Komu będziesz leczyła zęby?
Będę leczyła zęby wielu bohaterom „Barw szczęścia”, a być może
niektórym także skołatane od uczuć serca (śmiech). Pojawienie się Anety
wywoła różne perypetie miłosne. To sympatyczna dziewczyna, ale namiesza
w życiu dwóch mężczyzn.
Komu zawróci w głowie?
Mam dużo scen z Lesławem Żurkiem, który gra Bruna, i Samborem Czarnotą,
czyli serialowym Adrianem, co mnie bardzo cieszy, bo obaj są wysocy
(śmiech). Nasz wątek powstaje na bieżąco, jeszcze nie wiadomo, w jakim
kierunku się potoczy. Mam nadzieję, że moja bohaterka pozostanie dobra
i wrażliwa. Adrian ma ukochaną, nie chciałabym, żeby Aneta na dłuższą
metę mąciła w jego związku.
Obaj trafią na fotel stomatologiczny
twojej bohaterki?
Jako pierwszy do gabinetu stomatologicznego Anety przyjdzie Stefan
(Krzysztof Kiersznowski – przyp. aut.), a potem Waleria (Ewa Ziętek –
przyp. aut.), która rozkręci ten wątek. Uzna moją bohaterkę za świetną
partię i da o tym znać Amelii (Stanisława Celińska – przyp. aut.),
która szuka żony dla swojego syna Bruna. Będzie swatanie na całego, ale
nie wiadomo, co z niego wyniknie. Ta historia zostanie poprowadzona z
przymrużeniem oka, lekko, z humorem.
Wątek może i będzie prowadzony z
przymrużeniem oka, ale emocje bohaterów będą prawdziwe. Aneta wkroczy
także do życia Bożeny, która lawiruje między Brunem, a Świderskim.
Miałyśmy już wspólne sceny z Marietą Żukowską, czyli serialową Bożeną.
Pewnie między naszymi bohaterkami dojdzie do różnych napięć, może ktoś
wystawi basen wypełniony kisielem, w którym będziemy walczyć? (śmiech).
W zeszłe wakacje pracowałyśmy razem na planie filmu; cieszę się, że
znowu mamy okazję się spotykać.
W „Barwach szczęścia” grasz także z
innymi świetnymi aktorami – Ewą Ziętek, Stanisławą Celińską czy
Krzysztofem Kiersznowskim. Czy ta perspektywa zaważyła na twojej
decyzji o przyjęciu roli w serialu?
Pierwszy raz mam przyjemność pracować z panią Ewą Ziętek, Krzysio
Kiersznowski, który chodził z moją mamą bodajże do podstawówki i się w
niej podkochiwał, jest fantastyczny, a granie ze Stasią Celińską to
spełnienie moim marzeń. Podziwiałam ją wielokrotnie w teatrze; okazało
się, że nie jest tylko świetną aktorką, ale i wyjątkowym człowiekiem.
Miałam bardzo ciężki pierwszy dzień zdjęciowy - pod koniec ledwo stałam
na nogach, mylił mi się tekst, a Stasia mi pomagała. Czasami brała na
siebie winę za moje niedociągnięcia - nie spotkałam się jeszcze z tak
niesamowitą osobowością w pracy. Jestem zachwycona, że mam możliwość
grać z aktorami tego kalibru. Świadomość, że będzie mi to dane,
wpłynęła na moją decyzję o przyjęciu roli w serialu.
Po raz pierwszy zdecydowałaś się
związać z serialem na dłużej. Nie masz obaw, że twoja wolność zawodowa,
którą sobie bardzo cenisz, zostanie ograniczona?
Byłam ciekawa, jak wygląda takie życie, chciałam się nauczyć czegoś
nowego. Oczywiście w grę wchodziły także kwestie finansowe. Stałe
źródło przychodu dla mnie – aktorki głównie teatralnej – jest dużą
wygodą. Na razie na planie „Barw szczęścia” jest fajnie i sympatycznie,
polubiłam sporo osób. Problemem są tylko ograniczenia czasowe, jakie
wiążą się z tą pracą.
Teraz, jeśli moje plany ulegną nawet najdrobniejszej modyfikacji, muszę
natychmiast informować o tym moją agentkę, która uzgadnia terminy zdjęć
z produkcją serialu. Myślałam, że jeśli, dajmy na to, będę miała trzy
tygodnie przerwy w zdjęciach, to nic nie przeszkodzi mi w realizowaniu
prywatnych celów, ale okazuje się, że tak nie jest. Po drodze pojawiają
się różne zmiany, wyskakują mi kolejne dni zdjęciowe, terminy się
przesuwają. To mi nie pasuje, bo lubię podróżować po świecie.
Musieliśmy się nagimnastykować, żebym w styczniu mogła polecieć na dwa
tygodnie do Kambodży.
Co robisz ze swoim czworonożnym
przyjacielem, Wieśką, gdy wyjeżdżasz z Polski?
Jeśli podróżujemy z moim chłopakiem po Europie, jeździ z nami. Mamy
Volkswagena T3 z lat 80. zaopatrzonego w lodówkę, kuchnię i miejsce do
spania. Gdy mieliśmy wyjechać na miesiąc do Portugalii, zastanawialiśmy
się, czy zabierać Wieśkę, ale ostateczne wsiadła z nami do samochodu.
To były wakacje jej życia, nie sprawiała żadnych problemów. Gdy lecimy
gdzieś dalej, czeka kolejka chętnych, żeby się nią opiekować podczas
naszej nieobecności. Dochodziło nawet do tego, że niektórzy znajomi się
na mnie obrażali, gdy oddawałam ją pod opiekę komuś innemu. Wieśka jest
bezproblemowym, kontaktowym, kochanym psem.
Czy masz na najbliższe miesiące jakieś
plany zawodowe, oprócz pracy w „Barwach szczęścia”?
Siedemnastego lutego do kin wszedł bardzo fajny film „Był sobie pies”,
który dubbingowałam. Pod koniec grudnia miałam premierę spektaklu
„Lekcja stepowania”, ponadto gram w trzech innych sztukach.
Dużo się dzieje w moim życiu zawodowym, mam teraz swoje pseudo pięć
minut, zgłaszają się do mnie różni ludzie, którzy chcą ze mną pracować.
Ale ja nie jestem osobą, która kuje żelazo póki gorące - przebieram w
propozycjach, nie biorę wszystkiego jak leci. Jakiś czas temu
postanowiłam zajmować się tylko tym, co sprawia mi przyjemność, i tego
zamierzam się trzymać. Szkoda mi czasu na projekty, do których nie
jestem przekonana. Może niektórzy uznają, że jestem za młoda na takie
deklaracje, ale to moje życie i w tym wcieleniu chciałabym je przeżyć
jak najfajniej (śmiech). Trzeba pamiętać, że oprócz życia zawodowego,
jest jeszcze prywatne.
A może przyszedł czas na twój autorski
projekt artystyczny? Myślisz o tym?
Jest spektakl, w którym bardzo chcę zagrać. Raz był wystawiany w
Polsce, pod koniec lat 90. w Lublinie, ale ówczesna publiczność nie
była na niego gotowa. To mocny, dosadny, niesamowity tekst. Zaczęłam go
tłumaczyć, cały czas mam go z tyłu głowy. Jeśli dobrze przełożę go na
język polski, chcę podsunąć go do przeczytania Krystynie Jandzie.
Gdyby zechciała go wystawić, byłabym wniebowzięta. Plik czeka w
komputerze, może zasiądę do niego w te wakacje?
Rozmawiał:
Kuba Zajkowski