• Wyślij znajomemu
    zamknij [x]

    Wiadomość została wysłana.

     
    • *
    • *
    •  
    • Pola oznaczone * są wymagane.
  • Wersja do druku
  • -AA+A

Jedzenie, joga i kamienie - wakacje Małgorzaty Potockiej

13:01, 15.02.2016
Jedzenie, joga i kamienie - wakacje Małgorzaty Potockiej

.
.

Podziel się:   Więcej
Lato za pasem, jakie są pani wakacyjne plany?

Dla mnie sport to najlepszy wypoczynek, dlatego pod koniec lipca jadę do Jastrzębiej Góry na obóz jogi. Poza tym będę starała się być w Warszawie. Zadbam o zdrowie - głównie o swój kręgosłup, który trochę "nawala". A gdy Warszawa się wyludnia, wtedy mogę pożyć miastem. Będzie też pracowicie. Gram niedużą, ale za to bardzo miłą rolę w filmie "Och, Karol!" i bardzo się z tego cieszę.
A zdarzyły się kiedyś pani wakacje, które przybrały niespodziewany obrót?

Pamiętam jedne wakacje zapowiadające się na takie, w które nie będę miała nic do roboty poza czytaniem książek. A tymczasem stałam się... przedszkolanką. Było to na Kaszubach. Pojechaliśmy tam ja i mój ówczesny mąż z małą Matyldą. I nagle się okazało, że w tej wsi, w której jesteśmy, schodzą się do nas tabuny dzieci. Ja z rozkoszą zaczęłam dla nich gotować, a mój mąż Józek robił im wycieczki w poszukiwaniu skarbów. Pokazywaliśmy im zdjęcia, obrazy, uczyliśmy ich historii sztuki. Uwielbiałam, kiedy przychodziło do nas około siedemdziesięciorga dzieci i robiliśmy dla nich wakacyjną akademię z przygodą. Niesamowite przeżycie.
Jest pani podróżującym smakoszem?

Jeżdżąc po świecie zbieram różne smaki i ich ciekawe połączenia. Uwielbiam też przyglądać się, w jaki sposób są wymyślane dania, jak są one podawane. Jestem tzw. "kucharą" od urodzenia i najchętniej miałabym swoją restaurację, gdyby to nie była tak makabryczna praca. Moja matka cudownie gotowała. Moje córki również fantastycznie gotują, ale w naszych kuchniach nie ma ani jednej książki kucharskiej. Specjalizuję się w kuchni wschodniej - rybach i lekkich zupach. Wymyślam, poszukuję i moje kolacje dla przyjaciół to ciągłe eksperymenty.
Czy jest coś, czym smakowo zachwyciła się pani ostatnio na wyjeździe?

Byłam w fantastycznej azjatyckiej restauracji w Londynie, która nazywa się Haka San. Jadłam tam kłącza bambusa i ryby zawijane w liście szpinaku - to było wspaniałe danie. Byłam też w restauracji Gordona Ramsaya, gdzie smakowałam mus grzybowy i aloesowy.
A najbardziej ekstremalne kulinarne doświadczenie w pani życiu?

Pieczone mrówki, słynnego artysty Daniela Spoerriego. Pamiętam, że zrobiły na mnie wstrząsające wrażenie. Natomiast bardzo bym chciała przeżyć kolację molekularną.
A na czym ona polega?

Tego dokładnie nie wiem. Składa się z preparatów i wyciągów z najbardziej pożywnych substancji. Także nie jest to takie stricte jedzenie, tylko przedziwne substancje, które są w formie mgiełek, musów czy płynów, które oddają esencję smaków różnych znakomitych potraw.
Ulubiony smak z wakacji dzieciństwa?

Ryby! Moja matka była zwolenniczką kuchni francuskiej i w domu jadło się potrawy gotowane na parze, w tym znakomite ryby.
Ma pani jakieś tajne metody obrony przed upałem?

Mam, choć ja kocham upał! Od dzieciństwa w upalne dni zawsze mam przy sobie wachlarz. Polecam też picie gorących herbat - zielonych i białych.
Zbiera pani pamiątki z podróży?

W dzieciństwie po powrocie z wakacji mój tata brał moją walizkę i pytał - co ona jest taaaaka ciężka!? A tam były zawsze kamienie i muszle. I tak mi pozostało do dziś. Pełno mam jakichś "kamurów" i już sama nie wiem, skąd one są. Matylda, moja córka, mówi że to jest amunicja obronna (śmiech). Ale ostatnio, jak się potem okazało, zrobiłam straszne przestępstwo. Byłam na Kubie w miejscowości Trinidad i tam na plaży zebrałam worek niezwykłych, białych, cudownie pokręconych kamieni, które przywiozłam do Polski. Moja druga córka Weronika, która studiuje ochronę środowiska, jak zobaczyła te kamienie, mówi - mamo, ja cię chyba zadenuncjuję! Przywiozłaś żywe koralowce! Byłam w niezłym szoku. Nikt mnie nie sprawdził, nikt nie zwrócił uwagi... Mam nauczkę, choć generalnie ja zbieram wszystko ze wszystkich miejsc, w których jestem. Nie bez powodu moje córki mówią do siebie - chodźmy do matki, do lombardu (śmiech).
Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Joanna Rutkowska