• Wyślij znajomemu
    zamknij [x]

    Wiadomość została wysłana.

     
    • *
    • *
    •  
    • Pola oznaczone * są wymagane.
  • Wersja do druku
  • -AA+A

Trzeba walczyć o swoje - trzecia część wywiadu z Joanną Gleń

13:01, 15.02.2016
Trzeba walczyć o swoje - trzecia część wywiadu z Joanną Gleń

.
.

Podziel się:   Więcej
Bałaś się może oceny swojej gry?
W szkole - nie. Wiedziałam, że krytyka jest po to, abym stała się lepszą aktorką, aby pozbyć się złych nawyków aktorskich. Po spektaklach dyplomowych byłam obyta z publicznością, więc znałam smak tremy. Ale pierwszej roli w serialu się bałam, bo nigdy nie pracowałam profesjonalnie przed kamerą. Słyszysz "akcja!" i musisz momentalnie się skoncentrować. Tu się nie czeka na aktora, tylko na gotowość ekipy. Nowe sytuacje zawsze trochę stresują.
Jak zmieniło się twoje myślenie od czasu szkoły?
Wyszłam z niej z pokorą. W mojej szkole nie uczy się przebojowości, tylko prawdomówności i prostoty. Teraz uważam, że trzeba bardziej walczyć o swoje, bo droga zawodowa nie jest usłana płatkami róż. Trzeba się cenić, ale bez przesady, bo co z tego, że ja wiem, że jestem dobra, skoro inni nie są o tym przekonani. Najpierw trzeba to udowodnić!
Na czym polega twoja pokora?
Uważam, że w pracy nie powinno się wykorzystywać przyjaźni i znajomości. Unikam tego, bo jestem zdania, że powinnam wygrać jakiś casting swoimi umiejętnościami, swoją pracą, ale rzeczywistość bywa brutalna.
Oglądasz siebie na ekranie i...
Oglądam siebie po to, żeby wyłapać to, co było źle. Co było dobre jakoś do mnie nie dociera. Inni są po to, aby mnie chwalić - nie ja sama (śmiech).
Czyli przyjmujesz komplementy dotyczące twojej gry?
Lubię, jak reżyser mówi mi, że dobrze zagrałam. Mnie to nie demoralizuje i nie psuje. Nie potrzebuję krytyki od innych, bo mam jej za dużo w sobie. Choć z drugiej strony chciałabym żeby czasem mi ktoś odważnie powiedział, że coś zagrałam fatalnie i że muszę popracować nad sobą. Cieszyłabym się z takich słów! Teraz są takie dziwne czasy, że nie krytykuje się własnych znajomych, tylko wszystkich innych. Nie rozumiem tego, bo jeśli osoby darzą się sympatią, to mogą sobie szczerze powiedzieć wszystko, wspierać się i krytykować.
Ale chyba czasem Ci się zdarza?
W "Barwach szczęścia" raz coś takiego przeżyłam. Jeden z reżyserów wziął mnie na stronę i poradził, żebym zwróciła uwagę na prawą brew... To śmiesznie brzmi, ale od razu wiedziałam, o co chodzi. Ona jest po prostu "za ruchliwa" (śmiech). Często w niekontrolowany sposób unoszę ją, co na ekranie mocno widać. Od tamtej pory staram się kontrolować, chociaż przyznam, że zdarza mi się zapomnieć. Ale to były słowa wypływające z dobrych intencji i mam nadzieję, że "Barwy" są teraz jeszcze lepsze (śmiech).
Miewasz wpadki teatralne?
Całkiem niedawno pomyliłam imię mojego scenicznego narzeczonego. W sztuce "Bomba" wystawianej w Teatrze na Woli, gram z postaciami - Bartkiem i Darkiem. Jest taki moment, kiedy Bartek wręcza mojej postaci pierścionek zaręczynowy. Bardzo się cieszę, ściskamy się, całujemy... wtedy wchodzi na scenę Darek i ja mam powiedzieć: OOO jestem narzeczoną Bartka! I rzucam się na tego Darka i krzyczę: OOO jestem narzeczoną Darka. Próbowałam wybrnąć z sytuacji, więc krzyczę dalej: Nie Darka tylko Bartka i placem wskazuję, jakbym sama się upewniała czyją narzeczoną w końcu jestem. Inni mogli się nie zorientować, ale my na scenie zgłupieliśmy (śmiech).
Rozmawiała: Joanna Rutkowska
Już wkrótce na naszej stronie kolejna część wywiadu z Joanną – tymczasem zapraszamy do wyjątkowej galerii zdjęć aktorki!