tvp.pl

„Kariera Nikodema Dyzmy”. Ten sam reżyser nakręcił ją... dwa razy

Roman Wilhelmi, Leonard Pietraszak i Jerzy Bończak (fot. TVP)
podpis źródła zdjęcia

„Karierę Nikodema Dyzmy” z Romanem Wilhelmim można bez wątpienia nazwać arcydziełem. Ta ponadczasowa produkcja, która do dziś jest niedoścignionym wzorem dla aktorów, scenarzystów i reżyserów, zachwyca już kolejne pokolenie Polaków.

Historia kina nie zna wielu przypadków, w których jeden reżyser adaptuje powieść dwukrotnie. Tak jest w przypadku „Kariery Nikodema Dyzmy” Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. W 1956 roku Jan Rybkowski po raz pierwszy nakręcił film z Adolfem Dymszą w roli głównej, po raz drugi 34 lata później (wspólnie z Markiem Nowickim) – w postać Dyzmy wcielił się wtedy Roman Wilhelmi.
Ten pierwszy Dyzma wyszedł początkującemu reżyserowi naprawdę nieźle, zapoczątkowując wielką karierę jego odtwórcy. Tylko do końca 1956 roku komedię z Dymszą obejrzało ponad półtora miliona Polaków.
Na zdjęciu Adolf Dymsza jako Nikodem Dyzma (fot. TVP)
Na zdjęciu Adolf Dymsza jako Nikodem Dyzma (fot. TVP)
Formalnie „Kariera…” miała być krytyką II Rzeczypospolitej i sanacji, ale w rzeczywistości wyszło zupełnie odwrotnie i film wywołał nostalgię za dawnymi czasami. To nie mogło się podobać ówczesnej władzy, która przez usłużną prasę, zarzucała Rybkowskiemu uładzanie rzeczywistości, a Dymszy stworzenie zbyt sympatycznego bohatera. Z czasem władze przestały emitować film i odszedł on, niestety, w zapomnienie.
Na zdjęciu Adolf Dymsza jako Nikodem Dyzma (fot. TVP)
Na zdjęciu Adolf Dymsza jako Nikodem Dyzma (fot. TVP)
Reżyser po latach oceniał, że wyszło zbyt komediowo, inaczej niż chciał.
,,

Dyzmę z Dymszą zrobiłem przede wszystkim, by zapisać fenomen Dodka. Nie potrafiłem chyba opanować jego żywiołowego temperamentu. Zdominował wszystko, ciągnąc film w kierunku przedwojennej komedii szmoncesowej. Mam do siebie o to pretensje


– mówił w 1984 roku w rozmowie z magazynem „Kino”.

Kolejny pomysł podsunął mu student?

Nie ma wiele przesady w stwierdzeniu, że książki Dołęgi-Mostowicza stanowią dobry materiał na scenariusz do filmu. Wszak na mały i duży ekran przeniesiono m.in. powieści „Znachor”, „Profesor Wilczur”, „Doktor Murek” i „Prokurator Alicja Horn”. 

Nic dziwnego, że w twórczości Dołęgi-Mostowicza zakochał się również młody Jacek Bromski. To on, jako student szkoły filmowej, zapytał swojego profesora Jana Rybkowskiego, czy aby nie nadszedł czas na kolejną próbę z Dyzmą. Trudno powiedzieć, czy to za sprawą studenta, ale faktem jest, że reżyser rzeczywiście rozpoczął przygotowania do nakręcenia kolejnej adaptacji.
Na zdjęciu Roman Wilhelmi (fot. TVP)
Na zdjęciu Roman Wilhelmi (fot. TVP)
W roli Dyzmy upatrzył sobie Romana Wilhelmiego. Początkowo aktor nie był przekonany. Przestraszył się rozmiaru przedsięwzięcia i ponad siedmiogodzinnej, prawie nieustannej obecności na ekranie. Bał się również, że zostanie ponownie zaszufladkowany, jak po występie w „Czterech pancernych i psie”. Ponadto w tym czasie otrzymał inną, bardzo korzystną ofertę. Mówiąc wprost: wszystko się sprzysięgło, aby Dyzmy nie zagrał.

