Dziennikarka, wykładowczyni, autorka i współautorka wielu książek, a od niedawna jedna z prowadzących „Pytanie na śniadanie”. Zobacz, jak Klaudia Carlos odnajduje się w nowej roli i co robi poza pracą.
Jak czuje się Pani w nowej roli jako prowadząca „Pytanie na śniadanie”? Jakie emocje pojawiły się podczas debiutu?
Czuję się świetnie i cieszę się, że mogę być częścią tego zespołu. Cały czas poznajemy się z Robertem, z którym mam przyjemność współprowadzić „Pytanie na śniadanie”. To nasza pierwsza wspólna praca. Na pewno pojawia się dużo emocji, szczególnie że to dopiero początek naszej przygody.
Program jest ciekawy z uwagi na różnorodność tematów, począwszy od poradnikowych (dziś pojawiły się np. olejki eteryczne) po bardzo zajmujące rozmowy z wybitnymi twórcami i artystami, takimi jak np. Daniel Olbrychski, którego mieliśmy zaszczyt gościć. To daje możliwość połączenia różnej tematyki: od kultury po ważne sprawy, które dotyczą naszego codziennego życia, czyli kwestie poradnictwa żywieniowego, dietetyki, aktywności fizycznej i kuchni.
Ta ostatnia zawsze jest prezentowana przez naszych kucharzy. Dzisiaj na przykład była kuchnia koreańska i Grzegorz Łapanowski. Widać, że program przygotowywany jest z ogromną pasją. Tę atmosferę odczuwa się zarówno na planie, jak i poza nim: przed programem czy po jego zakończeniu. Po programie wszyscy krążymy wokół kuchennego stołu i wymieniamy się swoimi wrażeniami, doświadczeniami.
Na ekranie występuje Pani w duecie z Robertem El Gendym. Jak układa się współpraca?
Jak w każdym dobrym duecie – potrzebny jest czas, by się poznać. Muszę jednak powiedzieć, że jak dotąd zrobiliśmy wspólnie pięć programów i bardzo się polubiliśmy. Mam nadzieję, że dostrzegą to widzowie. Wielu z nich już teraz przesyła nam życzenia powodzenia i pozdrowienia w mediach społecznościowych. To bardzo miłe. My chcemy stworzyć zgrany duet, bo program prowadzi para, a nie osobno Klaudia Carlos i osobno Robert El Gendy. Już nas nazwano Roberto Carlos! To przywołuje sportowe skojarzenia, jest nawiązaniem do piłki nożnej i fenomenalnego brazylijskiego piłkarza. Podsumowując: myślę, że dobrze się wspólnie czujemy.
Wcześniej ważne miejsce w Pani sercu zajmowała muzyka. Czytałam, że ukończyła Pani Państwową Szkołę Baletową w Poznaniu i przez pięć lat była tancerką zespołu „Mazowsze”.
Tak, wszystko to prawda (śmiech). Ukończona Państwowa Szkoła Baletowa w Poznaniu, następnie praca w Państwowym Ludowym Zespole Pieśni i Tańca „Mazowsze”, wiele fantastycznych podróży, wiele wrażeń artystycznych, bezpośredni kontakt z założycielką zespołu, wielką osobowością artystyczną Mirą Zimińską-Sygietyńską, a także wybitnym choreografem Witoldem Zapałą; no i dużo, dużo koncertów (zapewne około 200) w różnych zakątkach świata. Począwszy od Stanów Zjednoczonych i Kanady po Japonię i oczywiście Europę.
Przez wiele lat pracowałam również w Warszawskiej Operze Kameralnej, gdzie jako tancerka występowałam w operach Mozarta, Rossiniego i wielu innych kompozytorów. Moje kontakty z tańcem i muzyką były i wciąż są bardzo ścisłe. Od dawna jestem wykładowcą Uniwersytetu Muzycznego Fryderyka Chopina, tam też ukończyłam studia (kiedyś Akademia Muzyczna im. Fryderyka Chopina) w zakresie pedagogiki baletu. Dziś pełnię funkcję dziekana Wydziału Tańca. Mogę tutaj wspomnieć, że jestem pierwszym dziekanem Wydziału Tańca w historii tej uczelni; wydział został powołany w 2019 roku.
Dzięki muzycznej pasji poznała Pani swojego męża, Dariusza Macheja. Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia?
Byliśmy członkami tego samego zespołu, a więc poznawaliśmy się w pracy. Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu; praca w „Mazowszu” wiązała się z wyjazdami, ale też z godzinami prób w Karolinie, w siedzibie zespołu. Pochodziliśmy z różnych stron, ja do Warszawy przyjechałam z Poznania, mój mąż z Bielska-Białej.
