Romuald Traugutt – ostatni polski rycerz. Jaki prywatnie był przywódca powstania styczniowego?
17.10.2023, 07:33
Romuald Tragutt był ostatnim dyktatorem Powstania Styczniowego (fot. TVP)
podpis źródła zdjęcia
Dyktator powstania styczniowego, który niewątpliwie zasłużył na wszystkie pomniki i ulice nazywanie dziś jego imieniem. Legendą owiana jest jego odwaga i niezłomność oraz zdolności dowódcze. Mało kto jednocześnie pamięta jednak, że Romuald Traugutt miał również zupełnie inne, ale niemniej ciekawe, prywatne oblicze.
Romuald Traugutt powszechnie uznawany jest za największego bohatera narodowego związanego z powstaniem styczniowym, które wybuchło 22 stycznia 1863 roku.
Trudno uwierzyć więc zapewne, iż on sam był przeciwny organizacji zrywu, o czym mówił w zeznaniach sądowych złożonych już po zakończeniu walk.
,,
Powstania nikomu nie doradzałem. Przeciwnie – jako były wojskowy widziałem całą trudność walczenia bez armji i potrzeb wojennych z państwem słynącem z militarnej potęgi. Gdy zbrojne powstanie wybuchło w okolicy mego mieszkania... udano się do mnie błagając, abym objął dowództwo. Okazało się, że odwołać nie było już czasu, zgodziłem się...
– mówił ostatni dyktator Powstania Styczniowego.
Moment, w którym je przejmował – dokładnie 17 października 1863 roku – był chwilą krytyczną na tyle, że przedstawiciel „białych” Jan Mitraszewski dosłownie uklęknął przed doświadczonym żołnierzem i na kolanach prosił, aby Traugutt przyjął propozycję. Katastrofalne dowodzenie megalomańskiego mitomana Ludwika Mierosławskiego, który po dwóch potyczkach wrócił już w lutym (ledwie po sześciu dniach) do Francji, załamanie psychiczne oraz wyjazd Mariana Langiewicza, jego następcy, a przy tym świetnego żołnierza i oficera, brutalne zabójstwo Stefana Bobrowskiego oraz nieudolność wojskowa kolejnych rządów sprawiły, iż w momencie, kiedy został mianowany, zryw był już praktycznie przegrany.
Ludwik Mierosławski, pierwszy dyktator Powstania Styczniowego (fot. wikimedia/ domena publiczna)
„Postać spokojna, milcząca”
Mimo dramatycznej sytuacji Traguttowi udało się odwrócić losy insurekcji. Ten wojskowy, wyglądający na zdjęciach bardziej na intelektualistę aniżeli zaprawionego w bojach oficera, podczas 17 lat służby w carskim wojsku ze względu na doskonałe umiejętności dosłużył się stopnia podpułkownika i był oceniany bardzo wysoko przez przełożonych. Armię rosyjską – jak łatwo się domyślić – znał od podszewki, co znacznie ułatwiało mu działanie podczas Powstania Styczniowego.
Patrząc na tę twarz, która nigdy nie chmurzyła się, ani też śmiała, na tę postać spokojną i milczącą, nikt by nie przypuścił, że z niego będzie taki niezmordowany a energiczny wódz, pełen niesłychanego poświęcenia powstańczy dyktator polski
– mówił o nim jeden z dawnych wojskowych kompanów, Moskal, cytowany przez Mariana Dubieckiego w biografii Traugutta wydanej w 1919 roku.
Nie brał w walkach udziału od początku i w rzeczywistości nie miał zamiaru w nich uczestniczyć. Nie był również w żaden sposób aktywny politycznie, choć wspierał stronnictwo „białych” zamierzające przed rokiem 1863 o niepodległość walczyć drogą dyplomacji, układów i ugód politycznych. Trudno się bierności Traugutta dziwić – kiedy Królestwo Polskie wrzało demonstracjami, on zmagał się z załamaniem psychicznym i żałobą.
Ciężko zachorowały i zmarły w latach 1859-1860 niemal wszystkie najbliższe mu osoby, a wśród nich m.in. szczerze kochana przez niego żona Anna oraz ich najmłodsza córeczka i synek. Krótko przed ich odejściem stracił również babcię Justynę, która zawsze zastępowała mu zmarłą (kiedy miał dwa latka) mamę i z wielką miłością wychowywała go od najwcześniejszego dzieciństwa.
