• Wyślij znajomemu
    zamknij [x]

    Wiadomość została wysłana.

     
    • *
    • *
    •  
    • Pola oznaczone * są wymagane.
  • Wersja do druku
  • -AA+A

Szkolne wspomnienia, barwne zwierzenia...

13:01, 15.02.2016
Szkolne wspomnienia, barwne zwierzenia...

.
.

Podziel się:   Więcej
Morze, góry i Mazury... Wielu z was pewnie buszuje jeszcze na wyjazdach gdzieś w Polsce lub za granicą, uciekając przed nieubłaganym. Pierwszy września jednak nie ma zamiaru przyjść później i zbliża się coraz większymi krokami. Już za kilka dni zadzwoni szkolny dzwonek oznaczający dla wielu z Was, konieczność ponownego zawitania w szkolnych ławach. Jedni bardzo się z tego cieszą - inni wręcz przeciwnie. Pocieszcie się jednak tym, że wszyscy musieli przez to przechodzić - nawet nasze gwiazdy!

W nowym cyklu, aktorki i aktorzy z "Barw szczęścia" opowiedzą Wam, jak to było ze szkołą w ich przypadku. Kto był kujonem, a kto niekoniecznie. Co lubili w szkole, a czego nie... Dowiecie się też, jak przebiegał ich pierwszy dzień na szkolnym froncie nauki.

Klikajcie i czytajcie! Przez najbliższy tydzień - codziennie nowe wywiady, nowe wspomnienia i zwierzenia...


Chętnie wracaliście z wakacji do szkoły?
Tomek: Uf, już nie muszę chodzić do szkoły (śmiech). I byłem normalnym dzieckiem - pewnie, że się nie chciało wracać. Zawsze to był jakiś problem ze względu na wczesne wstawanie, lekcje, wymagania... ciężka sprawa. Aczkolwiek szkołę lubiłem, bo sama nauka dla siebie była fajna.
Małgorzata: Szkoła była raczej katorgą, przez którą trzeba przejść. Nie lubiłam obowiązków i tego rygoru, a sytuacja z roku na rok stawała się dość męcząca. Ale miałam też bardzo fajnych przyjaciół i dla nich czasem warto było pójść do szkoły (śmiech).
A jak było z kompletowaniem przyborów do szkoły?
Małgorzata: To były takie czasy, że wszyscy mieliśmy jednakowe rzeczy, bo tylko takie można było dostać w sklepie. Nikt nie mógł się wyróżniać, ale ja miałam lepiej niż inni, bo mój tata artysta zawsze coś pięknego wyczarował i osładzał mi w ten sposób wejście po wakacjach w machinę szkoły.
Tomek: Techniczne sprawy należały do mamy! Ja nie miałem do tego głowy (śmiech). Dlatego zawsze wszystko miałem przygotowane, ułożone, kupione.
W szkole był specjalny ubiór?
Tomek: Ja jestem z tego pokolenia, gdzie były jeszcze specjalne niebieskie fartuchy z doklejonymi tarczami i numerem szkoły. Ale jak tylko kończyły się lekcje - lub zaczynała się przerwa - to je ściągaliśmy, zwijaliśmy do tornistra i w piłę graliśmy bez nich.
A jak było w Pani przypadku?
Małgorzata: Zawsze byłam trochę takim "dziwadłem", bo byłam ubrana inaczej niż moi rówieśnicy. Miałam czerwone rajstopy, kolorowe spódnice, a dziewczyny nosiły się wtedy skromnie i szaro. Miałam problemy z tego powodu, bo indywidualizm niestety tępiono.
Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała: Joanna Rutkowska.
Pamiętacie swój pierwszy dzień w szkole?
Ania: Nigdy tego nie pamiętałam, nawet jak byłam młodsza. Ale lubiłam chodzić do szkoły. Moim dziecięcym konikiem, a raczej hobby, było wyszukiwanie nowych zeszytów, przyborów do szkoły. To powodowało, że wrzesień był przyjemnym okresem w moim życiu (śmiech).
Honorata: Ja pamiętam moją tytę ze słodyczami! To taki "róg obfitości", symbol pierwszoklasisty. Kiedyś na Śląsku dawało się ją każdemu siedmiolatkowi, aby osłodzić mu ten start w dorosłe życie. Robi się róg z kartonu i wkłada do środka słodycze. Dlatego w pierwszym dniu miałam tornister na plecach i tytę, która była mojej wielkości (śmiech). Zawsze mnie rozczulał widok dzieciaków, które dźwigają i ledwo niosą swoje tyty (śmiech). Ale to chyba tylko na Śląsku jest taka fajna tradycja.

Krzysztof: Pamiętam doskonale, dlatego że bardzo nie chciałem chodzić do szkoły. Moja mama mnie zaprowadzała i mało tego, musiała stać za drzwiami klasy, bo jak tylko była przerwa, to musiałem ją widzieć! Inaczej płacz i spazmy na cała szkołę. Trwało to jakieś dwa tygodnie.
A co się stało po dwóch tygodniach?

Krzysztof: Odmieniła mnie pierwsza miłość. Była nią pani nauczycielka i potem już bardzo chętnie chodziłem do szkoły (śmiech). A teraz moja córka idzie do pierwszej klasy i chyba historia się powtórzy... Cały czas pyta, czy naprawdę trzeba chodzić do szkoły.
Był pan nygusem?
Krzysztof: Podstawówka i liceum to było zło konieczne i bardzo się cieszę, że już nie muszę tam chodzić. Raz w życiu i nigdy więcej! Ale studia w szkole teatralnej to wspaniały okres mojego życia.
Specjalny ubiór obowiązywał?
Ania: O tak musiało się wtedy nosić te upiorne fartuchy! Pamiętam, że straszliwie się elektryzowały, pociły... Ale w klasach 1-3 miałam ten komfort, że mama uszyła mi bardzo ładny, płócienny fartuszek. Był nietypowy, bo wyglądał jak koronkowa – falbaniasta sukieneczka nakładana na ubranie.
Honorata: Na szczęście nie musieliśmy już nosić żadnych mundurków czy fartuchów. Pamiętam tylko tarczę w pierwszych dwóch klasach i worek z butami. Ale ja oczywiście żadnych butów nie zmieniałam. Worek odwieszany w szatni to była prowizorka...
Krzysztof: W podstawówce tak. Miałem w szkole granatowy fartuszek z białym kołnierzykiem. Pamiętam, że były one tak strasznie plastikowe... I niemiłosiernie się elektryzowały. Były najgorszej jakości, jakiej się tylko da, ale na szczęście nie trzeba było tego ani prać ani prasować (śmiech).
Dziękuję Wam za rozmowę.

Rozmawiała Joanna Rutkowska.
Nadszedł pierwszy września, mieliście siedem lat i...
Olga: Zawsze lubiłam wszystko, co nowe, a szkoła była jakąś odmianą po zerówce, więc się cieszyłam.
Iza: Hmmm, niedawno robiłyśmy z koleżanką - na zaliczenie zajęć - prezentację o pamięci. Wyszło, że pamiętamy swój pierwszy dzień w szkole, bo wiąże się to z wielkimi emocjami. Ale ja kompletnie tego dnia nie pamiętam (śmiech).
Marek: Pamiętam, że było bardzo dużo ludzi. Nie wiedziałem, gdzie mam stanąć, w którą stronę iść i co w ogóle się dzieje. Byłem strasznie oszołomiony.
Fartuch był?
Marek: Nieeeee, aż taki stary nie jestem (śmiech). Obyło się bez umundurowania.
Chętnie wracaliście z wakacji do szkoły?

Iza: Tak, bardzo! Lubiłam się uczyć, ale nigdy nie byłam typem kujonki, bo nie cierpię siedzieć w książkach. Po prostu w szkole wiele się działo, a ja to lubiłam. Poza tym w wakacje wszelkie zajęcia dodatkowe typu: taniec czy teatr były zawieszane... nad czym bardzo ubolewałam.
Olga: Tęskniłam za szkołą, bo po prostu się nudziłam pod koniec przerwy wakacyjnej. Nie byłam typem kujona i nie musiałam się specjalnie namęczyć, aby dostawać dobre oceny. Za to rodzice zawsze gonili mnie do książek, ale moje dobre wyniki wytrącały im broń z ręki (śmiech). Do tego byłam bardzo aktywna w szkole, trenowałam koszykówkę i lubiłam angażować się w dodatkowe prace.
Dziękuję Wam za rozmowę.

Rozmawiała Joanna Rutkowska.
Co pamiętacie z przygotowań do szkoły?

Kasia: Pamiętam zapach tych przygotowań. Pachnący piórnik, pachnące kredki, szukanie zeszytów, oprawianie z mamą książek... Miałyśmy zwyczaj kopiowania wzorzystej tapety i książki zawsze pięknie były przystrojone. Rytuałem było kupowanie nowych przyborów czy tornistra, a także podpisywanie naklejek na zeszytach! Mieszkamy blisko granicy, więc zawsze rodzice robili wypad na Słowację i kupowali "ćwiczki" inaczej "czeszki".
Był specjalny ubiór?
Kasia: Oczywiście! Ale, że moja mama - tak jak ja - jest gadżeciarą, to zawsze miałam wszystko wspaniale uszyte u naszej krawcowej. To były czasy, gdy trudno było o materiał, nie mówiąc o gotowych ubraniach. A mama czarodziejsko zawsze nam coś znajdowała, własnoręcznie coś odszywała czy doszywała, haftowała. A moje ubrania nie były zwyczajne i pasowały do mnie. Przez to, że miałam ładny fartuszek, to jakoś dodatkowo mnie mobilizowało, aby w szkole wyróżniać się nie tylko tym, ale i dobrymi stopniami.
Pamiętacie swój pierwszy dzień w szkole?
Marcin: Pamiętam! To ja byłem tym człowiekiem, który składał przyrzeczenie przed sztandarem. Już wtedy wiedziałem, co chcę robić w życiu (śmiech). Pamiętam też, że miałem przepiękny czerwony tornister sprowadzony z NRD!
Ada: Zaczęłam przygodę ze szkołą dość nietypowo - pierwszy miesiąc nauki w pierwszej klasie spędziłam w Krościenku. Wtedy urodził się mój brat i można powiedzieć, że moja mama wysłała mnie na przedłużone wakacje do babci.
Czyli chętnie wracaliście z wakacji do szkoły?
Kasia: Bardzo. W drugim miesiącu wakacji to już przebierałam nóżkami i żyłam szkołą. Trochę był ze mnie kujon (śmiech). Ale najbardziej chciałam wrócić do swojej paczki koleżanek. Jestem osobą towarzyską, dlatego cały czas potrzebuję pozytywnych ludzi wokół siebie.
Marcin: Nie było aż tak pięknie (śmiech), a z biegiem lat wręcz tylko gorzej. W podstawówce, oprócz tej z zachowania - miałem dobre oceny. W szkole średniej największy problem sprawiały mi fizyka, chemia, matematyka i o dziwo geografia... Dobrze, że te czasy już za mną (śmiech).
Dziękuję Wam za rozmowę.

Rozmawiała Joanna Rutkowska.
Pamiętacie swój pierwszy dzień w szkole?
Marta: Pamiętam, że byłam potwornie zestresowana i miałam brzydką plisowaną, granatową spódniczkę. Do tego białą bluzkę z żabotem. Było mi przykro, że muszę w tym iść. A mama się uparła i koniec.
Lidia: Z tego okresu pamiętam tylko tyle, że żadne dziecko nie było w stanie zapamiętać, jak się nazywam i mówili na mnie - "Nitka" (śmiech).
Czy wir przygotowań do szkoły powodował, że chętniej kończyliście wakacje?
Marta: O nie... Zawsze musiałam wejść w pewien tryb zajęć. A uruchamiałam moje szare komórki dopiero tak od października. Bo we wrześniu byłam jeszcze jedną nogą na wakacjach (śmiech).
Lidia: Chyba tak... Zdaje mi się, że byłam trochę z tych prymusów (śmiech). Aczkolwiek szkoła nie była tym, co tygryski lubią najbardziej.
Specjalny ubiór do szkoły był?
Marta: Tylko w pierwszej klasie. Mieliśmy taki podział, że poniedziałek był galowy, środa - czwartek chodziło się w fartuszku, a piątek był dniem na kolorowo. A potem zostało to zniesione, na szczęście!
Lidia: Nie obowiązywały nas już fartuszki i tarcze, ale pamiętam, że po zakończeniu podstawówki miałam silne pragnienie dostania się do szkoły z mundurkami...
Podporządkowywaliście się szkolnym regułom?

Mateusz: Nie. Fartuszki zawsze były dla mnie zabójstwem pewnych wartości. A ja zawsze stawiałem na indywidualność. Jedyne, do czego byłem się w stanie przystosować w mojej szkole, to zmiana butów na kapcie. Z dobrego serca, dla pań sprzątających, z którymi zawsze byłem w dobrej komitywie.
Dziękuję Wam za rozmowę.

Rozmawiała: Joanna Rutkowska.