- Swoją drogą, Zduński… Ty i kobiety…
- Co?!...
- Nic… Mój Boże, a myślałem, że to ja jestem pechowcem…
Szef, rozbawiony, pokręci tylko głową. A kilka minut później, w drzwiach stanie… ulubiony "babol" Zduńskiego. Z pewną siebie miną i walizką wypchaną drogimi ciuchami.