Iwona i Gerard są jak dotąd jedynym małżeństwem, które pokochało się na planie drugiej edycji „Sanatorium miłości”. Od tego czasu minęło pięć lat, a oni nadal są nierozłączni. Razem oglądają nawet najnowsze odcinki randkowego programu Telewizji Polskiej. Emocje wzbudziły u nich nieudane zaręczyny Ani i Ediego. – Takie działanie może odstraszyć kobietę – mówi Iwona w rozmowie z tvp.pl. „Sanatorium miłości” można oglądać w TVP1 oraz online w TVP VOD.
Longina Stempurska: Iwono, oglądasz nowy sezon „Sanatorium miłości”?
Iwona Mazurkiewicz-Makosz: – O tak, oczywiście! Razem z Gerardem. To jest nasza sanatoryjna rodzina i chcemy wiedzieć, jak sobie radzą inni uczestnicy. Porównujemy miejsce, w którym nagrano program. Pierwszy raz nie są to góry. Zwracamy uwagę na aktywności, które są zupełnie inne niż w naszej edycji.
Emocji nie brakuje…
– Dużo się dzieje. Ta edycja, mam wrażenie, jest bardziej spontaniczna, a nawet odważniejsza. Uczestnicy chyba bardziej się otworzyli. Oglądali przecież poprzednie edycje i myślę, że jest im łatwiej. Widzę nawet szansę na nową miłosną relację. Ale cztery tygodnie to jednak mało czasu na podjęcie tak ważnej życiowej decyzji, jaką jest związek. Mało czasu na poważne deklaracje.

Jednak Edi oświadczył się Ani już w trzecim odcinku.
– Moim zdaniem zbyt się pospieszył. Takie działanie może raczej odstraszyć niż zachęcić kobietę do wspólnego życia. Nikt chyba nie jest aż tak szalony, żeby po kilku dniach znajomości podejmować tak ważne decyzje. Zdarza się miłość od pierwszego wejrzenia, ale przecież musi dotyczyć obu stron.
Bardzo podobała mi się reakcja Ani, która w ujmujący sposób, trzymając Ediego za rękę, powiedziała mu, że nie akceptuje go jako partnera życiowego. Powiedziała to tak, żeby go nie zranić. Że mogą być przyjaciółmi, ale nic na siłę. Przecież chodzi o to, żeby dwie strony były zadowolone i czerpały radość z bycia razem.
Też czułabym się osaczona takim traktowaniem. Nie chciałabym, żeby mężczyzna sobie mnie wybrał i nie liczył się z moim zdaniem. Ja przecież też chciałabym być szczęśliwa w związku. Kobiety lubią być adorowane przez mężczyzn, ale to nie wystarczy do stworzenia udanego związku.
Jak było u Ciebie i Gerarda?
– Nasza miłość była miłością od pierwszego wejrzenia, ale potrzebowaliśmy czasu, żeby się poznać, podjąć decyzję o byciu razem, o ślubie. Zwróciliśmy na siebie uwagę zaraz przy powitaniu. Ale trudno jest oceniać człowieka po wyglądzie. Najpierw musieliśmy się poznać. Zamieszkaliśmy razem po czterech miesiącach od zakończenia programu. Od tego czasu jesteśmy jak papużki nierozłączki. Wcześniej odwiedzaliśmy się i zaraz po programie wybraliśmy się we wspólną podróż do Egiptu. Po trzech latach wzięliśmy ślub.

Żyjecie na dwa domy. Jak to godzicie?
– Czasami nie jest to łatwe, szczególnie gdy przychodzi mycie okien. U Gerarda w Zabrzu jest ich sporo, w moim domu, w Radomsku, też ich nie brakuje. Ale nie narzekam, kocham pracować, lubię sprzątać, a później cieszyć się czystym i pachnącym domem. Na razie dajemy radę. Jeżeli w którymś momencie stwierdzimy, że jesteśmy tym zmęczeni, to podejmiemy jakąś decyzję. Gerard, gdy jedziemy do mnie, bo mój dom jest w lesie, mówi, że jedzie na wakacje.
W obu domach mam szczotki do włosów, suszarki i wszystko, co jest mi potrzebne, by tego nie pakować i nie wozić ze sobą w tę i z powrotem.
Na razie jednak Gerard nie planuje sprzedaży swojego domu ani ja swojego. Są w nich nasze wspomnienia. Odległość 150 kilometrów to i dużo, i mało. Tak to po prostu zorganizowaliśmy, żeby funkcjonowało. I funkcjonuje od sześciu lat. Jak się chce, to się da. Przemieszczamy się z jednego domu do drugiego w zależności od sytuacji, czasami nawet na trzy dni. Nie cierpimy z tego powodu. Zawsze jesteśmy razem, chociaż zdarzyło nam się rozstanie na krótki czas, na dwa dni. Bardzo tęskniliśmy i cieszyliśmy się z ponownego spotkania.

