Wiadomość została wysłana.
Już pierwszego dnia na planie wiedziała, że rola w „Barwach Szczęścia” zmieni jej życie. W przyszłym roku zamierza zdawać do szkoły teatralnej, ale chce rozwijać się także muzycznie. Swoimi występami oczarowała jurorów oraz widzów programu „The Voice of Poland”. Może Klara, którą gra w serialu, też powinna śpiewać?
Występuję w „The Voice of Poland”, śpiewam od dziecka, zawsze interesowałam się muzyką i chcę się w tym kierunku rozwijać, ale wolałabym nie łączyć tego z serialem. Przede wszystkim nie chcę odbierać Marcelinie Olszańskiej i Markowi Molakowi, którzy w „Barwach Szczęścia” grają Tinę i Huberta, wspaniałego wątku. Wystarczy, że oni śpiewają. Gdybym do nich dołączyła, zrobiłoby się niepotrzebne zamieszanie. Inna sprawa, że kariera artystyczna chyba nie za bardzo pasowałaby do mojej bohaterki. Klara nie jest charyzmatycznym liderem - kimś, kto porywa tłumy, ale odgrywa ważną rolę w relacjach międzyludzkich, można powiedzieć, że łączy ludzi. To mądra, dojrzała osoba, która woli stać z boku. Odpowiada mi jej charakter, scenarzyści prowadzą tę postać bardzo ciekawie.
Gdy zaczynałam pracę na planie „Barw Szczęścia”, miałam piętnaście lat. Pierwszy dzień zdjęciowy był dla mnie ogromnym przeżyciem, tego nie da się zapomnieć. Niby wcześniej zagrałam w filmie „Jasne błękitne okna”, ale serial rządzi się zupełnie innymi prawami. Przede wszystkim ma o wiele większy zasięg. Już wtedy zdawałam sobie sprawę, że od tego dnia najprawdopodobniej wiele zmieni się w moim życiu. Wiedziałam, że inaczej będzie mnie odbierać otoczenie, że będę mogła rozwijać swoją pasję i poznawać wspaniałych ludzi. Pracować z aktorami, których wcześniej podziwiałam na ekranie telewizora, w kinie czy teatrze. Początkowo najwięcej scen miałam z moją serialową mamą Danutą, czyli Dorotą Segdą. To niesamowicie ciepła, wspaniała osoba, której bardzo dużo zawdzięczam. Wiele się od niej nauczyłam, zawsze mogłam liczyć na jej wsparcie i wyrozumiałość. Nigdy nie zapomnę sceny, w której na mnie krzyczała. Rozpłakałam się, co nie było planowane. Obie weszłyśmy w role i zareagowałam spontanicznie. Zapomniałam, że gramy, że kręcimy kolejną scenę. To było przełomowe wydarzenie, dzięki niemu dużo dowiedziałam się o aktorstwie. W przyszłym roku zamierzam zdawać na wydział aktorski Akademii Teatralnej w Warszawie. Dorota Segda, jako wykładowca i egzaminator w krakowskiej PWST, była dla mnie idealnym nauczycielem.
Czas leci, w telewizji emitowany jest tysięczny odcinek serialu. Przez te lata zżyłam się z częścią osób z ekipy. Dorastałam na ich oczach i przywiązałam się do nich. Gdy przeżywałam burzliwy okres w życiu, traktowałam ich jak rodzinę. Zaprzyjaźniłam się choćby z Michaliną Olszańską. Od pierwszego dnia bardzo się polubiłyśmy, okazało się, że mamy ze sobą dużo wspólnego, że nadajemy na tych samych falach. Cieszę, że mogłam znaleźć się w takim miejscu. Gdyby nie „Barwy Szczęścia”, moje życie potoczyłoby się zupełnie inaczej, byłabym zupełnie innym człowiekiem.