Wiadomość została wysłana.
- W Warszawie zawsze stykałam się z bardzo miłymi ludźmi. Zapewne za to, co powiem teraz, Krakusi strasznie się na mnie oburzą, ale my, mieszkańcy podwawelskiego grodu, jesteśmy strasznie zapiekli i nerwowi w stosunku do ludzi mieszkających w Warszawie. A ci ostatni są o wiele bardziej życzliwi! - wyznaje Anna Radwan. - Mówię tutaj o paniach w kiosku, osobach spotkanych na ulicy, w tramwaju - czyli o obcych, którzy mnie nie znają. Są uczynni, chętnie pomagają, udzielają informacji. To jest miłe. Niestety, Krakusi trochę się w tym pogubili i już nie są tacy otwarci...
Gwiazda rodzinne miasto kocha - ale dostrzega też, że Kraków ma swoje wady.
- On jest cudowny i potworny. Ma wspaniałą architekturę, bywa nostalgiczny. Czas w nim płynie znacznie wolniej niż gdzie indziej, dzięki czemu ma się wrażenie, że człowiek się wolniej starzeje i wciąż ma dużo czasu na wszystko - mówi aktorka. - Z drugiej strony, Kraków drażni mnie swoją pychą, ortodoksyjnością, poczuciem trwania, którego nie zniszczyła ani wojna, ani żaden przewrót. No i to przekonanie, że jesteśmy najlepsi, najmądrzejsi i wyznaczamy właściwy poziom artystyczny... A każdy, kto do niego nie doskakuje albo go przeskakuje, jest "be"!
Z jednej strony warszawski Bazyliszek - a z drugiej wawelski smok. Każde z miast ma swoją historię, legendy i oryginalny koloryt... A gwiazda lubi je oba. Czy w przyszłości - na przykład dla roli w "Barwach szczęścia" - zdecyduje się na przeprowadzkę do stolicy? O tym przekonamy się już wkrótce...