Was dzieli tylko 150 kilometrów, ale mimo to trudno mi wyobrazić sobie Waszą sytuację. A co dopiero sytuację par, które mogą pochodzić z różnych części kraju, a nawet świata. Na przykład Małgorzata z obecnej edycji mieszka we Włoszech.
– To na pewno jest trudna decyzja, żeby tak zostawić swoje życie i przenieść się na stałe w inne miejsce. Ale gdy ktoś jest zakochany, to zamyka oczy i to robi. Nam udało się znaleźć złoty środek. Wybraliśmy opcję, że podróżujemy między jednym a drugim domem. I jest nam z tym dobrze.
No tak, najważniejsza jest miłość. Jesteście pięknym przykładem, że można znaleźć miłość w programie telewizyjnym i to nawet po sześćdziesiątce.
– To jest piękne, jeżeli możemy być inspiracją dla ludzi, że nie należy zamykać się na miłość. Każdy wiek, także ten emerytalny, jest doskonałym czasem na korzystanie i cieszenie się z życia. I tak to powinno wyglądać.

Program otworzył ludzi, żeby zaczęli myśleć także o sobie, nie tylko dzieciach, wnukach.
– Ten stereotyp emerytki i emeryta w którymś momencie trzeba było przełamać i myślę, że „Sanatorium miłości” idealnie temu służy. Pokazuje ludziom, że życie nie kończy się w chwili przejścia na emeryturę. Wręcz przeciwnie. Dzieci mamy odchowane, kariery porobione. Przychodzi czas na spełnianie niezrealizowanych marzeń, które gdzieś tam głęboko zostały schowane.
Ludzie, przechodząc na emeryturę, często nie radzą sobie z tym przełomowym momentem w ich życiu. Nagle tego czasu mają za dużo, nie wiedzą, co ze sobą zrobić.
Okazuje się, że praca trzymała ich przy życiu.
– Tak, bo trzeba było wykonywać swoje obowiązki. Trzeba było być aktywnym w tej pracy. W ostatnich latach i tak seniorzy mają dużo lepiej. Powstały uniwersytety trzeciego wieku, dzięki którym emeryci mogą aktywnie uczestniczyć w różnych zajęciach. I rzeczywiście coraz więcej ludzi chętnie bierze udział w tych aktywnościach. Program „Sanatorium miłości” pomógł seniorom spojrzeć troszkę inaczej na swoje życie. Ale są też osoby, które cały czas mają zaściankowe myślenie. W mediach społecznościowych zamieściłam swoje zdjęcie, na którym jeżdżę na rolkach, i jedna pani napisała, że w moim wieku nie wypada takich rzeczy robić. Tylko współczuć takiego myślenia. A miałam 56 lat, gdy się nauczyłam jeździć na rolkach, i 58 lat, gdy się nauczyłam jeździć na nartach. Dlaczego mam czegoś nie robić, jeśli sprawia mi to radość?

Trzeba wreszcie to zrozumieć, że wiek nie ma znaczenia. W każdym należy czerpać z życia, ile się da.
– Oczywiście, że tak. To tylko liczba. Niedawno byliśmy z Gerardem w Narodowym Funduszu Zdrowia w Katowicach i tam zaproponowano nam zrobienie bilansu wieku biologicznego. Okazało się, że nasze ciała są o 15 lat młodsze. To o jakim wieku tu mówimy? Każdy robi to, na co jego ciało pozwala i na co ma ochotę. A w ludziach często jest jakaś blokada. Mając 60 czy 70 lat, nie pójdą na przykład pobiegać do lasu. Dla mnie to niezrozumiałe. To samo jest z miłością. Każdy wiek jest też dobry, by się zakochać i stworzyć związek.
Trochę szkoda, że mamy siódmą edycję „Sanatorium miłości” i tylko jedno małżeństwo.
– My się bardzo cieszymy, że znaleźliśmy się w tym programie, bo to się przełożyło na nasze fajne życie. To był szczęśliwy traf. Trzymamy z Gerardem mocno kciuki, żeby kolejnej parze się udało.
„Sanatorium miłości”. Kiedy i gdzie oglądać?
7. edycję „Sanatorium miłości” można oglądać co niedzielę o godz. 21:20 w TVP1. Wszystkie sezony programu dostępne są również w TVP VOD.