Jak to możliwe, że
dotychczas nie dostałaś Telekamery Tele Tygodnia w kategorii aktorka?
To dla mnie niewiarygodne!
(śmiech) I co ja mam teraz powiedzieć? Cieszę się, że po raz pierwszy
mam szansę otrzymać tę nagrodę. Bardzo mi miło, że zostałam
dostrzeżona. Traktuję tę nominację jako wyróżnienie, zwłaszcza że
Telekamerę zdobywa się dzięki głosom widzów. To odzwierciedlenie mojej
pracy - tego, czy to, co robię, podoba się ludziom, czy nie. A uprawiam
taki zawód, w którym ma to duże znaczenie.
A może dotychczas nie
otrzymałaś tej nagrody, dlatego że nie rozpychasz się łokciami, tylko
robisz swoje?
Faktycznie, nie bryluję w show-biznesie, stoję z boku. Nie chodzi o to,
że nie mam ambicji - cały czas chcę nowych, ciekawych ról, chcę brać
udział w interesujących przedsięwzięciach artystycznych. Przez lata
udaje mi się utrzymywać w zawodzie, radzę sobie dobrze i myślę, że
największe role są przede mną, ale nie mam poczucia, że rozpychanie się
łokciami sprawiłoby, że byłabym szczęśliwsza. Myślę, że przy takiej
postawie brak sukcesów może rodzić ogromną frustrację. Wszystko dzieje
się po coś, z jakiegoś powodu jest się w takim, a nie innym miejscu.
Zaburzanie tego rytmu nie przynosi nic dobrego.
Nominację do Telekamery
zawdzięczasz roli Kasi Górki, którą od wielu lat grasz w „Barwach
szczęścia”.
To praca zbiorowa scenarzystów, reżyserów, operatorów i moja. Przez te
wszystkie lata Kasia Górka przechodziła przez różne momenty,
dotykaliśmy tematów społecznie drażliwych, które niekoniecznie budzą
akceptację. Były wątki związane z aborcją, adopcją i in vitro. Myślę,
że dzięki temu, zgodnie z powiedzeniem - kropla drąży skałę - jesteśmy
w stanie troszkę zmieniać myślenie i podejście ludzi, którzy oglądają
serial. Mam nadzieję, że niektórzy stali się bardziej wyrozumiali,
tolerancyjni i otwarci na postawę innych. Te misyjne wątki sprawiają,
że odczuwam większą satysfakcję z pracy na planie. Mimo że Kasia
wzbudza kontrowersje, widzowie są po mojej stronie i dalej mi kibicują.
Cieszę się ich sympatią, z którą często spotykam się na co dzień. To
dla mnie świadectwo, że jest dobrze, że ta postać jest wiarygodna.
Twoja bohaterka niedawno
wzięła ślub z Łukaszem. Wygląda na to, że w końcu, po wielu
zawirowaniach, ustabilizuje się w życiu.
Sielanka będzie trwała tylko chwilę. Kolejny raz okaże się, że kłopoty
i trudne sytuacje to specjalność mojej bohaterki. W tego typu serialach
musi być dużo, często ekstremalnych, zwrotów akcji. Gdyby długo
wszystko było w porządku i nie działoby się nic kontrowersyjnego, nie
miałabym co grać, a widzowie byliby znudzeni.
Kasia i Łukasz (Michał Rolnicki – przyp. aut.) po ślubie zmierzą się z
kolejnymi problemami. Założenie jest takie, że będą stawiać im czoła
razem jako małżeństwo. Cieniem na ich relacji położą się wydarzenia z
przeszłości.
Twoja aktywność zawodowa
to nie tylko praca na planie „Barw szczęścia”. Dużo czasu spędzasz w
teatrze. Właśnie rozpoczęłaś próby do spektaklu „Wrócę przed północą”.
Czego mogą spodziewać się po nim widzowie?
- To bardzo nietypowy spektakl jak na Teatr Kwadrat, gdzie z reguły
wystawiane są komedie. Gatunek tej sztuki można określić jako horror
obyczajowy. Gram femme fatale, manipulantkę i intrygantkę - siostrę
głównego bohaterka, która jest w nim zakochana. To rola odbiegająca od
moich warunków, ale to dobrze, bo lubię wcielać się w charakterystyczne
postaci. Teraz intensywnie pracujemy; premiera odbędzie się 15 marca.
Co daje ci praca w
teatrze? Część aktorów omija scenę szerokim łukiem, bo wolą skupiać się
rolach telewizyjnych i filmowych.
Jestem z pokolenia aktorów, dla których praca w teatrze ma ogromne
znaczenie. Wyznacza mi rytm, mój organizm jest do niej przyzwyczajony –
najlepiej czuję się po godzinie osiemnastej, gdy wchodzę na scenę. Nie
wyobrażam sobie funkcjonowania bez teatru i kontaktu z publicznością,
który uzależnia.
Ten rok zaczął się dla
ciebie bardzo intensywnie zawodowo, ale na szczęście jesteś wypoczęta,
bo niedawno wróciłaś z urlopu w górach.
Staram się każdej zimy wyjeżdżać dwa razy na narty. Tym razem na
przełomie roku byliśmy w polskich górach, a niedługo pojedziemy do
Włoch. Łączę podróże ze sportem i tego uczę mojego syna; tak mu maluję
świat. Świetne sobie radzi - wiele godzin, które spędziłam marznąc na
stoku, by nauczyć go jazdy na nartach, nie poszło na marne. To ogromna
przyjemność patrzeć, jak młody człowiek zdobywa nowe umiejętności i się
nimi cieszy.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski