Twoja
rola w serialu „Na sygnale” ma wielki potencjał! Jak ci się gra
nieporadnego ratownika medycznego Nowaka?
To bardzo ciekawa rola, która daje mi wiele możliwości i jest sporym
wyzwaniem, bo na co dzień - w przeciwieństwie do Nowaka - mam w życiu
wszystko poukładane. Radzę sobie i staram się mieć porządek; lubię mieć
plany, chociaż nie dalekosiężne, bo w tym zawodzie nic nie jest pewne.
Twój bohater będzie ewoluował, czy
cały czas będzie nieporadny i zagubiony?
Wydaje mi się, że już się zmienił. W moim bohaterze jest coraz mniej
ciamajdy; Nowak staje się ratownikiem medycznym z krwi i kości.
Słyszałem już plotki dotyczące jego przyszłości. Nowy prawdopodobnie
się zakocha! Na razie nie mogę zdradzić, która z bohaterek serialu
zostanie jego miłością, ale ten wątek zapowiada się bardzo interesująco.
Czy czujesz się już na planie „Na
sygnale” jak u siebie?
Niedawno zorientowałem się, że pracuję na planie „Na sygnale” już osiem
miesięcy. Nie wiem, kiedy ten czas minął! Bardzo dużo się nauczyłem,
także w kwestiach medycznych. Wojtek Kuliński (serialowy Wiktor –
przyp. aut.) mówił mi ostatnio, żebym przypomniał sobie, jak
zachowywałem się na początku, podczas pierwszych dni zdjęciowych.
Uzmysłowiłem sobie, że byłem bardzo spięty i że nawet chodziłem sztywny
i wyprostowany jak Nowak (śmiech). Teraz jest o wiele lepiej, czuję się
na planie swobodnie. Grałem w różnych etiudach, filmach
krótkometrażowych, ale pracy przed kamerą w dużej mierze uczę się
w „Na sygnale”. To moja pierwsza poważna rola po ukończeniu studiów.
Zdarza się, że jednego dnia nagrywamy wiele scen z różnych odcinków.
Muszę pamiętać, co mój bohater robił wcześniej i mieć to cały czas z
tyłu głowy. Nowak cały czas się zmienia, rozwija, w jego życiu wiele
się dzieje. To nie jest zamknięta rola jak w teatrze, czy filmie.
Co, oprócz pracy na planie „Na
sygnale”, dzieje się w twoim życiu zawodowym?
Jestem w obsadzie spektaklu „Historia filozofii po góralsku”, adaptacji
książki księdza Józefa Tischnera, w łódzkim Teatrze Szwalnia. To mój
egzamin z pierwszego roku Łódzkiej Filmówki; na scenie występuję z
kilkoma osobami z mojego roku. Ta sztuka jest niesamowita, odkrywa nowe
przestrzenie w myśleniu; lubię w niej grać, bo uczy otwartości.
Występuję również gościnnie w Teatrze imienia Ludwika Solskiego w
Tarnowie, w spektaklu „Poskromienie złośnicy”. Ta scena znajduje się
trzydzieści kilometrów od mojego rodzinnego Brzeska, dzięki czemu mam
okazję regularnie odwiedzać bliskich.
Masz
fanklub w Brzesku?
Nieformalny (śmiech). Śmieję się, że „Na sygnale” ogląda teraz trzy
miliony ludzi plus wszyscy mieszkańcy Brzeska. Mamusia często
przekazuje mi pozdrowienia od różnych osób i informuje mnie, że wszyscy
śledzą losy bohaterów serialu. To miłe, choć jeszcze nie wiem, jak na
takie słowa reagować. Z jednej strony czuję się z tym bardzo dobrze, a
z drugiej jestem zawstydzony.
Wracając do moich zajęć zawodowych, niedawno
wygrałem casting do innego serialu paradokumentalnego, gdzie miałbym
grać główną rolę. Jeszcze nie wiem, czy będę mógł to pogodzić z pracą
na planie „Na sygnale”, trwają rozmowy z producentami. Czekam również
na wznowienie zdjęć do „Legionów”. Mam grać w tym filmie ciekawą,
drugoplanową postać. Brałem już udział w przygotowaniach - mieliśmy
kurs strzelania z broni palnej i hukowej oraz musztry w pełnym
rynsztunku z czasów I Wojny Światowej. Biegałem w mundurze w okopach i
mogłem poczuć się jak prawdziwy legionista. Mam nadzieję, że powrócimy
na plan w wakacje.
Raz możesz poczuć się jak żołnierz,
innym razem jak ratownik medyczny. Magia aktorstwa.
To jeden z największych atutów tego zawodu, który mnie bardzo pociąga.
Lubię odkrywać, poznawać i poszukiwać. Nie wyobrażam sobie przez
czterdzieści lat zajmować się jednym, konkretnym fachem. Jako aktor
mogę kosztować różnych rzeczywistości. Przez chwilę być urzędnikiem,
strażakiem czy ratownikiem medycznym. To rozbudza moją ciekawość
świata.
Masz jakieś inne zainteresowania poza
aktorstwem?
Od dziecka jestem związany ze sportem. Bardzo długo trenowałem judo,
przez jakiś czas akrobatykę, a później zacząłem biegać długodystansowo.
Przed ukończeniem osiemnastu lat przebiegłem maraton krakowski. Później
dostałem się do Łódzkiej Filmówki i nie miałem czasu na bieganie. W
szkole na nowo odkryłem taniec, który jest dla mnie wspaniałym środkiem
wyrazu. Gdy byłem w gimnazjum, uczyłem się tańca standardowego, ale
długo nie rozwijałem się w tym kierunku. Dopiero na studiach, oprócz
zajęć z baletu i tańca współczesnego, które są w programie nauczania,
zacząłem chodzić na hip-hop, house i breakdance.
Rozmawiał: Kuba Zajkowski