Czy księdzu wypada
zakochać się w swojej parafiance?
To na pewno wzbudza kontrowersje, jednak stosunek mojego bohatera do
Cariny (Divine Kitenge-Martyńska - przyp. aut.) nie jest jednoznaczny.
Jest nią oczarowany, ale z drugiej strony zdaje sobie sprawę, że nie
powinny nim targać takie emocje. Tadeusz mocno przeżywa tę sytuację,
poprosił o wsparcie księdza dziekana, a podczas spowiedzi wyznał, że
już sobie nie ufa. Pamiętajmy, że jest tylko człowiekiem, ma prawo
błądzić. Niektórzy bohaterowie serialu podejrzewają nawet, że jest
ojcem dziecka Cariny. W odcinkach serialu, które zostaną wyemitowane po
przerwie wakacyjnej, widzowie dowiedzą się kto jest tatą.
Oprócz zauroczenia
Cariną, trudno mu coś zarzucić. Jego parafianie zawsze mogą na niego
liczyć.
Staram się, by mój bohater był takim księdzem, do którego sam chciałbym
się udać, któremu można zaufać. Tadeusz słucha swojego serca i łączy to
z nauką kościoła, a przy tym ma wątpliwości i jest refleksyjny. Jego
parafianie mają czasami złożone, niejednoznaczne problemy, ale on nigdy
pochopnie ich nie ocenia, ma w sobie dużo empatii. Bardzo dobrze
pamiętam scenę pogrzebu dziecka Julity (Katarzyna Sawczuk - przyp.
aut.) i Józka (Patryk Pniewski – przyp. aut.), dla których świat się
zatrzymał. Tadeusz zastanawiał się, jak może tym ludziom pomóc, a
jednocześnie miał obawy, czy potrafi to zrobić. To trudne sytuacje, z
którymi musi się mierzyć. Mam nadzieję, że gdy w serialu pojawi się
ojciec dziecka Cariny, mój bohater - mimo emocjonalnych zawirowań -
stanie na wysokości zadania.
Czy wcielanie się w
księdza wymaga od ciebie szczególnego zaangażowania?
Zanim dołączyłem do obsady serialu, zacząłem uważniej przypatrywać się
duchownym, słuchałem ich wypowiedzi, myślałem o ich motywacjach i
codzienności. Przygotowania do tej roli były dla mnie dużym wyzwaniem,
bo to postać bardzo różna ode mnie, poczynając od temperamentu, poprzez
bagaż doświadczeń, po wybór drogi życiowej. Cieszy mnie to, bo przecież
dzięki takim impulsom mogę rozwijać się jako aktor.
Czy na planie serialu
odnajdujesz się tak dobrze, jak w swojej roli?
Atmosfera na planie jest bardzo dobra, tworzymy zgrany zespół. Praca z
Ewą Ziętek (Waleria - przyp. aut.), Stanisławą Celińską (Amelia -
przyp. aut.) czy Elą Romanowską (Aldona - przyp. aut.) to ogromna
przyjemność. Lubimy się też z małym Aleksem (Hubert Wiatrowski – przyp.
aut.). W serialu jesteśmy rodzeństwem, a kilka osób z ekipy dostrzega
nawet między nami fizyczne podobieństwo.
Gdzie jeszcze, oprócz
pracy w „Barwach szczęścia”, realizujesz się zawodowo?
Moją pierwszą miłością jest teatr. Odkrywam go od strony aktorskiej -
pracuję w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku - ale niedługo spróbuję sił w
nowej roli. W listopadzie będę reżyserował sztukę na podstawie powieści
Stanisława Ignacego Witkiewicza „Pożegnanie jesieni”. W projekt
zaangażowali się wspaniali artyści; zapowiada się niezwykła przygoda.
Może to będzie przyczynek do tego, by pójść o krok dalej i rozwijać się
w tym kierunku? Angażuję się w różne przedsięwzięcia, mam na koncie
wiele ról dubbingowych. Aktorstwo to dla mnie ciągły rozwój,
doświadczanie, spotkania, podróż, która daje mi wiele radości.
Masz mnóstwo energii i
zapału do pracy! Czy odpoczywasz równie aktywnie?
Lubię biegać, jeżdżę na rolkach, ale zdarzają się momenty, kiedy
potrzebuję się wyciszyć i zregenerować siły. Zamykam się wtedy w
czterech ścianach, gotuję, czytam, oglądam filmy i oczywiście gram na
flecie poprzecznym. Muzyka jest dla mnie ważna - to uniwersalny język
duszy, pozwala wejść w inny tryb działania i odpocząć.
Gdzie się tak opaliłeś?
Niedawno wróciłem z niezwykłego Tel-Awiwu. Dużo czerpię z podróżowania.
Podczas wyjazdów szukam swojej przestrzeni, miejsc, w których dobrze
się czuję. Marzy mi się trzymiesięczna wyprawa w nieznane. Na razie
brakuje mi czasu, ale wiem że kiedyś to zrobię!
Rozmawiała: Małgorzata
Nobis