Dezinformacja, czyli celowe szerzenie fałszywych informacji, ma długą i złożoną historię, sięgającą czasów starożytnych. Od pierwszych manipulacji informacyjnych stosowanych przez władców, przez skomplikowane operacje służb specjalnych w XX wieku, po współczesne wyzwania związane z fake newsami i mediami społecznościowymi – dzieje dezinformacji to podróż przez wieki kłamstw i propagandy. Jak kłamstwa ewoluowały na przestrzeni stuleci i jak wpływają na nasz świat dzisiaj?
Termin „dezinformacja” prawdopodobnie po raz pierwszy został użyty przez sowieckie służby specjalne w latach 20. XX w. To wtedy OGPU (ros. Zjednoczony Państwowy Zarząd Polityczny), którym zarządzał Feliks Dzierżyński, w ramach wojny informacyjnej z Zachodem i białymi zorganizowało wielką operację „Trust”. Miała ona na celu zmanipulowanie wrogich bolszewickiemu reżimowi rządów europejskich oraz zmylenie rosyjskiej emigracji antybolszewickiej i ogólnoświatowej opinii publicznej. Na potrzeby „Trustu” OGPU w 1921 r. na nowo powołało do życia opozycyjny Sojusz Monarchistyczny Rosji Środkowej, który służbom specjalnym udało się zlikwidować w latach 1919-1920.
Na czele fałszywie odrodzonej organizacji postawiono jej dawnych przywódców – arystokratów i byłych carskich oficerów wysokiej rangi – którzy zostali złamani lub przekupieni przez bolszewików. Autorytet tych liderów, przede wszystkim generałów Aleksieja Brusiłowa i Andrieja Zajonczkowskija, byłego attaché wojskowego w Jugosławii, sprawił, że do organizacji dołączyły tysiące opozycjonistów, wierzących, że będą walczyć z bolszewikami. Aby ich zwieść, OGPU organizowało autentyczne operacje antyrządowe, przeprowadzało akcje sabotażowe oraz likwidowało mniej ważnych dla siebie komunistów. Jednocześnie agenci „Trustu” byli wysyłani za granicę.
Przekonywali swoje kontakty, że monarchistyczny ruch antysowiecki, który reprezentowali, dobrze już okrzepł i spenetrował wyższe szczeble w armii, służbach bezpieczeństwa, a nawet w rządzie, i że w swoim czasie będzie mógł przejąć władzę i przywrócić monarchię. Przekonali przywódców emigracji, że system przeszedł radykalną przemianę: komunizm zawiódł, ideologia była martwa, aktualni przywódcy nie mieli nic wspólnego z fanatycznymi rewolucjonistami z przeszłości. W głębi serca byli nacjonalistami, a ich reżim ewoluował w stronę umiarkowanego reżimu narodowego i miał wkrótce upaść. NEP (ros. Nowa Polityka Ekonomiczna – przyp. TVP) miał być pierwszym poważnym ustępstwem na drodze do przywrócenia w Rosji kapitalizmu. Wkrótce miały nastąpić koncesje polityczne. Z tego powodu, jak przekonywali agenci „Trustu”, każda interwencja czy wrogi gest ze strony mocarstw europejskich lub ruchu emigracyjnego byłyby co najmniej złymi pomysłami, jeśli nie tragicznymi, jako że zjednoczyłyby tylko Rosjan wokół rządu i w ten sposób przedłużyłyby jego trwanie. Rządy europejskie i przywódcy emigracji powinni przerwać antysowiecką działalność terrorystyczną i zmienić swoją postawę z wrogiej reżimowi sowieckiemu na biernie go akceptującą. Powinny uznać jego państwowość i zwiększyć obroty handlowe. W ten sposób bardziej mogliby się przysłużyć ewolucji systemu. Przywódcy opozycji powinni wrócić do Rosji i tam mieć swój wkład w proces przemian – pisał w książce „Nowe kłamstwa w miejsce starych” zbiegły na Zachód w 1961 r. major KGB Anatolij Golicyn.

Wielu było nieufnych wobec przekazywanych im fałszywych wiadomości, ale wówczas agenci przekazywali, kto dowodzi organizacją. Generał Brusiłow miał opinię człowieka niezwykle honorowego i prawego. W rzeczywistości od 1919 r. pracował potajemnie dla wywiadu Armii Czerwonej i z nieznanych do dziś powodów zdradził swoich dawnych towarzyszy broni. Wkrótce informacje o tym, że stoi na czele, rzekomo wielkiego, Sojuszu Monarchistycznego Rosji Środkowej, dotarły do rządów Francji, Niemiec, Wielkiej Brytanii z adnotacją „tajne”. Wiadomości zrobiły wielkie wrażenie na zachodnich politykach. Wówczas sowieckie służby przy pomocy swoich agentów zaczęły publicznie potwierdzać te informacje. Różne źródła przekazywały je i uwiarygadniały. Nabrały się wszystkie służby specjalne krajów Europy, oprócz służb polskich, których ostrzeżeń nikt jednak nie słuchał.
W międzyczasie OGPU zinfiltrowało, a następnie przejęło dwie kolejne duże organizacje białych – Zmianę Znaków Drogowych i Ruch Euroazjatycki. Agenci Dzierżyńskiego zaczęli wydawać na Zachodzie i w kraju kilka rzekomo potajemnych czasopism. W fałszywych publikacjach przekonywano, że reżim sowiecki upada i ewoluuje w kierunku państwa narodowego. Po kilku latach, kiedy ZSRR dostatecznie okrzepł, a świat wznowił z nim kontakty handlowe i dyplomatyczne, operacja zakończyła się masowymi aresztowaniami osób, które nierozważnie związały się z podstawionymi organizacjami. Tysiące ludzi skazano na śmierć podczas publicznych procesów pokazowych. Jednocześnie na Zachodzie najemnicy zaczęli likwidować emigracyjnych przywódców białych, których wcześniej nabrali.
Sun Tzu, czyli „ojciec dezinformacji”
To właśnie zacytowany wcześniej Anatolij Golicyn – który dzięki przedstawionym informacjom przyczynił się do zdemaskowania ponad 50 sowieckich szpiegów, w tym m.in. byłego szefa brytyjskiego kontrwywiadu MI6 Kima Philby’ego – ujawnił jako pierwszy, że ZSRR prowadzi szeroko zakrojoną operację dezinformacyjną przeciwko Zachodowi. Major KGB wskazał też, że strategię tę opracował – zapomniany już dziś – dyrektor KGB Aleksandr Szelepin. Ten sam, który zlecił zniszczenie blisko 22 tys. teczek osobowych ofiar zbrodni katyńskiej.
Historycy uważają go za jednego z najbardziej przerażających, ale i najbardziej inteligentnych szefów komunistycznego wywiadu. To właśnie on w 1958 r. powołał do życia Departament Dezinformacji KGB, który później przemianowano na Departament D. Zatrudniano tam wyłącznie najlepszych agentów. Każdy z nich musiał znać język angielski i mieć dyplom ukończonych studiów wyższych, a także przejść szereg testów z wiedzy ogólnej i inteligencji. W dziale dezinformacji – w myśl opublikowanego później raportu Szelepina – było miejsce tylko dla intelektualistów i osób wykształconych.
W 1959 r., krótko po swojej nominacji na szefa KGB, Szelepin nakazał, aby do lektur obowiązkowych dla Departamentu D wprowadzono „Sztukę wojny” Sun Tzu. Ten starożytny mędrzec i generał z Chin uchodzi wśród znawców za antycznego „ojca dezinformacji”. Mity z Dalekiego Wschodu podają, że nigdy nie przegrał żadnej bitwy. Nie wiązało się to jednak z bohaterstwem jego armii, czy jej liczebnością.
Tzu utrzymywał, że klucz do wygranej jest zupełnie inny. Dyskredytujcie wszystko, co dobre w kraju przeciwnika. Wciągajcie przedstawicieli warstw rządzących przeciwnika w przestępcze przedsięwzięcia. Podrywajcie ich (nieprzyjaciół) dobre imię i w odpowiednim momencie rzućcie ich na pastwę pogardy rodaków. Korzystajcie ze współpracy istot najpodlejszych i najbardziej odrażających. Dezorganizujcie wszelkimi sposobami działalność rządu przeciwnika. Buntujcie młodych przeciwko starym. Ośmieszajcie tradycje waszych przeciwników. Wszelkimi siłami wprowadzajcie zamieszanie na zapleczu, w zaopatrzeniu i wśród wojsk wroga. Osłabiajcie wolę walki nieprzyjacielskich żołnierzy za pomocą zmysłowych piosenek i muzyki. Podeślijcie im (nieprzyjaciołom) nierządnice, żeby dokończyły dzieła zniszczenia. Nie szczędźcie obietnic i podarunków, żeby zdobyć wiadomości. Nie żałujcie pieniędzy, bo pieniądz w ten sposób wydany zwróci się stukrotnie. Infiltrujcie wszędzie swoich szpiegów – cytuje Władimir Wołkow w książce „Dezinformacja. Oręż wojny”.
Mędrzec z Chin podkreślał również, że „cała sztuka wojenna opiera się na przebiegłości i stwarzaniu złudzeń”.
,,Jeśli możesz, udawaj, że nie możesz; jeśli dasz znać, że chcesz wykonać jakiś ruch, nie wykonuj go; jeśli jesteś blisko, udawaj, żeś daleko; jeśli wróg jest łasy na małe korzyści, zwabiaj go; jeśli w jego szeregach dostrzegasz zamieszanie, uderzaj; jeśli jest silny, unikaj go; jeśli jest cholerykiem, rozwścieczaj go; jeśli jest nieśmiały, spraw, by nabrał pychy [...]
Tzu radzi, by przeciwnika wciągać w pułapki. „Okrążonemu wrogowi trzeba pozostawić jakąś drogę ucieczki... Wskażcie mu, że pozostała mu jeszcze jakaś deska ratunku i w ten sposób podsuńcie mu, że ma inne wyjście niż śmierć. Potem [w to miejsce] uderzcie”.

Aleksander, Juliusz Cezar, Wilhelm Zdobywca. Kto posługiwał się dezinformacją?
Także w starożytnej Europie dezinformacja była popularną metodą wojny. Klasyczny przykład jej wykorzystania opisał w „Iliadzie” Homer. Mowa oczywiście o słynnym koniu trojańskim, którego pod murami Troi postawili oblegający miasto Grecy. Udali, że jest to dar dla bogów, mający zapewnić wojskom – rzekomo odstępującym od murów – pomyślny powrót do domu. Armia odeszła, a Trojańczycy zaczęli się cieszyć z zakończenia wojny. Wprowadzili konia do miasta, co umożliwiło ukrytym w nim greckim żołnierzom wyjście w nocy, otwarcie bram miasta i wpuszczenie reszty żołnierzy. W efekcie Troja została zdobyta i zniszczona, co zakończyło wieloletnią wojnę.
Również Aleksander Wielki podczas bitwy pod Gaugamelą w 331 r. p.n.e. oszukał Persów. Agenci legendarnego dowódcy i króla przekonali władcę wrogiego imperium, Dariusza III, że wojska Macedończyków uderzą na innym froncie. W rezultacie Persowie rozproszyli swoje siły, co doprowadziło do ich klęski. Także Juliusz Cezar odnosił zwycięstwa dzięki dezinformacji. Na przykład w 51 r. p.n.e. podczas bitwy pod Alezją ukrył część swoich wojsk przed Galami i udawał, że jego armia jest słabsza, niż w rzeczywistości była. Frontalny atak wojsk Wercyngetoryksa zakończył się totalną rzezią nacierających. To zaledwie kilka przykładów, kiedy manipulacja informacyjna w czasach antycznych miała olbrzymi wpływ na przebieg wojny.
Klasyczny przykład dezinformacji w średniowieczu stanowi Donacja Konstantyna. Fałszywy dokument miał zostać podpisany rzekomo przez Konstantyna Wielkiego. Ten przekazywał władzę nad cesarstwem zachodniorzymskim papieżowi Sylwestrowi I i jego następcom. Oszustwo zostało ujawnione dopiero w XV w. przez włoskiego humanistę Lorenza Vallę. Także zwycięstwo w bitwie pod Hastings w 1066 r. zostało osiągnięte przez Wilhelma Zdobywcę dzięki wprowadzeniu wojsk saskich w błąd. Legendarny dowódca wikingów przeprowadził kilka pozorowanych ataków z różnych stron, zmuszając Harolda Godwinsona do rozproszenia swoich wojsk. Następnie z całą mocą uderzył na zdezorganizowaną armię. Wygrana otworzyła mu drogę do podbicia Anglii.
Dezinformacją posłużyli się również królowa Izabela Francuska – kojarzona przez kinomanów przede wszystkim z filmu Mela Gibsona „Braveheart” – i jej kochanek Roger Mortimer. Celem ich działań stał się Edward II, mąż Izabeli. Oboje zaczęli rozpowszechniać plotki, że jest zdrajcą, pokazywali publicznie dowody jego nieudolności, sugerowali, że utrzymuje niestosowne kontakty ze swoimi doradcami, i fabrykowali dowody przeciwko władcy. Tym samym niszczyli jego reputację i autorytet. Przyczyniło się to do wybuchu buntu przeciwko Edwardowi II, w wyniku którego stracił tron i został zamordowany.
Do podobnych metod uciekano się także w kolejnych stuleciach. Dobrym przykładem prymitywnej dezinformacji było wyolbrzymianie informacji o rzekomych skarbach czekających na marynarzy i kolonizatorów w Nowym Świecie odkrytym przez Kolumba. Władcy zachęcali w ten sposób tysiące osób do porzucenia swojego życia i osiedlenia się na nowym kontynencie. Wybitny przykład, pokazujący, jaką taktykę stosowano, opisał Henryk Sienkiewicz w noweli „Za chlebem”. Tam pewien Niemiec i Żyd w karczmie wspólnie nabrali bohatera, ubogiego chłopa z Polski, na obietnice lepszego życia w Stanach Zjednoczonych.
Dezinformacja w czasach II wojny światowej. Operacja „Mincemeat”
Mimo wszystko aż do XX w. dezinformacja była jedynie jednym z narzędzi wojny o mniejszym znaczeniu. Jej olbrzymi potencjał dostrzeżono dopiero w ZSRR podczas wspomnianej operacji „Trust”. Sowieci opanowali ją do perfekcji. Trzeba jednak zauważyć, że w trakcie II wojny światowej dezinformację wykorzystywały wszystkie walczące strony. Najsłynniejszym przykładem z tamtego okresu pozostaje do dziś operacja „Mincemeat” (1943). To wtedy brytyjskie służby specjalne podrzuciły ciało zmarłego żołnierza na jedną z plaż w południowej Hiszpanii.
Ubrany w strój lotnika mężczyzna miał przy sobie wodoodporną walizkę, a w niej dokumenty wojskowe, sugerujące, że Wielka Brytania i USA planują desant na Grecję i Sardynię, a nie na – będącą rzeczywistym celem wojsk przymierzonych – Sycylię. Wkrótce brytyjskie okręty i samoloty zaczęły wykonywać pozorowane ruchy w pobliżu miejsca, które miało się stać rzekomym celem inwazji. Nieżyjącemu mężczyźnie podłożono list od ojca, w którym rodzic wyrażał swoje oburzenie z powodu związku syna z nieodpowiednią kobietą. Fałszywy lotnik miał jej zdjęcie w portfelu – w rzeczywistości była to fotografia jednej z agentek wywiadu.
Amerykańskie i brytyjskie służby wiedziały, że zaalarmowani przez Hiszpanów Niemcy będą chcieli przeprowadzić sekcję zwłok. Agenci zdawali sobie sprawę, że w związku z tym muszą wykorzystać zwłoki, których organy wewnętrzne będą wyglądać adekwatnie do przewidywanej przyczyny zgonu. Służby III Rzeszy dały się na to nabrać i przekonały dowództwo w Berlinie, że należy przenieść wojska na Bałkany i Sardynię. Umożliwiło to wylądowanie sprzymierzonym na Sycylii.

Bez niej nie byłoby lądowania w Normandii? Kulisy operacji „Bodyguard”
Rok później sprzymierzeni zorganizowali kolejną, jeszcze większą operację dezinformacyjną o kryptonimie „Bodyguard”, która miała zmylić niemieckie dowództwo co do rzeczywistego miejsca planowanego lądowania aliantów we Francji w 1944 r. Kluczowym elementem była operacja „Fortitude”, która miała przekonać Niemców, że głównym celem inwazji będzie Pas-de-Calais, a nie Normandia, gdzie faktycznie miało dojść do desantu.
Alianci stworzyli fikcyjne jednostki wojskowe, takie jak 1. Grupa Armii Stanów Zjednoczonych (FUSAG), której dowódcą został generał George S. Patton. Aby zmylić Niemców, przygotowano fałszywe obozy wojskowe w okolicach Dover. Napełniono je nadmuchiwanymi czołgami i makietami samolotów, śladami po kołach ciężarówek i gąsienicach pojazdów bojowych. Jednocześnie spreparowano wzmożony ruch radiowy, który miał symulować przygotowania do wielkiej inwazji w Pas-de-Calais, a nawet nagrano rozmowy żołnierzy i odtwarzano je przez głośniki.

Amerykanie i Brytyjczycy podjęli również szeroko zakrojone działania dezinformacyjne, angażując podwójnych agentów, takich jak Juan Pujol García, znany jako agent „Garbo”, który przekazywał Niemcom fałszywe informacje o planach inwazji. Pujol zdobył zaufanie niemieckiego wywiadu do tego stopnia, że jego raporty były uznawane za wiarygodne i przyczyniły się do przekierowania niemieckich sił w miejsca, które nie były rzeczywistymi celami alianckiej inwazji. Tuż przed 6 czerwca przekonał Niemców, że lądowanie w Normandii będzie miało wyłącznie charakter rozpoznawczy i dywersyjny. Tym samym ocalił życie tysiącom żołnierzy.
Niemcy nie wierzyli, iż alianci będą przerzucać wojska przez zupełnie nieprzewidywalny pod względem warunków atmosferycznych kanał La Manche, na skaliste i doskonałe do obrony wybrzeża Normandii. Nazistowscy dowódcy uważali, że przeprawa w tym miejscu będzie zbyt trudna dla tak olbrzymiej armii. Tym samym generał Dwight Eisenhower, niczym Hannibal tysiące lat wcześniej, kiedy wszedł do Italii od strony Alp, zaatakował wroga w miejscu, gdzie inwazji się nie spodziewano.
Tajemnicze skrzynie na dnie jeziora. Tak zorganizowano operację „Neptun”
Apogeum potęgi dezinformacji nastąpiło w czasach zimnej wojny. Manipulacja, przede wszystkim ze strony ZSRR, przybrała wówczas wyrafinowane formy, zgodne z instrukcjami szefa KGB Aleksandra Szelepina i Iwana Iwanowicza Agajanca, kierownika słynnego Departamentu D. W 1964 r. z inicjatywy Agajanca czechosłowacka StB zorganizowała dużą operację „Neptun”. Filmowcy odnaleźli wówczas – rzekomo przypadkowo podczas kręcenia filmu przyrodniczego dla dzieci – na dnie jeziora Czarnego w pobliżu Szumawy 13 potężnych skrzyń. Tuż przed ich wywiezieniem do Pragi na miejsce zaproszono zarówno lokalnych, jak i zagranicznych dziennikarzy. Nie zdecydowano się na otwarcie skrzyń, wyjaśniając, że mogą być zaminowane.
W tym samym czasie w Moskwie preparowano lub wyszukiwano w archiwach zdobyte podczas II wojny światowej akta dotyczące zachodnioniemieckich polityków i osób publicznych. Fałszywe i prawdziwe lub częściowo zmanipulowane dokumenty miały zdyskredytować i zdestabilizować rząd RFN w oczach świata oraz przymusić Bonn do tego, aby wydłużyło okres przedawnienia za zbrodnie popełnione w latach 1939-1945. Z akt, które podrzucono Czechom, wynikało, że wielu z najważniejszych polityków RFN w czasach II wojny było aktywnymi nazistami, a nawet zbrodniarzami. Krótko później nastąpił „wyciek” dokumentów do wietrzącej sensację prasy europejskiej. Nieświadome niczego media uderzyły zarówno w winnych, jak i w niewinnych. Operacja „Neptun” przyczyniła się do zerwania stosunków dyplomatycznych RFN z Włochami. Oba rządy zaczęły wzajemnie oskarżać się o nierozliczenie z nazistowską i faszystowską przeszłością.

We Francji i w Wielkiej Brytanii zaczęły z kolei pojawiać się artykuły pod znamiennymi tytułami „Bonn nie potrafi się pozbyć nazistowskiej trucizny” czy „Duchy przeszłości w RFN”. Na arenie międzynarodowej i w opinii publicznej narastała atmosfera nieufności wobec niemieckich polityków, a rząd RFN był zmuszony do ciągłych tłumaczeń i zapewnień o swojej demokratycznej i antynazistowskiej postawie. Niepokoje społeczne i polityczne były na rękę ZSRR, który wykorzystał tę sytuację do umocnienia swojej narracji o moralnej wyższości systemu socjalistycznego nad kapitalistycznym. Kreml z powodzeniem podsycał podziały w NATO, ukazując RFN jako kraj niosący w sobie niezatarte piętno nazizmu, co z kolei utrudniało sojusznikom pełne zaufanie wobec Niemiec Zachodnich.
Innym skutkiem operacji „Neptun” było zwiększenie napięć w samych Niemczech. Podziały społeczne i polityczne zaczęły się pogłębiać, a skandale wywołane „ujawnionymi” dokumentami stały się narzędziem w walce wewnętrznej pomiędzy różnymi frakcjami politycznymi. Wrogie sobie grupy wykorzystywały każdą okazję do wzajemnego oskarżania się o związki z nazistowską przeszłością, co dodatkowo osłabiało stabilność wewnętrzną kraju. Operacja „Neptun” stała się wzorcem dla kolejnych działań dezinformacyjnych przeprowadzanych przez blok wschodni. Z perspektywy historycznej działania te miały długotrwałe konsekwencje. Dezinformacja stała się jednym z głównych narzędzi w arsenale ZSRR w walce o wpływy globalne, a efekty tych kampanii odczuwalne były przez dekady, kształtując nie tylko politykę międzynarodową, ale także społeczne nastroje oraz relacje między narodami.
HIV w dezinformacji KGB. Operacja „Denver”
Kolejną wielką operacją dezinformacyjną przeprowadzoną przez KGB i Stasi, której skutki odczuwamy do dzisiaj, była akcja „Denver” rozpoczęta w 1983 r. To wtedy w kontrolowanym przez sowieckie służby indyjskim czasopiśmie „Patriot” opublikowano tajemniczy list „znanego amerykańskiego naukowca i antropologa”. „Ekspert” przekazał, że wirus HIV został stworzony sztucznie w amerykańskim laboratorium wojskowym w Fort Detrick przez inżynierów genetycznych. „Uważa się, że ta śmiertelnie tajemnicza choroba jest wynikiem eksperymentów Pentagonu mających na celu opracowanie nowej i niebezpiecznej broni biologicznej” – brzmiał fragment artykułu.
Naukowiec napisał również, że amerykańskie CDC (Centrum Zapobiegania i Kontroli Chorób) po odpowiednie „wirusy składowe” pojechało do krajów Afryki i Azji, a Pentagon kontynuuje eksperymenty w sąsiednim Pakistanie. Tytuł brzmiał złowieszczo „AIDS może zaatakować Indie”. Łatwo odgadnąć, że chodziło o wzniecenie napięć między wszystkimi krajami. W 1985 r. operację wznowiono na arenie międzynarodowej, rozpoczynając działania na szeroko zakrojoną skalę. KGB wysłało telegramy do innych służb bloku, w których poinformowało je o prowadzonej przez siebie operacji i wskazało, w jaki sposób usłużni reżimom dziennikarze powinni przedstawiać sytuację.
W prasie krajów rozwijających się, w szczególności Indii, przytoczono już fakty, które świadczą o zaangażowaniu służb specjalnych Stanów Zjednoczonych i Pentagonu w pojawienie się i szybkie rozprzestrzenianie się choroby AIDS w Stanach Zjednoczonych (…). Sądząc po tych raportach, a także zainteresowaniu armii amerykańskiej objawami AIDS oraz tempem i geografią jego rozprzestrzeniania się, najbardziej prawdopodobnym założeniem jest to, że ta najniebezpieczniejsza choroba jest wynikiem kolejnego eksperymentu Pentagonu z nowym typem broni biologicznej. Potwierdza to fakt, że choroba początkowo dotykała tylko określone grupy ludzi: homoseksualistów, narkomanów, imigrantów z Ameryki Łacińskiej – brzmi fragment wiadomości, która znajduje się w odtajnionym archiwum wywiadu komunistycznej Bułgarii.
