Ulubiona barwa... nieba, morza, piasku
Szczęście... to morze, pawie pióro, brzozy za oknem
Marzę o... lecie
Złości mnie... zima
U ludzi cenię... brak ściemy
Ulubiony zapach... sobota rano
Ulubiona potrawa... mleczno-jajeczno-mączna paciaja, zwana zacierką
Ulubiona książka... "Mistrz i Małgorzata"
Bez czego nie mogłabym się obejść... bez termoloków :)
Jak zaczęła się twoja przygoda z "Barwami szczęścia"?
Agencja wysłała mnie na zdjęcia próbne do serialu. Na przesłuchaniu były do zagrania dwie scenki Malwiny. Potem okazało się, że były to sceny z pierwszych odcinków. Przeczytałam je i stwierdziłam, że to mi emocjonalnie bardzo pasuje. Po castingu było wiadomo, że jestem stworzona, aby grać Malwinę (śmiech).
Jakie to były sceny?
Jedna z Malwiną krzyczącą na męża, a druga to pełna łez rozmowa z babcią. Było to trudne do zagrania. Czasem na zdjęciach próbnych ciężko jest się skoncentrować, żeby np. rozpłakać się, ot tak. Mnie się udało! Kiedy stanęłam przed kamerą tak się skupiłam, że mogłam płakać i krzyczeć bez najmniejszego problemu! Wszystko mi wyszło tak jak powinno i chyba dlatego zostałam Malwiną.
Jak wspominasz swój pierwszy dzień na planie?
To był bardzo trudny dzień, bo kręciliśmy właśnie te dwie sceny z castingu. Ekipa i ja jeszcze się nie znaliśmy, dlatego musiałam strasznie płakać i krzyczeć aż osiem razy. Kapało mi z nosa, wydobywałam z siebie straszne odgłosy. Po każdym kolejnym dublu bałam się, że więcej z siebie tylu emocji nie wykrzesam.
Czyli były to najtrudniejsze sceny do zagrania jak do tej pory?
Tak. Być może nawet przesadziłam, bo wyobrażałam sobie, że to pierwsze wejście Malwiny powinno być naprawdę mocne. Była kiedyś też taka scena, w której miałam rozpłakać się w środku zdania, w momencie wymawiania imienia "Kacper", to było bardzo trudne. Choć obecnie sceny też nie są łatwe. Depresja Malwiny zmieniła się w dwie skrajności - w stany euforyczne i w rozpacz. Jako zadanie aktorskie jest to coś niesamowitego, ale trudne zarazem do zagrania.
Dobrze ci się gra tak złożoną postać?
Jestem zadowolona, bo miałam i mam duży materiał do grania. Malwina znajduje się w wielu dramatycznych momentach życia i mnie ta wyrazistość postaci się bardzo podoba. Choć jak zaczynałam, nie wiedziałam, z czego konkretnie Malwina jest niezadowolona. To mi przeszkadzało w prowadzeniu postaci. Wakacyjna miłość, niezaplanowane dziecko i niezadowoleni rodzice. Coś poszło nie tak, jak ona chciała. Ale jednocześnie nie robiła nic, aby być szczęśliwą. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że jest po prostu chora.
A jak oceniasz Malwinę z perspektywy czasu?
Jako aktorka, jestem pozbawiona dystansu w stosunku do swojej postaci (śmiech). Jednak zdaję sobie sprawę, że widzowie nie mieli jak polubić Malwiny. Jest chora na depresję i scenariusz koncentruje się na tym, aby pokazać jak zaczyna się ta choroba, jak przebiega i jak sobie z nią radzić. Takie rzeczy się dzieją i to nie jest wymyślone. Depresja nie utrudnia życia tylko osobie chorej, ale całemu jej otoczeniu.
Inaczej teraz patrzysz na ten problem?
Tak. Uważam, że to jest ważny temat, bo depresja funkcjonuje jako wstydliwa przypadłość i raczej nie mówi się o niej głośno. A podobno prawie 10% populacji na nią cierpi. Należy chodzić na terapię, brać leki, ale wsparcie otoczenia jest równie ważne. Czytałam o tym po to, aby wiarygodnie przedstawić ten problem. Okazuje się, że ta choroba może być albo wrodzona albo wywołuje ją splot trudnych sytuacji życiowych. U Malwiny, przyczyny choroby pasują jak ulał. Za dużo się na nią zwaliło w okresie, w którym nie powinna jeszcze myśleć o takich sprawach jak rodzina, dzieci, praca.
Polubiłabyś Malwinę?
Wydaje mi się, że tak i namawiałabym ją na leczenie. Choć trudno dotrzeć do takiej osoby. Ekipa na planie żartuje, że gdybym była taka jak Malwina, to by się mnie bali. Osoba chora na depresję często zamyka się w sobie i odrzuca pomoc. Trzeba mieć dużo samozaparcia, aby stać się kimś bliskim dla niej i jednocześnie samemu się nie męczyć.
Już wkrótce zapraszamy na drugą cześć wywiadu z aktorką!
Rozmawiała: Joanna Rutkowska