Czego fani "Barw Szczęścia" mogą spodziewać się po tysięcznym odcinku serialu?
Nie będą zawiedzeni. Zobaczą piękną ceremonię ślubną Marii i Marka. Dla nas, aktorów, to też był wyjątkowy dzień. Rzadko spotykamy się w tak licznym gronie.
Wspominaliście początki serialu, pierwsze dni zdjęciowe, zabawne wydarzenia z planu?
Nie mieliśmy na to czasu, musieliśmy nakręcić wiele ujęć. Zdjęcia, w których bierze udział kilkunastu aktorów i dziesiątki statystów, są bardzo wymagające. Trzeba trzymać się harmonogramu, żeby wszystko sprawnie przebiegło. Nie obyło się bez zawirowań. Ład na planie zakłóciła między innymi... moja siostra. Kiedyś obiecałam, że zaproszę ją na plan. Pomyślałam, że idealny będzie dzień, w którym realizujemy tysięczny odcinek. Dużo ludzi, będzie mogła ukryć się w tłumie - tak to sobie wymyśliłam. W pewnym momencie przybiegły do mnie dziewczyny z garderoby i mówią, że niedaleko kręci się moja psychofanka, która wygląda tak jak ja! Na chwilę zaniemówiłam, nie wiedziałam, jak zareagować. Okazało się, że chodzi o moją siostrę! Przechadzała się za ogrodzeniem kościoła z ciepłą herbatą dla mnie. Akurat tego dnia miałyśmy niemal identyczne fryzury, podobieństwo było uderzające. Nagrywaliśmy te sceny kilka miesięcy temu, a do dzisiaj wszyscy się z tego śmieją.
Czyli, mimo upływu lat, atmosfera na planie dopisuje.
Zdecydowanie! A to nie wszystko, co wydarzyło się podczas kręcenia tysięcznego odcinka. Zdjęcia powstawały między innymi w kościele w warszawskim Wilanowie. Podczas przerwy między ujęciami, stałyśmy z Izą Kuną i Kasią Glinką na schodach i odpoczywałyśmy. Wokół jeździło sporo autokarów z turystami. Zaczęłam machać do podróżujących, a dziewczyny zwróciły mi uwagę, żebym przestała, bo któryś się zatrzyma i wysiądzie kilkadziesiąt osób po autografy, co - jak można się domyślić - sparaliżuje pracę na planie. Wydawało mi się, że to niemożliwe i machałam dalej. Po chwili z jednego z autokarów wyskoczyło mnóstwo dzieciaków… Jak się okazało, z Limanowej, czyli moich rodzinnych okolic. Dziewczyny zdążyły tylko jęknąć - Zielina…(śmiech).
Jesteś, obok Izy Kuny i Katarzyny Glinki, największą gwiazdą "Barw Szczęścia". Jak układają się wasze relacje? Lubicie się?
Bardzo się lubimy! Z Kasią Glinką pracujemy razem na planie serialu, w teatrze i spotykamy się prywatnie - można powiedzieć, że się przyjaźnimy. Świetnie dogaduję się także z Izą. Mamy dużo wspólnych dni zdjęciowych. W oczekiwaniu na kolejne ujęcia, zazwyczaj siedzimy na kanapie i rozmawiamy o wszystkim, co rejestrują kamery. Obie marzymy, żeby ktoś z produkcji "Barw Szczęścia" podarował nam te sceny zmontowane w całość. To byłby hit (śmiech).
Czy, oprócz kompilacji kanapowych scen z Izą Kuną, masz jeszcze jakieś prośby do producentów serialu, scenarzystów?
Chciałabym bardzo zobaczyć pierwsze odcinki "Barw Szczęścia", ale nie mam takiej możliwości, bo ich nie posiadam. Jeśli ktoś związany z produkcją serialu przeczyta naszą rozmowę, może zrobi mi niespodziankę. Byłoby super! Siedem lat temu, gdy zaczynaliśmy pracę na planie, byłam w zupełnie innym miejscu zawodowo i prywatnie. Dużo się od tego czasu zmieniło. Czy mam jakąś prośbę do Ilony Łepkowskiej i pozostałych scenarzystów? Chyba nie, teraz jest bardzo dobrze. Coraz częściej zamieniam na planie buty na wysokim obcasie na wygodniejsze, Marta rozkręciła się po siedmiu latach. Ma dwóch adoratorów, zacznie działać w spółdzielni mieszkaniowej. O, wiem! Mogłaby zacząć ćwiczyć w fitness klubie Kaśki Górki!
Co w najbliższej przyszłości wydarzy się w życiu Marty?
Jak wspomniałam przed chwilą, moja bohaterka znalazła się w komfortowym położeniu. Będzie o nią rywalizowało dwóch przystojnych, inteligentnych mężczyzn. W końcu! Musiała na to czekać wiele lat (śmiech). Artur Chowański jest zainteresowany Martą od dawna i nic się pod tym względem nie zmieni. Zrobi wszystko, by zdobyć jej serce. Jakiś czas temu nagrywaliśmy sceny w przepięknym domu położonym na skraju lasu. Będzie romantycznie - pocałunki, przytulanie, miłe słowa. Dużo się wydarzy. Nie wiem tylko, co na ten temat powiedzą fani serialu. Mam nadzieję, że każdy kibicuje Marcie, żeby w końcu spotkała normalnego faceta, który ją pokocha i będzie dla niej dobry.
Porozmawiajmy o drugim adoratorze. Chodzi o Mikołaja Dąbrowskiego, nowego szefa Marty, prawda?
Dokładnie, z biegiem czasu okaże się, że dużo łączy naszych bohaterów. Nie będą sobie obojętni. Co z tego wyniknie, pokaże czas. Cieszę się, że Mikołaja gra Grzegorz Małecki, ponieważ bardzo się lubimy. To świetny aktor i mamy podobne poczucie humoru. Czasami przysparza nam to problemów na planie, bo cały czas się śmiejemy i komentujemy, co dzieje się dookoła.
Co z Robertem? Czy związek z nim to dla Marty zamknięty rozdział?
Będzie próbował zbliżyć się do Marty, ale chyba nic z tego nie wyniknie. Moja bohaterka oczywiście będzie miała wątpliwości, bo dużą ją łączy z Robertem, ale ostatecznie odpuści - wezmą rozwód. Ile razy można dawać drugą szansę?
Coraz częściej spotykasz na planie Piotra Jankowskiego, twojego byłego serialowego męża Piotra. Co będzie się działo w tym wątku?
Wydarzy się tak dużo, że sama mam trudności, żeby to wszystko zebrać w całość. Zapraszam przed telewizory! Nie zabraknie emocji, niespodziewanych zwrotów akcji, kryminalnych smaczków. Na planie pojawiło się kolejne dziecko, synek Igi i Piotra. Moja Gabrysia, czyli serialowa Ewunia, rośnie i jest coraz mądrzejsza.
J
akie miejsce w twoim życiu zawodowym zajmują "Barwy Szczęścia"?
Rola w tym serialu i udział w programie "Kocham Cię, Polsko!" dużo mi dały. Niektórzy mówią, że taka długofalowa współpraca nie służy aktorowi, ale ja uważam inaczej. Jest duża grupa ludzi, którzy przychodzą na spektakle z moim udziałem, bo znają mnie ze szklanego ekranu. W teatrze mogą się przekonać, że potrafię grać różne role, że nie jestem tylko Martą Walawską. Wszystko jest po coś. Dzięki "Barwom Szczęścia" robię w życiu wiele rzeczy. Ten serial dał mi mnóstwo możliwości. Odkąd w nim gram, otrzymałam ciekawe propozycje filmowe i teatralne. Nie mam prawa narzekać, to dla mnie bardzo dobry czas. Często spotykam się z miłymi reakcjami ludzi, uśmiechami, wyrazami sympatii. Dostaję bardzo dużo listów. Na wszystkie odpisuję, nie wyrzucam ich do kosza. To dzięki widzom mogę pracować i dostałam dwie Telekamery. Doceniam to i dziękuję.
"Barwy Szczęścia" zajmują ważne miejsce w twoim życiu zawodowym, ale robisz wiele innych rzeczy. Czy w najbliższym czasie czekają cię jakieś nowe wyzwania?
Bawię się trochę modą, projektuję ubrania razem z moją stylistką, Jolą Czają. W naszej kolacji Bosco Design by Ziele mamy świetne T-shirty i ekologiczne, ortalionowe torby. Nasz debiut okazał się sukcesem, więc już zabieramy się za nowe projekty! Szykuję się też do dwóch premier teatralnych. Zaraz jadę do warszawskiego Teatru Komedia na spotkanie w sprawie jednego z tych spektakli. Zagram w nim między innymi z Marią Pakulnis. Premiera w Sylwestra. To będzie dla mnie nowe doświadczenie, po raz pierwszy wystąpię tego dnia na deskach teatralnych.
A drugi spektakl?
To "Ślicznotka w lesie" - premiera w lutym 2014. Oprócz tego, że w nim zagram, będą także jego producentką. Cieszę się, że dyrektor teatru Roma zaproponował mi współpracę w takim charakterze, bo to znaczy, że we mnie wierzy, że to ma sens. Odpowiada mi taka rola i chyba się w niej odnajduję.
Jak daleko sięga twoja wyobraźnia? Gdzie widzisz się w przyszłości, powiedzmy za dziesięć lat?
Życie jest tak zaskakujące, że trudno cokolwiek planować. Staram się myśleć pozytywnie, szukam nowych wyzwań. Zamiast planować, po prostu wytyczam sobie cele i do nich dążę. Cały czas uczę się tego, by się nie bać, iść do przodu, rozwijać się. Chciałabym grać w teatrze i "Barwach Szczęścia". Życzę sobie i widzom, żeby ten serial powstawał jak najdłużej. To moja praca, czasem ciężko mi wstać skoro świt z łóżka przed kolejnym dniem zdjęciowym, ale gdybym nagle przestała jeździć na plan, natychmiast bym się za nim stęskniła.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski