Tomasz Tylicki to popularny dziennikarz, który jakiś czas temu dołączył do grona prowadzących program „Pytanie na Śniadanie”. Prezenter opowiedział nam, jak dogaduje się z Beatą Tadlą i dlaczego zdecydował się porzucić zawód DJ-a.
Tomku, na wstępie chciałabym spytać o to, jak odnajdujesz się w roli prowadzącego „Pytanie na śniadanie”?
Bardzo dobrze! Być może nie każdy wie, ale z „Pytaniem na śniadanie” jestem związany nieprzerwanie od 13 lat i już po kilku pierwszych miesiącach pracy debiutowałem w tej roli – to był rok 2011. Piękne doświadczenie i duże wyróżnienie! Nagle moimi koleżankami i kolegami z pracy zostały takie gwiazdy jak Marzena Rogalska, Agnieszka Szulim, Grażyna Torbicka, Hubert Urbański, Tomek Kammel czy Michał Olszański – kilka lat wcześniej mogłem co najwyżej pomachać do nich przez szklany ekran, a dzięki tej pracy podglądałem ich warsztat z bliska. Później wielokrotnie wracałem do roli prowadzącego z różnymi partnerkami, ale nigdy nie zagrzałem miejsca na naszej kanapie na tyle długo, żeby móc się tym porządnie nacieszyć. Teraz pojawiła się taka szansa, więc staram się wykorzystać ją jak najlepiej!
Nie da się ukryć, że często bywałeś na planie tego programu. Czy przypuszczałeś, obserwując swoich kolegów w roli prowadzących, że wkrótce i Ty dostaniesz taką szansę?
Zdecydowanie nie. Byłem przekonany, że to już nie jest mi pisane. Tym bardziej byłem zaskoczony, kiedy dostałem taką propozycję. Ale za to do końca szczególnie mocno wierzyła w to moja partnerka, moi bliscy i przyjaciele.
Masz na swoim koncie sporo sukcesów, prowadziłeś wiele ważnych wydarzeń. Co było dla Ciebie największym dotychczas wyzwaniem zawodowym?
Jeśli miałbym wybrać jedno, największe dotychczas wyzwanie zawodowe, to na pewno byłoby nim prowadzenie uroczystej gali wręczenia nagród Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. To wydarzenie ma szczególne miejsce w moim sercu. Tym bardziej że miałem zaszczyt prowadzić je już 3 razy, więc każdego roku wspomnień i dużych emocji przybywa!
Piszesz o sobie: chłopak z Warmii i... telewizora, tata. Jak udaje Ci się to wszystko połączyć?
Chyba całkiem dobrze. Gdy tylko mam okazję, to odwiedzam moją małą ojczyznę, czyli Olsztyn. Bardzo lubię ten klimat – jeziora, lasy, otwartą przestrzeń i bardzo specyficzną energię tego miejsca i ludzi. Kocham swoją rodzinę, bliskich, córka jest moim oczkiem w głowie. Jestem też szczęśliwy, że udało mi się znaleźć piękną, uskrzydlającą miłość. A praca, która jest moją pasją, jest tylko pięknym dodatkiem do mojego życia.
Wracając do „Pytania na śniadanie” – jak oceniasz swoją współpracę z Beatą Tadlą?
Bardzo dobrze. Prowadzenie programu śniadaniowego wymaga nie tylko umiejętności zawodowych, warsztatu i dzielenia się rolami. Tu naprawdę trzeba się polubić, szanować i być na 100%. Widzowie od razu wyczują brak naturalności i partnerstwa. Beata jest świetną dziennikarką, posługuje się piękną polszczyzną. Ja wniosłem do naszego duetu trochę doświadczenia w tym konkretnym formacie. Staramy się nie wchodzić w żadne role, niczego nie narzucać, nie ograniczać, ale za to słuchać – siebie nawzajem i innych. Dzięki temu już zbudowała się między nami dobra relacja, która – mam nadzieję – rezonuje w TV!
Na swoim Instagramie, a także w jednym z odcinków programu wspomniałeś, że w Twojej przeszłości ważne miejsce zajmowała muzyka – byłeś DJ-em. Dlaczego zdecydowałeś się porzucić tę pasję?
Niełatwo pogodzić tryb życia DJ-a z… po prostu z życiem. Wyjazdy, nocny tryb życia. To było przyjemne w czasach studenckich, teraz tęsknię tylko za muzyką i tą adrenaliną, którą dawało granie. Chociaż i telewizja na żywo daje podobne emocje – pewnie dlatego moja kariera potoczyła się właśnie w tym kierunku.
Co sprawia Ci obecnie największą radość (oprócz pracy w mediach)?
Przez wiele lat nie potrafiłem marzyć. Nie byłem do końca szczęśliwy i wydawało mi się, że do szczęścia potrzeba wielkich rzeczy. Od kilku lat na nowo marzę i znów cieszę się w życiu z najmniejszych rzeczy. Dlatego nie potrzebuję już niczego wielkiego. Największą radość sprawia mi słońce za oknem, pyszne śniadanie mojej ukochanej, zapach kawy, spacer blisko natury, czas spędzony z córką, zabawa z psem, dobra książka lub film i spokojny sen – kiedy wiem, że moi bliscy są zdrowi i szczęśliwi. Tylko tyle i aż tyle.
Na koniec spytam, jakich porad udzieliłbyś osobom, które marzą o karierze prezentera?
Na pewno zacząłbym od tego, że zawód prezentera nie jest tak łatwy, jak może się wydawać. Niektórzy mówią „sam mógłbym poprowadzić taki program”. To proszę spróbować 4 godziny w domu przed kamerą, w pełnym skupieniu i ze świadomością największej w Polsce oglądalności po drugiej stronie. To oczywiście pół żartem, pół serio. Prawda jest taka, że zawód dziennikarza to połączenie dwóch ważnych i pozornie stojących w opozycji cech: dużej pewności siebie oraz pokory. Ten zawód wymaga ciężkiej pracy, grubej skóry i na pewno szczęścia – czasem trzeba po prostu znaleźć się w dobrym miejscu, w dobrym czasie.
AZG