„To nie był aktor. To było zjawisko". Roman Wilhelmi we wspomnieniach kolegów 

Reżyser namówił aktora podstępem. Razem z Maciejem Domańskim opracowali prowokację i powiedzieli wahającemu się artyście, że rolę Nikodema Dyzmy przyjął Jerzy Stuhr. Wilhelmi zadzwonił po kilkudziesięciu minutach od przekazania mu tej informacji, akceptując propozycję.
,,

Początkowo nie bardzo wiedział, jak referować tę postać. Był kapitalnym aktorem teatralnym. W filmie po raz pierwszy dostał tak odpowiedzialne zadanie, więc trochę się gubił. Wziął mnie któregoś ranka na bok i zapytał, jak to grać. To rzadko się zdarza. Wiem, że podpytywał starszych aktorów, co bardzo dobrze o nim świadczy. Powiedziałem mu, by był po prostu sobą. I tak się stało. Rezultat był świetny. On nie udawał – był sobą. Był taki jak dwadzieścia pięć lat wcześniej w szkole i przez te wszystkie lata. Kapitalnie się sprawdził. Dyzma to jego postać. Gra zdrowo, naturalnie i dlatego następuje utożsamienie aktora i postaci przez publiczność


– opowiadał po latach Wojciech Pokora, serialowy Żorz Ponimirski (Marcin Rychlik, „Roman Wilhelmi. I tak będę wielki!”).
Na zdjęciu Roman Wilhelmi i Wojciech Pokora (fot. TVP)
Na zdjęciu Roman Wilhelmi i Wojciech Pokora (fot. TVP)
Artyści, którzy z nim współpracowali, zarówno przy Dyzmie, jak i przy innych produkcjach, wspominali, że był tytanem pracy i dopracowywał każdy detal swojej roli. Maciej Rybiński, scenarzysta serialu „Alternatywy 4”, wspominał, że Wilhelmi potrafił dzwonić w środku nocy, aby omówić szczegółowo jakąś scenę.

Z kolei Kazimierz Kaczor, wyjaśniając w rozmowie z nami fenomen Wilhelmiego, zauważył, że on był wręcz stworzony do Dyzmy ze względu na swoją przeszłość i doświadczenia z młodości.
,,

Tu o aktorze to nie ma w ogóle co mówić. Romek był raczej niebywałym zjawiskiem na polskim gruncie aktorskim. To aktor, który dużo grywał w teatrze i był zauważany. I nagle trafił na taką rolę jak Nikodem Dyzma. I wszystko, co do tej pory zgromadził – wiedzę o teatrze, wszystkie jego doznania z tych biednych, dziecięcych czy młodzieżowych lat, wszystkie jego kompleksy i te doświadczenia z ludźmi fałszywymi – wszystko się zebrało w tej jednej, oscarowej roli. Dlaczego mam prawo i odwagę tak mówić? Bo Romek był ze mną w Teatrze Powszechnym i mieliśmy garderoby obok siebie. I ja bardzo lubiłem Romka. Muszę powiedzieć, że on miał niezwykle ciekawą osobowość i był znakomitym artystą. Takim organicznym, to w nim było. On nic nie wymyślał, on po prostu z siebie taką postać wydobywał


– wspominał kolegę wybitny aktor.

Obsada marzeń. Tak mogą grać tylko mistrzowie

Na planie miał doborowe towarzystwo. W Kunickiego wcielił się rewelacyjny Bronisław Pawlik, a hrabię Żorża Ponimirskiego zagrał Wojciech Pokora. Z kolei w roli Jana Terkowskiego został obsadzony legendarny Mateusz Dmochowski, a w roli pułkownika Wacława Waredy – Leonard Pietraszak, znany wszystkim jako Dowgird z „Czarnych chmur”. Ninę Ponimirską kapitalnie zagrała Grażyna Barszczewska, a Kasię Kunicką – młodziutka Izabela Trojanowska.
Na zdjęciu Izabela Trojanowska, Grażyna Barszczewska, Jan Łopuszniak, Bronisław Pawlik i Roman Wilhelmi (fot. TVP)
Na zdjęciu Izabela Trojanowska, Grażyna Barszczewska, Jan Łopuszniak, Bronisław Pawlik i Roman Wilhelmi (fot. TVP)
Mniejsze, choć bardzo znaczące role mieli m.in.: Bogusz Bilewski i Jerzy Bończak oraz Ewa Szykulska, Tadeusz Pluciński, Halina Golanko, Arkadiusz Bazak i Liliana Głąbczyńska.
Na zdjęciu Bogusz Bilewski, Leonard Pietraszak i Roman Wilhelmi (fot. TVP)
Na zdjęciu Bogusz Bilewski, Leonard Pietraszak i Roman Wilhelmi (fot. TVP)
Nie da się ukryć, że „Kariera Nikodema Dyzmy” miała obsadę marzeń. Trudno o inną produkcję, w której wystąpiło aż tylu wybitnych aktorów, a każdy z nich pokazał swoją wielką klasę. Wykreowane przez nich postaci są wyraziste, pełnokrwiste i mają własny charakter. Z pewnością jest to zasługą zarówno znakomitego scenariusza, jak i artystów. Bronisławowi Pawlikowi w niektórych scenach wystarczyło jedno spojrzenie, aby pokazać, że Kunicki jest chciwy, a co za tym idzie i podły. Nie musi nawet nic mówić. Mariusz Dmochowski potrafi z kolei samą miną dać do zrozumienia, że Dyzma jest dla Terkowskiego wstrętnym pariasem i oszustem. Tak zagrać mogą jedynie najwięksi aktorzy.

Na czym polegał jego geniusz? „Nie obawiał się być maleńki”

Niektórzy mówią, że jeżeli Roman Wilhelmi urodziłby się w Stanach Zjednoczonych, to dziś byłby pamiętany jako jeden z najlepszych aktorów w historii Hollywood. Tylko tak można określić aktora, który przez 33 lata kariery zagrał w setkach przedstawień oraz dziesiątkach filmów i seriali i nigdy nie zepsuł roli. 

„Na czym polegała jego wielkość? Ukazał człowieka, także człowieczka od tej gorszej strony. Potrafił być obrzydliwy, mieć brzydki katar. Obnażył w nas coś, co zwykle ukrywamy, ponieważ chcemy być wspaniali. On był wspaniały, dlatego że nie obawiał się być maleńki. Dyzma – to było apogeum: kichanie, siorbanie, zamierzona flejtuchowatość – to było świadome gdzieś w graniu. Wiedział dokładnie, co chce przekazać za pomocą swojego bohatera. To był energiczny partner” – wspominała Ewa Szykulska (hrabina Lala Koniecpolska) w rozmowie z Marcinem Rychcikiem, autorem książki „Roman Wilhelmi. I tak będę wielki!”. 

Z kolei siła „Kariery Nikodema Dyzmy” polega na ponadczasowości. To opowieść o tym, jak bezwstydny cynik dochodzi do władzy po trupach. I wszystkim – oprócz Żorza i Terkowskiego – wydaje się objawieniem. Takich ludzi nie brakowało w przeszłości i nie brakuje ich dziś.

Pamiętacie scenę rozmowy o wariatach i bydlętach?

Oprócz niezapomnianych kreacji aktorskich na uwagę zasługuje także atmosfera serialu, którą tworzą piękne kostiumy, znakomita scenografia i dobrze dobrana muzyka. To wszystko sprawia, że mamy wrażenie, że naprawdę przenieśliśmy się w czasie.

Filmowcy musieli się wykazać nieprzeciętną pomysłowością, aby przerobić plenery. Z pewnością nie było łatwo… przenieść Warszawę do Łodzi. To właśnie tam rozgrywa się większość akcji. Trochę łatwiej było z pałacykiem w Nieborowie oraz otaczającymi park ogrodami. To właśnie w nich ma miejsce pamiętna scena, w której Dyzma rozmawia z Żorżem o życiu i o tym, kto jest wariatem, a kto bydlęciem. 

Także Bohdan Łazuka śpiewający „Chodź na Pragę…” pod koniec pierwszego odcinka, kiedy Dyzma odjeżdża powozem, zostanie zapamiętany na zawsze. Tak jak cały serial, który dziś można zobaczyć na TVP VOD.

Więcej na ten temat