Wiadomość została wysłana.
Dwunastoletni wówczas Marcin Hycnar zgłosił się jako pierwszy. Warunkiem dopuszczenia do eliminacji było przygotowanie własnego "show". Ambitny dwunastolatek od razu mierzył wysoko: przygotował fragment "Kabaretonu", imitując... Lecha Wałęsę!
Swój występ, zgodnie z poleceniem jury, rozpoczął od przedstawienia się. I od razu wydał się pierwszy sekret: problemy z wymową głoski "r" ;) - ot, taki wrodzony znak rozpoznawczy, który komisja skwitowała krótkim: "Podobno najzdolniejsi takie mają"... Po występie, jury oceniając efekt końcowy, orzekło jednym, pełnym podziwu głosem: "Ostro!"
Dwunastolatek pokonał około 30 kandydatów. Ostatecznie, wybrano dwóch odtwórców głównej roli - Małego Księcia. Śmiało, więc można powiedzieć: Sukces! Przez wielkie "S".
"Schody" zaczęły się później... bo - jak przyznaje dziś Marcin: "Śpiew nigdy nie był moją mocną stroną." Szkopuł jednak w tym, że tamten spektakl był musicalem.
Ale i na to znalazł się sposób. O ile Marcin nie miał sobie równych w "ruchu scenicznym", o tyle jego zmiennik miał z kolei "głos jak dzwon". "Kolega-zmiennik" nagrał wszystkie piosenki, ja zaś posiadłem trudną sztukę ruszania ustami równolegle z playbackiem" - wspomina dziś Marcin.
Teraz, na szczęście, mówi i śpiewa (choć to ostatnie nadal nie wzbudza jego entuzjazmu) już własnym głosem, a po owym charakterystycznym "r" nie pozostało ani śladu...