Wiadomość została wysłana.
Dołączyłaś do obsady serialu „Barwy szczęścia”, ale życie twojej bohaterki to pasmo... nieszczęść.
Pojawię się w wątku Mariety Żukowskiej, gram jej koleżankę z pracy. To drugoplanowa, ale ciekawa rola. Poruszamy ważny społecznie problem, moja Danka jest molestowana przez szefa. Ma bezrobotnego męża i dziecko, musi pracować, żeby utrzymać rodzinę. Będzie miała dylemat: donieść policji, co się dzieje w miejscu pracy, czy znosić karygodne zachowanie przełożonego. To skomplikowana, daleka ode mnie postać, która wszystkiego się boi. Jest wiecznie przestraszona, zahukana codziennością i prozą życia. Szef ją poniża i upokarza, niby się opiera, ale nie walczy o sprawiedliwość. Przynajmniej na razie, zobaczymy, czy coś się zmieni w przyszłości.
Jak ci się pracuje z Marietą Żukowską? Czy połączyła was nić sympatii?
Pierwszy raz spotkałyśmy się w pracy. Marieta to fajna kobieta, polubiłyśmy się prywatnie i chyba nam się dobrze razem pracuje. Tak mi się wydaje, musiałbyś ją o to zapytać. Miałyśmy sporo wspólnych tematów, sporo rozmawiałyśmy, nie tylko o dzieciach.
Zabierasz na plan swoje pociechy?
Zosia była na planie raz, zabrałam ją tam, żeby zobaczyła, jak nudno tkwić w kablach i powtarzać po kilkanaście razy sceny. Przez chwilę patrzyła na to z boku, a potem zajęła się czytaniem książki. Aktorstwo chyba jej nie zafascynowało, za to wciągnęła się w dubbing. Na razie miała kilka niedużych rólek, czeka z niecierpliwością na premierę filmu o Barbie, w którym podkładała głos jednej z drugoplanowych postaci. To dla niej ogromne przeżycie. Niedawno byłyśmy na premierze prasowej naszej książki „Potworaki Usypiaki”. Długo wahaliśmy się z Marcinem, czy to dobry pomysł, by Zosia tam poszła. Nie pokazujemy dzieci przedstawicielom mediów, nie zabieramy ich na premiery filmów czy spektakli, w których gramy, dbamy o ich prywatność, ale tym razem chodziło o inne wydarzenie. Zosia jest współautorką tej książki, pisałyśmy ją razem. To dla niej ważne chwile, dlatego pierwszy raz stanęła przed obiektywami fotoreporterów.
Debiutujesz jako pisarka. Jak się czujesz w tej roli?
Napisanie książki traktuję jako kolejną cegiełkę do mojego dorobku zawodowego. To szalenie rozwijające zajęcie. Początki były trudne – usiadłam nad czystą białą kartką i musiałam coś wymyślić. To nie są felietony, które rodzą się z życia i w zasadzie same piszą. Trzeba było coś stworzyć od podstaw. Pomysł, który był na początku, a to, co wydarzyło się później, to dwie różne rzeczy. Bardzo duży wkład w ostateczną wersję „Potworaków Usypiaków” miała moja córka, która początkowo opiniowała każdy rozdział, a później zaczęła wymyślać. Przeszłyśmy nad tym do porządku dziennego, nie robiłyśmy wielkiego „halo”, że trzeba napisać kolejny rozdział. Im dalej w las, tym bardziej ten świat się rozrastał. Opowieść o Jadzi i Mukim zaczęła się pisać latem, to był fajny czas, na pewno wzbogacił nasze życie. Moja córka jest oczywiście prototypem bohaterki książki. Nigdy o tym nie rozmawiałyśmy, nie ustalałyśmy, ale obie zdajemy sobie z tego sprawę. „Potworaki Usypiaki” mają być do wspólnego czytania dla dorosłych i dzieci – taki był zamysł. Każdy rozdział jest o innym lęku, które mają najmłodsi. Oczywiście chciałabym, żeby książka się podobała, ale równie ważne jest dla mnie, by prowokowała dyskusje rodzinne. Mam nadzieję, że tak będzie.
Rzucasz aktorstwo i skupiasz się na pisaniu?
Te światy się przenikają. Mój zawód daje mi duże możliwości realizowania się na różnych płaszczyznach twórczych, za co go bardzo cenię. To że jestem aktorką i od nastu lat pracuję przy tworzeniu różnych postaci, ułatwiło mi pracę nad książką. Wiem, na czym polega budowanie dramaturgii, czułam, kiedy robi się nudno, kiedyś bohater musi mieć przełamanie, żeby nie był tylko fajny i dobry. Ta struktura nie jest mi obca. Jadzia, bohaterka „Potworaków Usypiaków”, nie tylko radzi wszystkim, jak mają uporać się z przeróżnymi lękami, też ma problemy, z którymi musi się zmagać.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski