Zorganizowane wycieczki z pracy i kolonie dla dzieci. Pamiętacie jeszcze kultowe wczasy zakładowe, kempingi i smak paprykarza szczecińskiego? Przypominamy, jak spędzano urlopy w PRL-u.
Kolonie i kultowe wczasy zakładowe
Latem dzieci wyjeżdżały na kolonie, które w PRL-u były bezproblemowo dostępne dla uczniów. Niekiedy nawet wieziono młodzież...do Warszawy. Taka podróż była atrakcją dla młodych mieszkańców wsi i mniejszych miejscowości.
Wśród dorosłych największą popularnością cieszyły się wczasy pracownicze. Rekordowo, w roku 1978, pojechało na nie ponad 4,5 miliona Polaków. Zazwyczaj wypoczywano jedynie w towarzystwie współpracowników, ale część zakładów pozwalała również zabierać rodzinę. Najczęściej podróż odbywała się pociągiem PKP. Niektórzy z pewnością pamiętają zapach kiełbasy i jajek, który mieszał się z wonią innych produktów.
Turnusy trwały dwa tygodnie, a urlopowiczów umieszczano w domku wczasowym lub kempingowym w kilkuosobowych pokojach ze wspólnymi łazienkami i toaletą na korytarzu. Pokoje były czyste, choć nie było w nich żadnych luksusów. Każdy pensjonat miał jadłodajnię, w której serwowano śniadania, obiady i kolacje. Wczasowicze mieli wyznaczone miejsce przy wieloosobowym stole.
Na wyjazdach prawie zawsze był instruktor kulturalno-oświatowy, potocznie nazywany „kaowcem”, który dbał o odpowiedni poziom rozrywki. Na wieczorkach zapoznawczych, balach i wycieczkach zawiązała się niejedna romantyczna znajomość.
Rolę ówczesnego animatora kultury zagrał Stanisław Tym w kultowej komedii „Rejs” z 1970 r. Tyranizujący kaowiec przedstawiony w dziele Marka Piwowarskiego przeszedł do legendy polskiego kina, podobnie jak jego słynne powiedzenia.
Prywatne wyjazdy i podróż za jeden uśmiech
Na prywatny wyjazd należało odłożyć wcześniej pieniądze, a żeby było taniej, wiele osób zabierało ze sobą swój własny prowiant. Turystycznym przebojem był zwłaszcza słynny paprykarz szczeciński i szproty w oleju oraz mielonka.
Film „Podróż za jeden uśmiech” spopularyzował i przybliżył Polakom podróżowanie autostopem – stąd niekiedy autostopowiczów nazywano właśnie „podróżnikami za jeden uśmiech”. Kierowcy, którzy ich podwozili, mieli szanse na wygranie atrakcyjnych nagród w specjalnej loterii.
Na Mazury
A dokąd oni wszyscy jechali? Bardzo popularną destynację, podobnie zresztą jak dziś, stanowiły Mazury. Nie było jednak w regionie rozbudowanej bazy noclegowej i komercyjnych atrakcji, a wczasowicze nierzadko biwakowali pod namiotami lub w przyczepach.Nad Morze Bałtyckie
W różne atrakcje obfitowały także wczasy nad Morzem Bałtyckim, a największą popularnością cieszyły się wyjazdy na Hel i do Jastrzębiej Góry, Kołobrzegu, Gdańska i Szczecina. Miejscowości te miały rozbudowaną bazę pensjonatów oraz nie do końca legalnych kwater prywatnych.A może dzikie góry?
Nie od dziś popularnością cieszą się także tatrzańskie wyprawy. W czasach PRL-u najczęściej jeżdżono do Zakopanego, Szklarskiej Poręby i znanego z kultowego filmu Lądka-Zdroju. Tu zlokalizowane były różnorakie sanatoria, do których wyjeżdżano, aby podreperować zdrowie.Mniejszą popularnością cieszyły się Karpaty, które były wówczas bardziej dzikie i miały swojski klimat. To odpowiadało podróżnikom pragnącym ucieczki od tłumów. Mając odpowiednio dużo pieniędzy i sprytu można było zorganizować wycieczkę na ich wschodnią stronę, która od 1939 r. nie należała do Polski.
Tam niektóre ze szlaków, którymi dziś wędrują turyści, jeszcze nie istniały i aby dojść na szczyt należało iść z lokalnym przewodnikiem. Nie była to łatwa wyprawa, ale z pewnością niezwykła. Turyści, którzy ją odbyli, zachowali w pamięci piękne wspomnienia. Tylko one pozostały również po całym okresie PRL-u.
RS