Wiadomość została wysłana.
W wieku 13 lat mieszkałam już w Bielsku-Białej. Na pewno do Żywca zawsze będę wracać – tam są moi rodzice, moje pierwsze ścieżki… Ale największy przełom w moim życiu dokonał się w Bielsku. Tam się usamodzielniłam – i to bardzo szybko. Mój tata – fizyk plazmowy, totalnie "nie muzykujący" – zawsze mówił, że nie ma na świecie piękniejszej rzeczy, niż tworzenie muzyki. No i rodzice mi to "zaszczepili". Na skrzypcach grałam już od szóstego roku życia. Na początku się buntowałam: od ćwiczeń wolałam zabawę. Ale potem sama wybrałam liceum muzyczne. Dlatego wyjechałam. Zamieszkałam w internacie, u sióstr zakonnych. I już nie było obok mamy i taty, którzy przypominali: "Odrób lekcje". O wszystko musiałam dbać sama. Ale to dało mi siłę. Po liceum nie byłam bezradna – nie zaczęłam nagle zastanawiać się: "Co teraz?". Wiedziałam, że w życiu trzeba o sobie walczyć.