Rozpoczęła się emisja dziesiątego
sezonu „Barw szczęścia”. To dobry czas na wspomnienia. Pamiętasz
pierwszą scenę, którą nagrywałaś na planie serialu?
Pamiętam, pracowaliśmy w Serocku; ten odcinek reżyserowała Natalia
Koryncka-Gruz. W pierwszej scenie, którą nagrywałam, musiałam jechać
pod górkę wielkim samochodem dostawczym. Modliłam się na głos do
Najświętszej Panienki, żeby nie zgasł. Nie miałam doświadczenia,
pierwszy raz w życiu byłam na profesjonalnym planie filmowym, nie
wiedziałam że część ekipy słyszy także to, co mówię przed i po
komendzie „akcja”. Byli świadkami modlitwy młodej aktorki, która wzywa
wszystkich świętych, żeby pierwszy dzień w pracy nie okazał się klapą
(śmiech).
Czy masz jeszcze jakieś wspomnienia
związane z „Barwami szczęścia”, które wywołują uśmiech na twojej twarzy?
Dobrze wspominam wątek, w którym Magdę więził jej chłopak Tomek (Paweł
Ławrynowicz – przyp. aut.). Kręciliśmy między innymi scenę z wybijaniem
okna krzesłem. Napracowałam się, trzeba było kilka razy wstawiać szybę
(śmiech). Czasami wracam myślami do czasów początku serialu, kiedy
kręciliśmy pierwsze sezony. Grałam wtedy z Pawłem Prokopczukiem (Jarek
– przyp. aut.), moim pierwszym serialowym chłopakiem. Wtedy Magda
mieszkała w domku za miastem. Jeździliśmy na zdjęcia do Jachranki -
zimą w lesie leżały dwa metry śniegu, a latem smażyliśmy kiełbaski;
było bardzo przyjemnie, beztrosko. Czuliśmy się trochę jak dzieci na
kolonii, które wyrwały się spod opieki rodziców (śmiech).
Gdybyś miała taką możliwość,
zmieniłabyś coś w charakterze i podejściu do życia Magdy?
Nie chcę jej zmieniać, bo przestałaby być sobą. Wiecznie jest
zagubiona, nie potrafi ułożyć sobie życia osobistego, ciągle coś u niej
kuleje. To taka osoba, nie ma sensu na siłę jej uszczęśliwiać - niech
nadal poszukuje szczęścia i wierzy, że je kiedyś znajdzie. Podoba mi
się jej upór. Sądzę, że gdyby się wreszcie ustatkowała, wyszła za mąż i
urodziła gromadę dzieci, zmieniłaby się bezpowrotnie.
Czy przez te lata Magda upodobniła się
do ciebie?
Miałybyśmy o czym rozmawiać, ale pewnie na paznokcie byśmy razem nie
chodziły (śmiech). Jesteśmy zupełnie inne, łączy nas tylko kilka cech.
Zarówno ja, jak i Magda mamy silną potrzebę sprawiedliwości, bycia w
porządku wobec innych, jesteśmy lojalne i honorowe. Nie bez powodu mam
na imię tak, jak mam. Coś w tym jest.
Tyle wspomnień, odcinków. Bardzo
szybko to minęło...
Nie wiem, kiedy zleciał ten czas. Wydaje mi się, jakbym przed chwilą
nagrywała pierwszą scenę. Do serialu dostałam się zaraz po obronie
dyplomu w PWST w Krakowie, to była moja pierwsza rola telewizyjna.
Przyjechałam do Warszawy, byłam wystraszona machiny filmowej, ale
jednocześnie podekscytowana i szczęśliwa. Pochodzę z Tychów, jestem
dziewczyną z małego śląskiego miasta i przyjechałam do stolicy spełniać
marzenia. Dziesiąty sezon „Barw szczęścia” uzmysławia mi, że pracuję
już prawie dziesięć lat!
Czego ci życzyć w takiej chwili?
Serialowi życzę jak najlepiej. Jeśli ludzie nadal będą czerpali
przyjemność z oglądania go, niech powstaje jak najdłużej. Niech daje im
radość. Wiele zawdzięczam „Barwom szczęścia”, cieszę się z każdego
przepracowanego dnia na planie, ale nie wiem, co przyniesie przyszłość.
Jestem tu i teraz – staram się czerpać jak najwięcej z przyjemnych
momentów, które spotykają mnie podczas zdjęć.
Rozmawiał:
Kuba Zajkowski