Kultura

„Dzień, w którym umarła muzyka”. Mogliby tworzyć dalej, gdyby nie ta katastrofa

Buddy Holly gra na gitarze Fender Stratocaster podczas występu w dniu 25 marca 1958 r. Fot. Harry Hammond/V&A Images/Getty Images
Buddy Holly był jednym z pasażerów samolotu Beechcraft Bonanza, który rozbił się niedługo po starcie 3 lutego 1959 r. Fot. Harry Hammond/V&A Images/Getty Images
podpis źródła zdjęcia

Buddy Holly, Ritchie Valens i Jiles Perry Richardson to słynni amerykańscy muzycy, którzy 3 lutego 1959 r. zginęli w katastrofie lotniczej. Czwartą ofiarą tragicznego lotu był pilot Roger Peterson. W tym roku, od „dnia, w którym umarła muzyka”, mija 65 lat. Jak doszło do wypadku? Czy pasażerowie samolotu mogli go uniknąć?

Jest początek lutego 1959 r. Pionierzy rock’n’rolla już od ponad tygodnia przemierzają Środkowo-Zachodnie Stany Zjednoczone w ramach trasy „Winter Dance Party Tour 1959”. Grupę tworzą: Buddy Holly, Ritchie Valens, JP „The Big Bopper”, Dion and the Belmonts, Frankie Sardo, Waylon Jennings, Tommy Allsup oraz Carl Bunch. Muzycy opuścili Green Bay w Wisconsin, by 3 lutego zagrać koncert w sali balowej Surf Ballroom w Clear Lake, Iowa.

Sroga zima, awaria busa i wynajęcie samolotu

Okładka płyty „My Finest Work Yet” Andrew Birda zainspirowana obrazem „Śmierć Marata”. Fot.

Te okładki płyt to prawdziwe dzieła sztuki. Poznaj ich historię

Kultura

Zima 1958-1959 była jednym z najmroźniejszych okresów w historii Stanów Zjednoczonych. Wiele obszarów kraju, w tym Środkowy Zachód, mierzyło się z ekstremalnymi warunkami atmosferycznymi w postaci bardzo niskich temperatur oraz obfitych opadów śniegu. Możemy sobie jedynie wyobrażać, jak utrudnione było wówczas podróżowanie. Mimo to artyści postanowili wyruszyć w trasę, wykorzystując rock’n’roll, by rozgrzewać sceny i serca swoich fanów. Dla takich efektów, przez wiele dni, byli gotowi przemierzyć setki mil w wychłodzonym busie.


Podobno w niedzielę 1 lutego Carl Bunch (perkusista Buddy’ego Holly’ego) wyszedł z busa z odmrożonymi stopami. Z kolei Jilesa Perry’ego Richardsona („The Big Bopper”) zmogła grypa. Mimo przeciwności losu grupa z powodzeniem dotarła do Clear Lake w stanie Iowa, gdzie dała kolejny koncert. Holly czuł się jednak sfrustrowany narastającymi problemami w zespole. Gdy bus uległ kolejnej awarii, wynajął niewielki samolot, którym część kapeli miała się udać na występ w Moorhead, w Minnesocie. Niestety, muzycy nigdy nie dotarli do celu w tym samym składzie.

Zobacz film „Snowpiercer. Arka przyszłości” w TVP VOD

Tommy Allsup wygrał życie w rzucie monetą

Zanim Beechcraft Bonanza wystartował z Mason City do Fargo, rock’n’rollowcy postanowili się rozdzielić. Część musiała pojechać na koncert innym środkiem transportu, gdyż w samolocie były tylko cztery wolne miejsca. W ostatniej chwili Waylon Jennings oddał swoje miejsce choremu Richardsonowi. Żeby zdecydować, kto jeszcze poleci samolotem, Valens z Allsupem rzucili monetą. Przegrany miał jechać busem. Na nieszczęście 17-letniego Valensa został nim Allsup. Waylon i Tommy kontynuowali zimowe tournée, o czym Buddy, Ritchie i Jiles wówczas nie mogli już nawet pomarzyć.

Zła pogoda, błąd pilota i wrak w polu kukurydzy

Pilotem samolotu był 21-letni Roger Peterson, który – jak się potem okazało – nie miał uprawnień do latania przy ograniczonej widoczności, czyli w takich warunkach pogodowych, jakie panowały w nocy z 2 na 3 lutego 1959 r. A były one co najmniej niekorzystne. Tuż przed wylotem niebo nad Mason City całkowicie przysłoniły chmury, z których na domiar złego zaczął sypać śnieg. Mimo śnieżycy Peterson uruchomił silnik i wystartował kilka minut przed pierwszą w nocy. Bonanza był widoczny w powietrzu jedynie przez chwilę, po czym zniknął w ciemności.

Zobacz film „Anioł” w TVP VOD

Wczesnym rankiem 3 lutego 1959 r. potwierdziły się najczarniejsze przewidywania zaniepokojonego Jerry’ego Dwyera, właściciela samolotu, który po utraceniu łączności z Petersonem odtworzył obraną przez niego trasę lotu. Doszczętnie rozbity wrak Bonanzy spoczywał w należącym do Alberta Juhla polu kukurydzy, oddalonym od lotniska o 13 km. Szacuje się, że samolot uderzył w ziemię z prędkością ok. 270 km/h. Cała załoga zginęła na miejscu, a za oficjalną przyczynę tragedii uznano „nierozsądną decyzję pilota o rozpoczęciu lotu”.

Muzyka umarła, by odrodzić się na nowo

Kto nie zna utworu „La Bamba” Ritchiego Valensa, niech pierwszy rzuci kamień. To niemal tak popularna piosenka, jak „Everyday” Buddy’ego Holly’ego, chętnie wykorzystywana zresztą w produkcjach filmowych. Usłyszymy ją m.in. w „Figlu” (1985), „Dużej rybie” (2003), „Miłości w Seattle” (2009) czy w melodramacie pt. „Mr. Nobody” (2009). Z kolei The Big Booper, czyli Jiles Perry Richardson, był autorem wielkich przebojów country „Running Bear i „White Lightning”, jednak jego największym hitem pozostał utwór „Chantilly Lace”. Właśnie ten kawałek zmarłego w katastrofie Richardsona znalazł się na liście Rock and Roll Hall of Fame jako jedna z piosenek, które ukształtowały rocka.

Don McLean, autor utworu „American Pie”, występuje w serialu BBC „Sounds for Saturday”, 15 czerwca 1972 r. Fot. Don Smith/Radio Times/Getty Images
Don McLean, autor utworu „American Pie”, występuje w serialu BBC „Sounds for Saturday”, 15 czerwca 1972 r. Fot. Don Smith/Radio Times/Getty Images

Zobacz program „Legendy rocka” w TVP VOD

Nie bez przyczyny Ritchie, Buddy i Jiles nazywani są pionierami rock’n’rolla. Po ich śmierci inny amerykański twórca oddał im cześć w słynnym utworze „American Pie”. Powtarzającym się w nim zwrotem „the day the music died” muzyk Don McLean nawiązał do nazwy, jaką media ochrzciły katastrofę z 3 lutego 1959 r. Z uwagi na to, że zginęło w niej aż trzech wybitnych artystów, przyjęto, że był to „dzień, w którym umarła muzyka”, i pod taką nazwą ta data funkcjonuje do dziś.

PG
Więcej na ten temat