prawdziwych relacji rodzinnych, powoduje zmniejszenie zainteresowania życiem i uczuciami najbliższych, a dziecko będzie dostawało komunikat, że to właściwe, uzasadnione, dorosłym wolno. To może w późniejszym wieku spowodować u dzieci zniekształcenie postrzegania rzeczywistości, modelować postawę przeniesienia życia online, a w skrajnych przypadkach do uzależnienia od komputera.