„Barwy szczęścia” mają już dziesięć
sezonów! Czy to wydarzenie wywołuje u ciebie refleksję? Wracasz myślami
do swoich początków w serialu?
Przez pryzmat różnych rzeczy, które dzieją się w naszym życiu i trwają
przez lata, bardziej uświadamiamy sobie upływający czas. Gram w
„Barwach szczęścia” od dawna, czasami wracam myślami do momentu, w
którym zaczęłam pracować na planie. Nie przypuszczałam wtedy, że tak
długo będę wcielała się w Iwonę, że moje życie potoczy się w takim
kierunku.
Od pierwszego klapsa na planie minęło
już dziewięć lat. Szmat czasu.
Trzeba mi odliczyć jeden rok ze stażu w „Barwach szczęścia”. Jako
studentka pierwszego roku Akademii Teatralnej nie mogłam pracować na
planie, takie są zasady w szkole... Przez te lata bardzo dużo się
wydarzyło, w moim życiu zaszło wiele pozytywnych zmian. Gdy zaczynałam
przygodę z serialem, chodziłam do liceum, potem skończyłam studia na
wydziale psychologii, a teraz jestem na roku dyplomowym Wydziału
Aktorskiego na AT. Czas minął tak szybko!
Zakochałaś się w aktorstwie od
pierwszej sceny w „Barwach szczęścia”?
Miałam poczucie, że chcę zajmować się działalnością artystyczną, ale
nie wiedziałam, jaki wybiorę kierunek. Kiedyś tańczyłam, potem
myślałam, by zostać projektantką mody. Odkąd związałam się z „Barwami
szczęścia”, przez pierwsze pięć lat co roku w maju miałam zryw i
stwierdzałam, że będę zdawała do Akademii Teatralnej, ale tego nie
robiłam. Zawsze znajdowałam jakąś wymówkę, chyba po prostu się bałam.
Myślałam, że jednak pójdę na ASP, przygotowywałam się nawet do
egzaminów. Ostatecznie, właściwie w ostatniej chwili, po ukończeniu
poprzednich studiów, złożyłam dokumenty do AT i zdałam egzaminy. To był
słuszny wybór.
Zagranie której sceny w „Barwach
szczęścia” sprawiło ci największą trudność?
Przez te lata zebrałam na planie wiele cennych doświadczeń, a
szczególnie w pamięć zapadł mi wątek, w którym moja bohaterka miała
romans ze swoim nauczycielem. Gdy ją odrzucił, podjęła próbę
samobójczą. Teraz myślę o tych scenach i wiem, że zagrałabym je
inaczej. Wtedy to było dla mnie ogromne wyzwanie, miałam zaledwie
siedemnaście lat, mniejsze doświadczenie życiowe – trochę się
stresowałam.
Czy brakuje ci jakiegoś aktora, a
którym w przeszłości grałaś w „Barwach szczęścia”?
Najbardziej brakuje mi Izy Kuny (serialowa Maria – przyp. aut.), z
którą przez wiele lat grałyśmy matkę i córkę. Lubię ją i szanuję, jest
cudownym człowiekiem; czasami kontaktujemy się prywatnie. Praca z nią
zawsze dawała mi wielką motywację i była dla mnie czystą przyjemnością.
Rzadko przekazywała mi wskazówki; wystarczyło że ją obserwowałam. Są
aktorzy, którzy nie schodzą poniżej określonego poziomu, niezależnie
czy grają w teatrze, czy na planie filmu lub serialu. Interesująca była
również praca z Olafem Lubaszenko (serialowy Roman - przyp. aut.). Nie
łączyły nas zażyłe relacje, ale miałam okazję patrzeć na człowieka,
który osiągnął spory sukces. Dobrze grało mi się z Krzyśkiem Wachem
(serialowy Aleksander – przyp. aut.), moim serialowym mężem
muzułmaninem.
Jedni odchodzą z „Barw szczęścia”,
inną przychodzą. Teraz też masz okazję pracować ze znakomitościami
aktorskimi.
Ostatnio przyszło mi zagrać z panią Stanisławą Celińską (serialowa
Amelia – przyp. aut.). Czułam do niej respekt, bo to aktorka wielkiego
formatu, która od lat gra w filmach i teatrze; ostatnio oglądałam ją w
spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego. Dosyć często mam okazję pracować
na planie „Barw szczęścia” z Marcinem Perchuciem (serialowy Marek –
przyp. aut.), który niedawno został dziekanem Wydziału Aktorskiego
mojej uczelni. Bardzo się cieszę, że mogę spotykać się w pracy z takimi
osobowościami.
Co wydarzy się w życiu twojej
bohaterki w dziesiątym sezonie „Barw szczęścia”?
Czuję, że relacja Iwony i Świderskiego (Sambor Czarnota – przyp. aut.)
się wypaliła. Jest wielce prawdopodobne, że się rozstaną. Moja
bohaterka nie będzie chciała być więcej okłamywana, przestanie być
naiwna. Jestem bardzo ciekawa, co dla niej wymyślą scenarzyści - czy
postawią na kolejny związek, a może jej rozwój osobisty?
Rozmawiał:
Kuba Zajkowski