Rozrywka

Wakacje w PRL i kultowe „wczasy pod gruszą”. Tak się kiedyś bawili Polacy

Żaglówka Viking na jeziorze w lesie – letnia przygoda na wodzie.
Wakacje za czasów PRL-u spędzano m.in. na Mazurach. Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe
podpis źródła zdjęcia

Zorganizowane wycieczki z pracy i kolonie dla dzieci. Pamiętacie jeszcze kultowe wczasy zakładowe, kempingi i smak paprykarza szczecińskiego? Przypominamy, jak spędzano urlopy w PRL-u.

Prawo do wypoczynku za czasów socjalizmu miał każdy obywatel, a od 1952 r. „możliwość zdrowego i kulturalnego wypoczynku dla coraz szerszych rzesz ludu pracującego miast i wsi” została uregulowana przez konstytucję. Zapewniał to m.in. Fundusz Wczasów Pracowniczych.
A jak wyglądały wczasy w „najweselszym baraku w obozie”, jak mawiano o naszym kraju w latach, kiedy nazywany był on Polską Rzeczpospolitą Ludową? Miały swój niepowtarzalny klimat. Towarzyszył im smak konserw turystycznych, mielonek, paprykarza, chleba i szprotek. Pamiętacie, jak to wyglądało, kiedy kończył się rok szkolny i zaczynały wakacje?

Kolonie i kultowe wczasy zakładowe

Latem dzieci wyjeżdżały na kolonie, które w PRL-u były bezproblemowo dostępne dla uczniów. Niekiedy nawet wieziono młodzież...do Warszawy. Taka podróż była atrakcją dla młodych mieszkańców wsi i mniejszych miejscowości.

Wśród dorosłych największą popularnością cieszyły się wczasy pracownicze. Rekordowo, w roku 1978, pojechało na nie ponad 4,5 miliona Polaków. Zazwyczaj wypoczywano jedynie w towarzystwie współpracowników, ale część zakładów pozwalała również zabierać rodzinę. Najczęściej podróż odbywała się pociągiem PKP. Niektórzy z pewnością pamiętają zapach kiełbasy i jajek, który mieszał się z wonią innych produktów.

Turnusy trwały dwa tygodnie, a urlopowiczów umieszczano w domku wczasowym lub kempingowym w kilkuosobowych pokojach ze wspólnymi łazienkami i toaletą na korytarzu. Pokoje były czyste, choć nie było w nich żadnych luksusów. Każdy pensjonat miał jadłodajnię, w której serwowano śniadania, obiady i kolacje. Wczasowicze mieli wyznaczone miejsce przy wieloosobowym stole.

Na wyjazdach prawie zawsze był instruktor kulturalno-oświatowy, potocznie nazywany „kaowcem”, który dbał o odpowiedni poziom rozrywki. Na wieczorkach zapoznawczych, balach i wycieczkach zawiązała się niejedna romantyczna znajomość.

Rolę ówczesnego animatora kultury zagrał Stanisław Tym w kultowej komedii „Rejs” z 1970 r. Tyranizujący kaowiec przedstawiony w dziele Marka Piwowarskiego przeszedł do legendy polskiego kina, podobnie jak jego słynne powiedzenia.

Prywatne wyjazdy i podróż za jeden uśmiech

Na prywatny wyjazd należało odłożyć wcześniej pieniądze, a żeby było taniej, wiele osób zabierało ze sobą swój własny prowiant. Turystycznym przebojem był zwłaszcza słynny paprykarz szczeciński i szproty w oleju oraz mielonka.

Dla młodzieży największym hitem wakacji w PRL-u były podróże autostopem. Moda ta dotarła nad Wisłę ze Stanów Zjednoczonych i początkowo została bardzo źle przyjęta przez władze. Z czasem jednak rząd zinstytucjonalizował ten sposób podróżowania, tworząc niezapomnianą książeczkę autostopowicza.

Film „Podróż za jeden uśmiech” spopularyzował i przybliżył Polakom podróżowanie autostopem – stąd niekiedy autostopowiczów nazywano właśnie „podróżnikami za jeden uśmiech”. Kierowcy, którzy ich podwozili, mieli szanse na wygranie atrakcyjnych nagród w specjalnej loterii

Zobacz: „Podróż za jeden uśmiech” w TVP VOD

Na Mazury

A dokąd oni wszyscy jechali? Bardzo popularną destynację, podobnie zresztą jak dziś, stanowiły Mazury. Nie było jednak w regionie rozbudowanej bazy noclegowej i komercyjnych atrakcji, a wczasowicze nierzadko biwakowali pod namiotami lub w przyczepach.

Nocą bawiono się przy ogniskach, przegryzając kiełbasę pieczoną na patyku. Inni przygotowywali posiłki na kuchence turystycznej i z wykorzystaniem minibutli gazowej. Nóż był niezbędny – najlepiej nadawał się popularny scyzoryk z różnymi ostrzami i praktycznymi przyborami. Za dnia pływano łodziami wiosłowymi, kajakami, rowerami wodnymi i żaglówkami, zaś seniorzy mogli odpocząć przy szachach i warcabach.

Nad Morze Bałtyckie

W różne atrakcje obfitowały także wczasy nad Morzem Bałtyckim, a największą popularnością cieszyły się wyjazdy na Hel i do Jastrzębiej Góry, Kołobrzegu, Gdańska i Szczecina. Miejscowości te miały rozbudowaną bazę pensjonatów oraz nie do końca legalnych kwater prywatnych.

Na plażach za dnia roiło się od dzieci z watą cukrową, która była prawdziwym hitem PRL-u, zaś nastolatkowie i dorośli raczyli się wodą sodową, lemoniadą i oranżadą.

A może dzikie góry?

Nie od dziś popularnością cieszą się także tatrzańskie wyprawy. W czasach PRL-u najczęściej jeżdżono do Zakopanego, Szklarskiej Poręby i znanego z kultowego filmu Lądka-Zdroju. Tu zlokalizowane były różnorakie sanatoria, do których wyjeżdżano, aby podreperować zdrowie. 

Nieprzemijalność piękna Tatr i popularności wypoczynku w nich sięga czasów II Rzeczpospolitej. Ich piękno i niezwykłość opisał i namalował m.in. malarz Alfred Terlecki.

Mniejszą popularnością cieszyły się Karpaty, które były wówczas bardziej dzikie i miały swojski klimat. To odpowiadało podróżnikom pragnącym ucieczki od tłumów. Mając odpowiednio dużo pieniędzy i sprytu można było zorganizować wycieczkę na ich wschodnią stronę, która od 1939 r. nie należała do Polski.


Tam niektóre ze szlaków, którymi dziś wędrują turyści, jeszcze nie istniały i aby dojść na szczyt należało iść z lokalnym przewodnikiem. Nie była to łatwa wyprawa, ale z pewnością niezwykła. Turyści, którzy ją odbyli, zachowali w pamięci piękne wspomnienia. Tylko one pozostały również po całym okresie PRL-u.


RS

Więcej na ten temat