Następnie KGB pociągnęło za kolejne sznurki. Najpierw publikując rękami swojego agenta-naukowca Walentina Zapiewałowa artykuł zatytułowany „Panika na Zachodzie, czyli co kryje się za sensacją wokół AIDS”, w którym powtórzono hipotezy zawarte w publikacji z 1983 r. i wzbogacono je o kolejne szczegóły. Następnie zorganizowano przedruk w pozostałych krajach bloku wschodniego, a później również w czasopismach zachodnich. Wkrótce Stasi razem z enerdowskim biologiem i jednocześnie – jak później się okazało – agentem KGB Jakubem Segalem i jego żoną zorganizowało i opublikowało „badanie” potwierdzające fałszywą hipotezę o sztucznym pochodzeniu HIV. Na „Raport Segala” wkrótce powoływać zaczęli się dziennikarze z krajów afrykańskich, azjatyckich i południowoamerykańskich. Informacja rozprzestrzeniła się na całym świecie wraz z dodawanymi do niej sukcesywnie, kolejnymi sensacyjnymi „faktami”.
Miliony ludzi uwierzyło w kłamstwa agentów KGB. Nawet obecnie – mimo że dzięki odtajnionym dokumentom Stasi i bułgarskiego KSD oraz aktom wywiezionym przez zbiegłego na Zachód Wasilija Mitrochina wiadomo, że historia została zmyślona przez sowieckie służby – wiele osób wciąż wierzy, że HIV został stworzony jako broń biologiczna. Teoria ta jest szczególnie popularna w krajach Afryki i wśród Afroamerykanów w USA. Wspomniana hipoteza zmusiła rząd Stanów Zjednoczonych do zamknięcia laboratorium w Fort Detrick. Ambasady amerykańskie na całym świecie musiały zorganizować dziesiątki konferencji prasowych, na których tłumaczyły dziennikarzom i działaczom, że ich naukowcy nie stworzyli HIV, i wyjaśniały, że jest on wirusem pochodzenia naturalnego. To paraliżowało pracę placówek USA.
Operacja KGB miała również o wiele bardziej tragiczne skutki. Setki tysięcy chorych, którzy ulegli sowieckiej dezinformacji, zaczęło kwestionować metody leczenia wirusa. Nie mając zaufania do własnego rządu, przestali przyjmować przepisywane przez lekarzy środki. W 2020 r. amerykański dziennikarz śledczy Joshua Yaffa poinformował, że akcja „Denver” kosztowała życie ponad 330 tys. osób w samej Republice Południowej Afryki.
Pamiętajmy, że wszystkie wspomniane wyżej operacje dezinformacyjne przeprowadzono w czasach, kiedy internet jeszcze nie istniał. Dziś w dobie cyfrowej rewolucji dezinformacja ma o wiele potężniejszą siłę oddziaływania. O tym, jak działa obecnie dezinformacja i jak się przed nią bronić, rozmawialiśmy z Magdaleną Wilczyńską, dyrektorką Pionu Ochrony Informacyjnej Cyberprzestrzeni w NASK, w wywiadzie „Skuteczna walka z dezinformacją. Jak się bronić przed manipulacją?. Informację na temat pojęć dotyczących dezinformacji przedstawiliśmy również w tekście „W labiryncie kłamstw. Kluczowe pojęcia związane z dezinformacją”.
RS
Źródła:
Sun Tzu. Sztuka wojny. Strategie, taktyki i fortele wojenne, wyd. polskie 2022
Władimir Wołkow. Dezinformacja. Oręż wojny, wyd. polskie 1991
Anatolij Golicyn. Nowe kłamstwa w miejsce starych. Komunistyczna strategia podstępu i dezinformacji, wyd. polskie 2007
Christopher Andrew, Wasilij Mitrochin. Archiwum Mitrochina. KGB w Europie i na Zachodzie, wyd. polskie 2001
Christopher Andrew, Oleg Gordijewski. KGB, wyd. polskie 1997
Ronald J. Rychlak, Ion Mihai Pacepa. Dezinformacja. Były szef wywiadu ujawnia metody dławienia wolności, zwalczania religii i wspierania terroryzmu, wyd. polskie 2015