Czy
dostaje pan propozycje matrymonialne w związku z rolą w „Barwach
szczęścia”?
Dostaję dużo miłych listów i bardzo często, głównie poza Warszawą,
spotykam się z sympatią kobiet w moim przedziale wiekowym. Stefan
Górka, którego gram w „Barwach szczęścia”, porusza niewieście serca. Ta
postać tak została wymyślona - od pierwszego odcinka jest wzorem męża i
ojca.
Pamiętam okoliczności, w których dostałem tę rolę. To było rok albo dwa
po premierze filmu „Statyści”, za który otrzymałem Orła i nagrodę
podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych (w obu przypadkach za
najlepszą męską rolę drugoplanową). Piłem w niedzielę kawę w słynnej
kawiarni Karma na Placu Zbawiciela w Warszawie i spotkałem pana
Tadeusza Lampkę. - O, bardzo dobrze, że pana widzę - zaczął i
kontynuował mniej więcej w ten sposób. - Właśnie przystępujemy do
produkcji nowego serialu, który w założeniu ma powstawać bardzo długo i
chcemy powierzyć panu rolę. Obsadzają pana w rolach bandytów,
niedojdów, kombinatorów, cwaniaczków albo meneli, a ja dla pana mam
zupełnie inną propozycję. Zagra pan wzorowego ojca i męża. Ryj ma pan
taki, jaki pan ma, ale serce pana bohatera będzie gołębie. Pierwszy raz
ktoś z grona filmowego powiedział mi coś takiego (śmiech). Od tego się
zaczęło.
Mimo że „Barwy szczęścia” powstają już
dziesięć lat, na kryształowym wizerunku Stefana wciąż nie ma żadnej
rysy.
Pierwsza żona Stefana (Agnieszka Pilaszewska – przyp. aut.) zmarła, z
drugą – ukraińską (Olena Leonenko – przyp. aut.) – rozstał się, bo
okazało się, że ma męża, który jest w więzieniu. Teraz mój bohater jest
związany z Walerią (Ewa Ziętek – przyp. aut.). Od lat, jak każdy
człowiek, boryka się z różnymi problemami życiowymi, ale niezmiennie
jest wierny swoim zasadom.
Zna pan takich mężczyzn jak Stefan?
Sam nie do końca mogę coś takiego o sobie powiedzieć, ale znam
przynajmniej dwóch takich mężczyzn. Oczywiście mają mniejsze lub
większe wady, bo nie ma idealnych ludzi. Natomiast, tak jak Stefan,
wychodzą z założenia, że w życiu najważniejsza jest rodzina, dobro
dzieci i żony. Potrafią w pełni się dla nich poświęcić.
Czy coś pana drażni w Stefanie?
Nie podchodzę do tego w ten sposób. Serial, z natury rzeczy, nie
pokazuje wszystkich aspektów życia, a Stefan ma określone cechy.
Czasami drażnią mnie jedynie zagadnienia natury językowej. Scenariusze
tworzą różni ludzie, zdarza się że piszą kwestie dla Stefana, które –
moim zdaniem – do niego nie pasują. Mam wrażenie, że na siłę chcą go
odmłodzić. Dwa razy przez te dziesięć lat, odkąd pracuję na planie
serialu, udało mi się z tego powodu zdenerwować. Raz miałem powiedzieć
jakieś sformułowanie zapożyczone z języka angielskiego, z którym nie
mogłem sobie poradzić, i wpadłem w furię.
Nie jestem w stanie sobie tego w wyobrazić! Jest pan niespotykanie
spokojnym człowiekiem.
Nikt sobie tego nie wyobrażał. Kilka osób z ekipy, gdy zobaczyło mnie
wściekłego, wpadło w histeryczny śmiech. Zacząłem wygadywać makabryczne
rzeczy, dzwonić do producentów, scenarzystów, bo nie mogłem
wypowiedzieć tej kwestii, mimo że już mnie do tego przekonano. Czułem,
że brzmi sztucznie i jest nachalnie młodzieżowa. W końcu kolega
dźwiękowiec, który trzymał podczas nagrania tyczkę z mikrofonem, puścił
do mnie oczko, żebym dał spokój.
To była wyjątkowa sytuacja. Na planie „Barw szczęścia”, w porównaniu z
innymi produkcjami, atmosfera jest wręcz fenomenalna. Serial powstaje
wiele lat, a my niezmiennie darzymy się szacunkiem i sympatią; tworzymy
zgraną drużynę. Bardzo mi to odpowiada, bo nie nadaję się do napięć
międzyludzkich.
Chyba nikt się nie nadaje...
Są aktorzy, którzy wywołują napięcia, bo mają do zagrania nerwową
scenę. Potrafią kogoś opieprzyć bez powodu, specjalnie doprowadzić do
awantury, a potem powiedzieć: - dobrze, to teraz kręcimy! W ten sposób
się przygotowują; wydziałem to na własne oczy paręnaście lat temu. Bywa
i tak. Jeden z reżyserów na planie filmowym szczypał mnie, żebym na
zbliżeniu miał wymalowany ból na twarzy. Są ludzie, którym takie metody
nie przeszkadzają, ale ja się do nich nie zaliczam.
Co wydarzy się w życiu Stefana w nowym
sezonie serialu?
Nikt nie wie dlaczego, ale jego córce Kasi (Katarzyna Górka – przyp.
aut.) nie za bardzo układają się relacje z mężczyznami. Ciągle ma z
nimi jakieś problemy. W nowych odcinkach nie będzie mogła porozumieć
się z Łukaszem (Michał Rolnicki – przyp. aut.), a do tego dojdą kłopoty
finansowe. Straci firmę i ponownie pojedzie szukać szczęścia za
granicą. Z kolei Stefan zostanie zmuszony do sprzedaży domu i
przeniesienia się do mieszkania. Mój bohater będzie miał poważne
problemy; zobaczymy, jak sobie z nimi poradzi. Niedawno kręciliśmy nad
jeziorem scenę totalnej awantury Stefana i Łukasza. Było
nieprawdopodobnie zimno, a my spędziliśmy pięć godzin w plenerze.
Myślałem, że tego nie wytrzymam, to była makabra, ale jakoś przetrwałem.
Jest pan zadowolony, że przed
dziesięcioma laty przyjął pan propozycję Tadeusza Lampki?
Ostatnio gram mniej. Dla aktorów w moim wieku propozycji jest niewiele,
a dodatkowo jestem utożsamiany z serialem codziennym, co też sprawia,
że producenci rzadziej zwracają się do mnie z ofertami. Czasem tli się
we mnie myśli, żeby zrobić coś innego, zagrać w jakimś filmie, ale nie
narzekam. To była dobra decyzja, jestem zadowolony. „Barwy szczęścia”
wpisały się w moje życie.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski