Odnoszę wrażenie, że
twoja kariera aktorska przebiega tak, jakbyś ją dokładnie zaplanowała.
Naprawdę? Rzeczywiście dawno temu pomyślałam, że warto iść przez życie
zawodowe małymi krokami, ale jestem daleka od stwierdzenia, że wszystko
zaplanowałam. To naturalny proces, w który tylko w pewnym stopniu mogę
ingerować. W tej branży można planować, coś sobie założyć, a życie
wszystko weryfikuje. Zajmowałam się arteterapią, pedagogiką, pantomimą,
byłam harcerką. Próbowałam i doświadczałam, bo cały czas szukałam tego,
czym chcę się zajmować. Podążałam za tym, co czuję, choć robiłam to na
przekór racjonalnym przesłankom, bo świat mówił mi, żebym się na czymś
skupiła.
Czy pamiętasz moment, w
którym postawiłaś na aktorstwo?
W dzieciństwie miałam różne pomysły. Chciałam być żołnierką, ponieważ
podobały mi się manewry wojskowe na poligonie, ale szybko o tym
zapomniałam (śmiech). Marzyłam, żeby zostać łyżwiarką figurową, lekarką
albo introligatorką, bo spędzałam wakacje u dziadka, gdzie znajduje się
drukarnia mojej cioci i wujka. Lubiłam składać gazety, szyć książki,
jedną nawet napisałam. Pasja aktorska kiełkowała we mnie przez lata.
Brałam udział w konkursach recytatorskich, byłam w różnych amatorskich,
eksperymentalnych grupach teatralnych, podobało mi się wcielanie w
różne postaci, ale długo nie traktowałam tego poważnie. Czułam, że mam
misję, starałam się robić dużo dobrego dla ludzi. W pewnym momencie
moja energia na takie działania zaczęła się wyczerpywać. Pasja to nie
jest studnia bez dna - żeby inspirować i pobudzać wyobraźnię innych,
potrzebuję skrzydeł. Po drodze dostałam kilka impulsów, które dały mi
do myślenia, ostatecznie postawiłam na aktorstwo i poszłam do szkoły
teatralnej. W związku z tym musiałam zrezygnować z harcerstwa, z którym
byłam związana dwanaście lat. To była trudna decyzja, bo bardzo
poważnie podchodziłam do służby, a jej idee nadal są mi bliskie. Byłam
harcerką orlą, przewodniczką, parę razy pełniłam obowiązki komendantki
obozu; mundur nadal wisi w szafie.
Jak dziś, pięć lat po
ukończenia wydziału aktorskiego Łódzkiej Filmówki, oceniasz swoją
ścieżkę zawodową?
Jestem zadowolona, wszystko idzie tak, jak ma iść, choć brakuje mi
teatru. Co prawda gram monodram „Kobiety Karamazow” w reżyserii Jolanty
Juszkiewicz w Kropka Theatre, ale na nowe spektakle na razie nie mam
czasu, bo dużo pracuję przed kamerą. Gdyby przed laty ktoś mi
powiedział, że w 2019 roku będę występowała w dwóch serialach
codziennych, nie uwierzyłabym. Sądziłam, że skupię się głównie na pracy
w teatrze, ale życie zaskakuje. Pamiętam słowa Krzysztofa Zanussiego,
który mówił, że trzeba robić to, co przynosi los, bo wtedy człowiek się
rozwija.
Każde spotkanie zawodowe,
kolejna rola mogą stworzyć nowe możliwości.
Gdybym pochopnie odrzucała propozycje, żyłabym wyobrażeniami. Zawsze
myślę, gdzie rola może mnie zaprowadzić. Rozważam za i przeciw, a jeśli
ktoś oferuje mi zagranie postaci, jakiej dotąd nie grałam, przyjmuję
ją. Do tej pory biorę udział w niezależnych etiudach. Ostatnio
pracowałam na planie dyplomu operatorskiego Mateusza Czuchnowskiego, bo
uważałam, że to będzie inspirujące spotkanie. Pieniądze to nie
wszystko. Wygląda na to, że w jakimś stopniu podchodzę do życia
racjonalnie. Można powiedzieć, że jestem analitykiem życia (śmiech).
