Z Bartoszem Porczykiem - serialowym Adamem rozmawiamy o jego drodze aktorskiej, wyzwaniach i poświęceniach. A także o tym, na ile jest się w stanie zmienieć dla roli i jaka jest ta jego wymarzona rola...
Co dają Ci spotkania z Twoim bohaterem Adamem?
Staram się przekładać jego "zło" na moje "dobro". Dostaję od niego więcej odwagi, więcej bezpośredniości. Ale tak naprawdę - postać jest dla mnie postacią. Jedynym punktem stycznym pomiędzy mną a moimi bohaterami jest ciekawość, która popycha mnie do tego, żeby "włamywać" się do ich głów.
W Twoim spektaklu "Smycz" głównym bohaterem jest właśnie stworzony przez Ciebie Włamywacz....
To jedna postać, lecz o wielu różnych twarzach. Sam naliczyłem ich osiem... To jednak nie "osobni" bohaterowie; każdy z nich siedzi w jego głowie. Tytułowa "smycz" to wspólny mianownik dla nich wszystkich. Bo każdy z nich jest uwiązany: od miłości poprzez pieniądze, uzależnienia od zakupów w supermarketach, narkotyków, po wiarę i religię. Tak jak uwiązany jest każdy z nas.
Za ten spektakl otrzymałeś nagrodę za najlepszą główną rolę męską na wrześniowym Dublin Fringe Festiwal...
Początkowo "Smycz" była zakwalifikowana w kategorii "off", czyli - miała nie brać udziału w tych międzynarodowych zmaganiach, bez możliwości uzyskania oceny. Zebraliśmy owacje na stojąco. Gdy następnego dnia szykowaliśmy się do powrotu - bilety zabukowane już były na 15.00, nagle zadzwonił telefon, czy mogę stawić się na jutrzejsze rozdanie nagród. I - stało się... (uśmiech) Słysząc "And the winner is... Bartosz Porczyk", zrozumiałem, zdałem sobie sprawę, że naprawdę - nie ma żadnych granic.
Pomysł "Smyczy" narodził się podczas Twojej pracy nad interpretacją piosenki "Fabryka Małp" podczas zeszłorocznego 27 Przeglądu Piosenki Aktorskiej. Zgarnąłeś wówczas chyba wszystkie możliwe nagrody.
O Przeglądzie marzyłem od dawna. Po raz pierwszy wziąłem w nim udział mając 21 lat. Odpadłem. Obiecałem sobie wówczas, że jeśli wrócę tu po latach - wygram. Na dzień przed, rozmawiałem z Jackiem Bończykiem. Powiedział: "Bartek, trzymaj się tego, na co się zdecydowałeś i uwierz w to. Jeśli ty wierzysz w swoje zdanie, w to, co chcesz ludziom powiedzieć, to nikt poza tobą nie ma racji". Przygotowując się do wykonania "Fabryki..." zrzuciłem osiem kilogramów, na godzinę przed wejściem na scenę ogoliłem się na łyso. Moja mama siedząca na widowni potrzebowała sporo czasu, by mnie rozpoznać... A kiedy już schodziłem ze sceny wiedziałem, że albo zostanę wyśmiany, albo... wygram.
Po wygranej powiedziałeś, że to spore wyzwanie. Trzeba stanąć na scenie i w ciągu kilku minut zająć i zafascynować publiczność. Czy tego można się nauczyć?
Nie wiem. Dla mnie każdy spektakl jest jak premiera. Z jednej strony zapominam się w swojej roli, z drugiej, cały czas miga we mnie "kontrolka" - czy kontakt z widzem wciąż trwa. Zarówno widzowie, jak i ja - jesteśmy energią. Musimy wzajemnie się wyczuwać, nie ma tu żadnego schematu.... To, co dla mnie ważne, może i najważniejsze, to - by mój bohater od pierwszego do ostatniego spotkania ze mną i widzami - był znakiem zapytania.
Ponoć podczas jednej z odsłon "Smyczy", padł zaczepny komentarz z widowni. Co wtedy zrobiłeś?
To stało się podczas monologu Margaret. Ów widz usiłował sam odpowiedzieć na retoryczne pytanie: "Gdzie jest światło?". Błyskotliwie zauważył, że pewnie jest w ...... To, co stało się później - było czystą magią. Pomiędzy nim a mną wywiązał się taki rodzaj napięcia, że spektakl nabrał całkiem innego wymiaru. Nagle byliśmy sami: tylko on i ja. Chciał pokazać, co może ze mną zrobić. I ja mu to pokazałem.
Jaka jest rola, o której marzysz...?
Nikt Wielki. Wielki Nikt.
Życząc powodzenia, dziękuję Ci za rozmowę.
Rozmawiała Justyna Tawicka