Eliza Orzeszkowa o Trauguttcie. „To uderzało w jego wyglądzie”
Taka seria ciosów mogłaby zniszczyć każdego, a żołnierzowi zostały przecież pod samotną opieką jeszcze dwie córki. To dlatego, oprócz dochodzących go plotek o możliwości wybuchu powstania (nie wyobrażał sobie, że mógłby walczyć przeciwko swoim rodakom), zdecydował się zakończyć karierę w armii i wyjechał z dziećmi do Kobrynia.
Tam mieszkała m.in. Eliza Orzeszkowa, która po latach wspominała dowódcę następującymi słowami:
,,
W powierzchowności tej uderzał przede wszystkim wyraz myśli surowej, skupionej, małomównej. Nic miękkiego, giętkiego, ugrzecznionego, nic z łatwością wylewającego się na zewnątrz. Tylko myśl jakaś panująca, przeogromna (...) i pod jej pokładem jakiś tajemny upał uczuć
– pisała o nim autorka „Nad Niemnem” i „Gloria Victis”.
„Bliżej wpatrując się w rozwój charakteru ludzi niepospolitych, widzimy zwykle u ich kolebki dłoń niewieścią”
Taki jak w opisie Orzeszkowej był właściwie od zawsze, a największy wpływ na ukształtowanie jego osobowości, charakteru i poglądów miała niezwykle kochająca oraz mądra i inteligentna babcia Justyna. To ona wpoiła młodemu chłopcu patriotyzm i nauczyła, że wszyscy ludzie są równi i należy ich traktować z szacunkiem.
Niezwykle odważną i niepospolitą musiała być kobietą. W czasach, kiedy o małżeństwach decydowało przede wszystkim urodzenie i pochodzenie, ona – prawdziwa księżniczka, po kądzieli potomkini monarszego rodu Szujskich – z wielkiej miłości i przy olbrzymim sprzeciwie rodziny wyszła za mąż za ubogiego polskiego szlachcica o nazwisku Błocki.
Tę dzielność oraz szlachetność zaszczepiała również wnukowi, któremu zastępowała zarówno matkę, jak i ojca. Ten po śmierci Aloizy, jej córki, ożenił się z kolejną kobietą i kwestię opieki nad synem pozostawił teściowej. Mająca wówczas około 47 lat kobieta zajęła się nim z wielką troską. Traugutt po latach wspominał, że czuł się przez nią bardzo kochany i wspierany na każdym polu. Chłopiec uwielbiał również jej opowieści o minionych czasach i wielkości Polski oraz wspólne wycieczki po istotnych historycznie miejscach – młody Romuald z babcią był m.in. na grobie Stanisława Staszica, co zapamiętał do końca życia.
,,
Bliżej wpatrując się w rozwój charakteru ludzi niepospolitych, szczególnie w Polsce, widzimy zwykle u ich kolebki dłoń niewieścią, wpływ niewieści; otóż to samo spotyka się i w życiu Traugutta. Wpływ babki wiele zaważył w urobieniu charakteru i zasad tej niezwykłej postaci, którą Opatrzność nam zesłała na wzór, jakimi powinni być ci, co przewodniczą narodowi
– pisał Marian Dubiecki.
Autor książki „Bohaterski naczelnik Powstania Styczniowego (Romuald Traugutt)” zauważył również, że to dzięki babci przyszły przywódca zrywu stał się człowiekiem niezwykle pobożnym i bardzo głęboko wierzącym w Boga. Ta wiara przyniosła mu przykre doświadczenia w szkole, ponieważ inne dzieci nie rozumiały powodów, dla których ich kolega przedkłada modlitwę nad zabawy. Przez rówieśników był uznawany za dziwaka – niezależnie od tego, że był dzieckiem bardzo życzliwym, miłym i serdecznym – w klasie szydzono, iż powinien zostać księdzem.
Możliwe, że te przytyki były spowodowane również zazdrością, ponieważ chłopiec – mimo iż często zamknięty w świecie własnych marzeń – był niezwykle inteligentny i bardzo dobrze się uczył. Miał celujące oceny i szczególnie wyróżniał się w językach obcych, których pod koniec życia znał kilka. Naukę ukończył na najwyższym, XIV stopniu i otrzymał srebrny medal za wyniki na maturze. Taki rezultat oznaczał, że Traugutt mógłby służyć i pracować na dworze cara, ale on sam zawsze marzył, aby zostać inżynierem. Na studia do Instytutu Inżynierów Dróg Komunikacyjnych w Petersburgu się jednak nie dostał – zarówno ze względu na młody wiek (miał 17 lat), jak i pochodzenie, ale został przyjęty na wydział saperski.
Tam kształcił się, a w wolnym czasie „oddawał się nieco malarstwu; była to bowiem natura głęboko artystyczna, pełna poezji, odczuwająca piękno, zarówno w przyrodzie, jak i w dziełach sztuki. Posiadał zamiłowanie do rysunków i olejnego malarstwa; nieco wytwarzał na tym polu, ale sztuce nie poświęcał się, brakowało mu na to czasu i droga życia prowadziła go w zupełnie innym kierunku” – opisywał Dubiecki.
„To był trudny dylemat życiowy”
Młody chłopak po zdobyciu dyplomu musiał podjąć decyzję co do swojej dalszej przyszłości i zrobił to.
,,
Wybrał taką ścieżkę kariery zawodowej, jak co najmniej kilka tysięcy młodych ludzi z polskich rodzin szlacheckich w Imperium Rosyjskim. Stając wobec trudnego dylematu życiowego: perspektywa ubóstwa całej rodziny albo wybór takiej kariery, do której szlachta była tradycyjnie przygotowywana, czyli służby wojskowej – tyle że w armii carskiej
– możemy przeczytać w książce „Żywoty równoległe”, której autorami są prof. Andrzej Nowak i Dorota Truszczak.
Romuald Tragutt na studiach i w rosyjskim mundurze (fot. TVP/ wikimedia/ domena publiczna)
Ledwie rok po zakończeniu edukacji stanął również przez przymusem wyboru moralnego: jego oddział został skierowany do tłumienia Powstania Węgierskiego. Tego samego, w którym w węgierskich oddziałach powstańczych walczyli m. in Henryk Dębiński i Józef Bem. Nie zdecydował się na dezercję i nie walczył przeciw Rosjanom, ale i w żadnych bitwach – wbrew błędnie pojawiającym się gdzieniegdzie informacjom – osobiście nie brał udziału. „Dawali mu zwykle stanowiska wojsko-administracyjne, jako człowiekowi łączącemu znaczne wykształcenie z wysoką sumiennością” – podkreślał Dubiecki.
„Zostałem mężem anioła”
Do Polski wrócił w 1849 r., a w 1852 r. wziął ślub z Anną Emilią Pikiel, córką warszawskiego jubilera. „Bom tyle cnoty, tyle świętości widział w mej Annie (…) bom przeczuł już, co to za rzadka osoba, a przeczucie mię nie omyliło. Zostałem szczęśliwym mężem anioła” – napisał po zaślubinach w swoim pamiętniku. Małżeństwo było bardzo udane oraz szczęśliwe, a nowożeńcy zamieszkali wtedy z babcią Justyną w Żelechowie. Tym razem to wnuczek zaopiekował się staruszką, odwdzięczając się jej za dzieciństwo. Zabrał ją ze sobą również ze sobą po otrzymaniu od wojska mieszkania w Dęblinie.
Romuald Traugutt i jego żona Anna. Zdjęcie ślubne (fot. wikimedia/ domena publiczna)
To sielskie życie rodzinne przerwał jego kilkuletni wyjazd na wojnę krymską pod koniec 1853 r. Trzy lata rozłąki były dla Polaka koszmarem i w 1856 r., kiedy tylko nadarzyła się okazja, sprowadził wszystkich najbliższych – żonę i ich córeczkę Annę oraz babcię – do Charkowa, gdzie przyszła na świat ich druga pociecha, Alojza. Tam wspólnie wszyscy mieszkali aż do momentu, kiedy musiał wyjechać do Petersburga (1859 r.), by tam wykładać w wyższej szkole wojskowej. To właśnie tam ukochana urodziła mu bliźnięta: chłopca i dziewczynkę. Poród był bardzo ciężki, a jego nowonarodzona córeczka wkrótce umarła, zaś tuż po niej załamana śmiercią prawnuczki babcia Justyna. Nie przeżyła również straty żona – zmarła ledwie dwa miesiące później. Krótko po matce odszedł także słabowity i chorowity chłopiec.
To była dla Traugutta seria nieprawdopodobnych nieszczęść, które zniszczyły jego życie na zawsze. Myślał o samobójstwie lub wstąpieniu do klasztoru, ale powstrzymywała go myśl o dwóch najstarszych córkach, które musiał teraz samotnie wychowywać. Wrócił wraz z dziećmi do kraju. Za jakiś czas ponownie ożenił się z Antoniną Kościuszko, wnuczką brata Tadeusza Kościuszki. Decyzja podyktowana była przede wszystkim myślą o dziewczynkach – chciał zapewnić im kobiecą opiekę.
Słynna zasadzka w lasach horeckich. „Traugutt nie stracił ani jednego żołnierza”
Kiedy wybuchło powstanie styczniowe, nie zaangażował się z początku. Był złamanym życiem człowiekiem – tuż przed zrywem zmarło mu kolejne dziecko, tym razem synek Roman – na dodatek musiał toczyć bój o majątek, który został mu po rodzinie. Nie był już czynnym wojskowym, odszedł z armii na własną prośbę 14 czerwca 1862 r. w randze podpułkownika. Zachował prawo do noszenia munduru i otrzymywał dość przeciętną pensję w wysokości 230 srebrnych rubli rocznie.
Na udział w powstaniu namówiony został przez sąsiadów, którzy nie pałali wprawdzie do niego sympatią, ale wiedzieli, że był doskonałym oficerem w rosyjskiej armii i miał doświadczenie w dowodzeniu. Długo się opierał, ale w kwietniu 1863 r. podjął ostateczną decyzję o przyłączeniu się do walki. Prowadzony przez siebie oddział najpierw samodzielnie przeszkolił, dzięki czemu przemienił około 200 kompletnych nowicjuszy we w miarę sprawnie operującą jednostkę.
,,
Pierwszą jego bitwą była zasadzka na nieprzyjaciela, na grobli, wśród bagien, w lasach horeckich. Plan dobrze obmyślany, umiejętnie przeprowadzony przyniósł szybkie i stanowcze zwycięstwo nad kilku rotami Moskali, wyprawionymi przez generała Eggera dla poszukiwania powstańców. Nieprzyjaciel ze znacznymi stratami, wśród niezmiernego popłochu, wycofał się̨. Brak bagnetów— bo tylko posiadali powstańcy broń myśliwską — i brak stosownej liczby jazdy nie pozwoliły należycie wyzyskać́ zwycięstwa; niemniej jednak zdobyto przeszło 100 sztucerów gwintowanych, które na nieszczęście nie były przydatne dla braku stosownej amunicji. Zaledwie 76 nieprzyjaciół wycofało się z tej krwawej przeprawy, a dowódca moskiewski, aby uniknąć kary za przegraną, zastrzelił się. Traugutt nie stracił ani jednego żołnierza, gdyż atakował myśliwską bronią z bliska, przy czym kule sztucerów nieprzyjacielskich przenosiły ponad głowami powstańców
– opisywał Dubiecki.
Zwycięstwo przyniosło wielką chwałę Trauguttowi, ale i ściągnęło na niego ponad 3000 kolejnych żołdaków. Broniący się w lasach Polacy dali im jednak odpór. Rosjanie ponowili więc natarcie znacznie większymi siłami – dopiero wtedy udało im się wykurzyć powstańców spomiędzy drzew i zmusić do ucieczki. Następnie przyszły dyktator stoczył jeszcze kilka bardzo udanych potyczek i przegrał w lipcowej bitwie pod Kołodnem, która była jego ostatnim dowodzonym bezpośrednio starciem.
Romuald Traugutt jako dyktator powstania styczniowego
15 sierpnia wyjechał do Warszawy i oddał się do dyspozycji Rządu Narodowego, który wysłał go na kompletnie nieudaną misję dyplomatyczną do Paryża. Po powrocie 17 października został wybrany dyktatorem powstania. Na spotkaniu obierającym w pojedynkę obalił tzw. wrześniowy rząd „czerwonych”. Panowie z tego stronnictwa zostali przez niego zrugani do tego stopnia, iż część z nich bez słowa wyszła z sali i niemalże z miejsca zrezygnowała ze swoich stanowisk.
Traugutt, mieszkający w sekretnym mieszkaniu przy ulicy Smolnej w Warszawie pod konspiracyjnym nazwiskiem Michał Czarniecki, miał więc wolną rękę w działaniu i w krótkim czasie przekształcił słabo uzbrojonych i luźno zorganizowane oddziały partyzanckie w, przynajmniej częściowo, regularną armię, która pod jego komendą zaczęła odnosić niespodziewane zwycięstwa. Podjął także szeroko zakrojone inicjatywy zagraniczne, ale niestety nie odniosły one żadnego skutku.
,,
Polska istnieć będzie, bo istnienie jej do postępu ludzkości nie tylko jest potrzebnem, ale koniecznem: czas Zmiłowania Pańskiego nad nią, jak mocno ufamy, już niedaleki. Odzywamy się do Was, Ludy i Rządy Europy, a odzywamy się nie głosem błagalnym i żebraczym... Nie przystoi jęczeć i błagać temu, kto występuje w imię obrażonych i podeptanych najświętszych praw ludzkości, kto z niezachwianą wiarą w Najwyższą Sprawiedliwość, bezbronny prawie przeszło od roku walczy z rozwścieklonym wrogiem
– zaznaczał w jednym z licznych apeli.
Dokładny opis jego niezwykle inteligentnych działań dowódczych przedstawiono w dokumencie „Człowiek świętego imienia. Rzecz o Romualdzie Traugucie”, który dostępny jest w TVP VOD.
„Kochajcie tą Świętą Ziemię, która Was wychowała i wykarmiła”
Romuald Traugutt został wydany w kwietniu 1864 r. przez Artura Goldmana, skarbnika Rządu Narodowego, który załamał się psychicznie podczas śledztwa i w wyniku brutalnych przesłuchań przez Rosjan.
Dyktator został aresztowany w nocy z 10 na 11 kwietnia i osadzony na Pawiaku, a później w Cytadeli Warszawskiej. Mimo tortur nie zdradził nikogo ze swoich współpracowników. Na krótko przed złapaniem – jakby je przeczuwając – napisał pożegnalne słowa do Polaków.
,,
Kochajcie tą Świętą Ziemię, która Was wychowała i wykarmiła. Miłujcie waszych współrodaków, wszystkich, bez różnicy stanu, którzy na tej ziemi wyrośli. Nie znajcie innego wroga jak moskala, który jest gnębiciel i zdrajca, a Bóg Najwyższy pobłogosławi Wam
– apelował w swoim ostatnim, wydanym 25 marca, manifeście.
Krzyże upamiętniające miejsce stracenia Romualda Traugutta i członków Rządu Narodowego (fot. wikimedia/ Adrian Grycuk)
Na współczesnych i znających go osobach robił przy okazji olbrzymie wrażenie. Był z zachowania rycerski, szlachetny, niezwykle kulturalny i odważny. Nie można się więc dziwić, że w jego charakterze zakochała się m.in. Eliza Orzeszkowa, która wiele lat później upamiętniła tego wielkiego, narodowego bohatera, pięknym utworem „Gloria Victis”. Padają tam znamienne słowa, które można niejako uznać za prorocze.
,,
Ci, co zginą, będą siewcami, którzy samych siebie rzucą w ziemię, jako ziarno przyszłych plonów. Bo nic nie ginie. Z dziś zwyciężonych dla jutrzejszych zwycięzców powstają oręże i tarcze
– mówi Traugutt, który został stracony 5 sierpnia 1864 roku.
Na jego legendzie rosły później całe pokolenia Polaków, a wśród nich Józef Piłsudski i Roman Dmowski. Nie była jego śmierć i walka w żadnym względzie więc daremna. To m.in. właśnie jego postawa była kluczem do wychowania patriotów, którzy w 1918 roku wywalczyli nam i sobie wolność.