Wszystko zaczęło się od przyjaźni i spotkań towarzyskich, a potem przerodziło się w miłość. Stało się dla mnie oczywiste, że Dariusz będzie moim mężem, a dla niego stało się oczywiste, że ja będę jego żoną (śmiech). Połączyła nas muzyka, taniec i miłość. Zespół „Mazowsze” to dla nas ważne miejsce... Dziś Darek jest uznanym śpiewakiem operowym, najczęściej można go posłuchać w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej.

A czy rodzina wspierała Panią podczas debiutu w programie „Pytanie na śniadanie”? Czy byli wówczas przed ekranami?
Tak, absolutnie. Zawsze miałam i mam wielkie wsparcie całej rodziny. Najbardziej przeżywali mój debiut mąż i dzieci. Wszyscy mi kibicowali i trzymali kciuki – przyjaciele, moi znajomi, wszystkie te osoby, które lubią „Pytanie na śniadanie”. Jest to program, który cieszy się ogromną popularnością, a moje pojawienie się w nim sprawiło, że wszyscy moi bliscy zasiedli podekscytowani przed telewizorami i oglądali od początku do samego końca. Otrzymałam mnóstwo gratulacji i życzeń powodzenia. Nie ukrywam, że jest to bardzo motywujące i mobilizujące.
Powracając do osiągnięć, jest Pani autorką i współautorką wielu książek, jak choćby „Domowy fitness” czy „Kalendarz kobiety”. Sądząc po tytułach publikacji, ceni Pani zdrowy styl życia...
Tak, staram się prowadzić zdrowy styl życia przez cały czas, wychowuję również w ten sposób swoje dzieci. Uważam, że jest bardzo ważne, by być w zgodzie ze sobą, żyć w harmonii. Za harmonię odpowiada też stan naszego umysłu, czyli to, jak się czujemy sami ze sobą, i to, jak postrzegają nas inni.
Tutaj niezbędny jest balans w zachowaniu zdrowej diety, aktywności fizycznej i świadomego podchodzenia do wypoczynku. Czy odpoczęłam w ciągu tego dnia, w ciągu tego tygodnia, miesiąca, roku? To niezwykle ważne, żeby dawać sobie także chwilę relaksu i oddzielić czas pracy od czasu wolnego. Szalenie istotny jest też bezpośredni kontakt z naturą. W naszym zabieganym świecie dotknięcie drzewa czy posłuchanie śpiewu ptaków może okazać się bardzo pomocne w osiągnięciu wewnętrznej harmonii.

Czy w najbliższym czasie planuje Pani wydanie kolejnej książki?
Raczej nie, na razie nie. Oczywiście prowadzę działalność naukową, natomiast jeśli chodzi o książki poradnikowe, to nie mam planów. Teraz chcę się skoncentrować na prowadzeniu programu „Pytanie na śniadanie” – to jest dla mnie w tej chwili najważniejsze.
W internecie znalazłam również informację, że jedną z Pani pasji jest wędkarstwo. Czy to prawda? Jeśli tak, to dlaczego wędkarstwo i jak to się zaczęło?
Zaczęło się od pasji mojego męża, która przeniosła się na mnie lub została mi przekazana w darze (śmiech). Wędkowanie było częścią jego rodzinnej tradycji, więc później chciał to hobby kontynuować, a ja byłam blisko. Wędkarstwo jest też sposobem na dobry relaks.
Można sobie wyobrazić, że człowiek wypływa łódką na środek jeziora, czuje się absolutnie spokojny, spogląda na spławik i tylko to go zajmuje: czy ta ryba złapie haczyk, czy nie? Mnie często się udaje, potem wrzucam rybę do wody i czekam na kolejną. Mamy wiele pasji. Nasz następny wspólny mianownik to podróże i piesze wycieczki. Bardzo lubimy Beskidy, więc mamy już tam swoje przetarte szlaki i trasy, na których bywamy.
Co uważa Pani za swój największy sukces?
Bardzo trudne pytanie. Myślę, że największym sukcesem jest to, że mam wspaniałą rodzinę i to daje mi poczucie szczęścia. Na szczęście składa się oczywiście wiele czynników, ale przede wszystkim świadomość, że mam zdrowe dzieci, że moja praca jest moją pasją, że spotykam dobrych i życzliwych ludzi na swej drodze. To wszystko bardzo mnie buduje i daje motywację do podejmowania różnych działań.
AZG