Wiadomość została wysłana.
- Jako chłopak, w latach dziecięcych, chciałem zostać piosenkarzem, może pod wpływem mojej ciotki Lucyny Szczepańskiej, która przed wojną była „słowikiem Warszawy”. Wtedy podobała mi się włoska piosenka „Mamma santanto felice”, którą śpiewałem ładnym, delikatnym, dziecięcym głosem. Wujek Felek, który śpiewał w operetce, przepowiadał mi wtedy muzyczną przyszłość: „Zbynio odziedziczył po nas piękny głos. On musi śpiewać” - powiedział aktor.
Podobno już jako 16-latek pan Zbigniew chciał zostać piosenkarzem, wybrał jednak aktorstwo. Po latach nadarzyła się okazja, by spełnić marzenia.
- Wychodzę z założenia, że aktor jest od gadania, a piosenkarz od śpiewania. Ale żona mnie przekonała, że może warto spróbować. W aktorstwie robiłem już różne rzeczy, łącznie z czytaniem audiobooków. Ale piosenki jeszcze nie śpiewałem. Posłuchałem proponowanych mi piosenek, spodobały mi się i wszedłem do studia, żeby je nagrać.
Na płycie będzie można usłyszeć „Si bon, si bon”, którą napisał Jacek Cygan oraz piosenki, które mają charakterystyczny warszawski klimat oraz styl śpiewania takie jak "Gołębie" czy "Tango do kotleta".
- We wszystkie włożyłem dużo serca. - opowiada aktor - Gdy je śpiewałem, myślałem o swoje żonie. Dwie nagrałem w ciągu dwóch godzin, co zaskoczyło realizatorów. Mówili, że zwykle nagrywają piosenkę przez cały dzień, a ze mną poszło wyjątkowo szybko.
Płyta pod tytułem „Koło kina” już wkrótce do nabycia i słuchania... A pan Zbigniew do oglądania od poniedziałku do czwartku w "Barwach szczęścia"!