Jaka była twoja pierwsza
myśl, gdy otrzymałaś propozycję roli w „Barwach szczęścia”.
Czułam, że to będzie dla mnie dobry krok, ale potem przyszło zawahanie.
Ta propozycja pojawiła się niedługo po Festiwalu Polskich Filmów
Fabularnych w Gdyni, gdzie dostałam nagrodę (za profesjonalny debiut
aktorski; rola w filmie „Najlepszy” – przyp. aut.). Ostateczną decyzję
podjęłam po koleżeńskiej rozmowie ze świętej pamięci Lucyną
Kobierzycką, która powiedziała mi - „Brać tę rolę! tylko dobrze zagrać”.
Jestem zadowolona z tej współpracy. Regina to interesująca postać - z
jednej strony silna, z drugiej wrażliwa. W najbliższych odcinkach dużo
wydarzy się w jej życiu. Będzie robić kolejne interesy, tym razem z
Borysem (Jakub Wieczorek – przyp. aut.), podniesie się ze zgliszczy
żałoby po śmierci męża i na nowo zacznie wierzyć w sens życia. Pojawi
się też wątek kryminalny; Regina będzie miała przygody niczym
dziewczyna Bonda (śmiech). Moją bohaterkę z poważnej opresji uratuje
Franek (Mateusz Banasiuk – przyp. aut.), który - niczym anioł stróż -
pojawi się we właściwym miejscu i o właściwej porze. Później dojdzie do
tragicznego zdarzenia z jego udziałem, co da mojej bohaterce do
myślenia. Zorientuje się wtedy, że go kocha.
Czy to będzie
odwzajemnione uczucie?
Regina wiele przeżyła, długo była związana z jednym mężczyzną, który
umarł w dramatycznych okolicznościach, a teraz pojawił się taki...
chłoptaś, który zawróci jej w głowie. To bardzo ciekawy wątek. Wydaje
mi się, że moja bohaterka trochę się przy nim wyluzuje, nabierze
dystansu do przeszłości. Ta relacja ma potencjał, z przyjaźni przerodzi
się w coś więcej. Oczywiście do pełni szczęścia daleka droga, bo o
względy Franka będzie zabiegała Celina (Orina Krajewska – przyp. aut.),
a Reginą zainteresuje się Piotr (Piotr Jankowski – przyp. aut.)
Co jeszcze dzieje się w
twoim życiu zawodowym?
25 marca odbędzie się premiera fabularyzowanego filmu dokumentalnego
„Miłość i Miłosierdzie”, w którym gram świętą siostrę Faustynę
Kowalską. Pierwszy publiczny pokaz filmu odbył się piątego marca w
Watykanie. Wcielanie się w tak wyjątkową osobę było dla mnie wspaniałym
wyzwaniem. Bardzo dobrze czułam się w habicie. Gdy go zakładałam,
natychmiast wczuwałam się w rolę. Na planie kilka razy usłyszałam, że
powinnam wstąpić do zakonu, ale na razie wybieram powołanie do
małżeństwa (śmiech).
Doszły mnie słuchy, że otwierasz ze znajomymi studio fotograficzne. Czy
to prawda?
Tak, otwieramy w Warszawie studio fotograficzne Studio Sztos. W naszym
zamierzeniu to będzie miejsce spotkań artystycznych. Zamierzam
organizować tam warsztaty aktorskie dla dzieci z Agnieszką Mrozińską,
która gra Mariolę w „Barwach szczęścia”. Uwielbiam ją, jest bardzo
pozytywną osobą i ma niesamowitą energię; świetnie się uzupełniamy.
Ponadto na przełomie kwietnia i maja jadę na festiwal do Armenii z
monodramem „Kobiety Karamazow”, w czerwcu czekają mnie zdjęcia na
planie niezależnego filmu krótkometrażowego – ekranizacji jednego z
opowiadań Stanisława Lema, a w planach jest także podróż po Stanach
Zjednoczonych, Brazylii i Meksyku z filmem „Miłość i Miłosierdzie”.
Super, że się spotkaliśmy i spokojnie porozmawialiśmy, bo uświadomiłam
sobie, ile dzieje się w moim życiu i że to wszystko ma ogromną wartość.
Na co dzień się nad tym nie zastanawiam, bo skupiam się na działaniu.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski