Gwiazdy

Mariusz Szczygieł: w „Rozmowach (nie)wygodnych” jestem sobą [WYWIAD]

Mariusz Szczygieł gościł już niemal 30 osób w swoim programie „Rozmowy (nie)wygodne”
Mariusz Szczygieł doskonale wie, jak rozmawiać, więc goście czują się bezpiecznie w jego programie. Fot. Michał Mutor
podpis źródła zdjęcia

Kiedyś Mariusz Szczygieł pytał o wszystko i dziwił się światu. W programie „Rozmowy (nie)wygodne” wie, o co zapytać, żeby odpowiedź nie była banalna. Ze swoimi gośćmi nie robi wywiadów, ale rozmawia z nimi tak, jakby siedzieli sami przy stoliku w kawiarni. I to się właśnie nazywa sztuką konwersacji, którą bardzo cenią widzowie programu.

ZOBACZ: „Rozmowy (nie)wygodne” w TVP VOD

W niedzielę 25 sierpnia o godz. 20:00 TVP2 pokaże jubileuszowy recital Stanisławy Celińskiej „Uwierz”. Fot. Dwa Teatry Portrety

„Ludzie odbierają mnie jako bliską osobę” – wywiad ze Stanisławą Celińską

Kultura

Dorota Szymborska: Nie chciałeś wracać do telewizji, ale jednak dałeś się namówić TVP. Jakie korzyści dał Ci ten powrót? Mam na myśli nie tylko korzyści materialne, ale także emocjonalne.


Mariusz Szczygieł: Po moim dobrowolnym odejściu z programu „Na każdy temat” w Polsacie – 24 lata temu – nie było roku, żebym nie otrzymał jakiejś propozycji z telewizji. Odmawiałem konsekwentnie. Uważałem, że telewizja to niemalże wcielenie diabła. Chciałem budować swoją pozycję jako reportera, autora książek, co przy pracy w telewizji by mi się nie udało. Byłbym ciągle uważany za prezentera, który przy okazji pisze. Wymazałem więc to medium ze swojego życia.


Poza tym wciąż proponowano mi duże programy studyjne, teleturnieje, miałbym być showmanem, a tego nie chcę. Natomiast rok temu, gdy TVP Info przyszło z propozycją kameralnych rozmów nagrywanych w księgarni z jednym operatorem do trzech kamer, czyli bez wielkiej ekipy, już mi się to spodobało. A kiedy Grzegorz Sajór potwierdził, że mogą to być rozmowy nie o polityce, ale o życiu i wartościach, to taka misyjna propozycja bardzo mi się spodobała. Poza tym trafiła na człowieka, który już sobie wyrobił niezłą pozycję autora piszącego. Teraz mogę być pisarzem, który przy okazji rozmawia przed kamerami. 


Ale nie będę hipokrytą i nie będę kłamał, że nie zadecydowały korzyści materialne. Pisarze nie mają stałej pensji, dlatego propozycja z TVP zapewniła mi stały dochód.


Mimo warunków, jakie Ci stworzono, pewnie miałeś jakieś obawy przed tym powrotem. Wiem, bo często bywasz samokrytyczny.


Mnóstwo! Największą moją obawą było to, że kiedyś kamera sprawiała, że traciłem kontrolę nad tym, co mówię. Miałem wrażenie, że ona jest silniejsza ode mnie. Obawiałem się więc, jak to będzie. Ale po tych 24 latach przerwy okazało się, że jeśli nie mam nad sobą dominującego reżysera, nie ma widowni z publicznością ani zespołu muzycznego, to jestem panem sytuacji. W „Rozmowach (nie)wygodnych” jestem sobą. Takim, jakim znają mnie przyjaciele. 


Pierwszym gościem programu był nieodżałowany pan Jerzy Stuhr. Po wylewie, schorowany, ale bardzo chciał wystąpić. Niestety, rozmowa się rwała, czasami gubił wątki. Słowem: umykał mi. Po nagraniu i emisji miałem poczucie, że nie sprawdziłem się jako prowadzący, choć wydawczyni mówiła: nie można było tego lepiej zrobić. Dwa miesiące później pan Jerzy zmarł. Telewizja natychmiast wyemitowała kilka razy tę rozmowę, ludzie zaczęli oglądać ją też na YouTubie – i okazało się, że nabrała ona ogromnej wartości. Po pierwsze, był to ostatni wywiad Jerzego Stuhra, po drugie – stał się dokumentem tamtego etapu jego życia. Inaczej wtedy spojrzałem na moją pracę. 


Gości w programie było już niemal 30. Na którą z rozmów najbardziej czekałeś, a której się obawiałeś?


Czekałem na rozmowę ze Stanisławą Celińską, bo miałem przygotowane do niej świetne pierwsze pytanie. Brzmiało: czy warto było się urodzić? Dzięki temu mogłem potem spytać, czy miała moment, w którym uznała, że nie warto było się urodzić. Nie będę mówił, co odpowiedziała, ale to był mocny moment. Rozmowę można obejrzeć w TVP VOD.

Stanisława Celińska była zaskoczona pierwszym pytaniem Mariusza Szczygła. Fot. Marcin Urban
Stanisława Celińska była zaskoczona pierwszym pytaniem Mariusza Szczygła. Fot. Marcin Urban

Czekałem również na spotkanie ze Zdzisławą Sośnicką – legendą polskiej piosenki. Najpierw odmówiła nagrania. Nie występuje publicznie, nie śpiewa, nie wypowiada się od lat. Ale po dwóch tygodniach zmieniła zdanie. Odebrałem to jako komplement dla mojego sposobu prowadzenia tych rozmów, skoro uznała, że warto przerwać milczenie.


Najbardziej obawiałem się rozmowy z raperem Łoną. Niechętnie mówi o sobie, a ja nie znam się na hip-hopie. Ale okazało się, że ja jestem fanem jego płyty „Taxi”, a on ceni mój „Gottland”. Rozmawialiśmy o tym, czy raper to reporter, i wyszło, że jednak tak. Czyli mamy coś wspólnego. 


Czy w trakcie którejś z rozmów nawiązałeś prawdziwą więź z rozmówcą, do tego stopnia, że poczułeś się szczęśliwy?


Rozmowa z Remigiuszem Mrozem – najpopularniejszym pisarzem w Polsce, który w 11 lat sprzedał 7 milionów egzemplarzy – była takim zaczątkiem więzi. Spodziewałem się gwiazdora, a na fotelu usiadł ujmujący, skromny, pełen wątpliwości młody człowiek. Okazało się, że tak samo przeżywamy negatywne recenzje czytelników.


A już 100 proc. więzi miałem z Tomaszem Raczkiem, którego poprosiłem, żeby opowiedział o korzyściach z coming outu. Przed kilkunastoma laty namawiał mnie na to, ale wyoutowałem się jako gej dopiero trzy lata temu. No i teraz mogliśmy porozmawiać przed kamerami i żaden z nas nie udawał, że jest hetero. To była ważna dla mnie rozmowa. 

Mariusz Szczygieł w jednym z odcinków programu „Rozmowy(nie)wygodne” gościł Tomasza Raczka. Fot. Małgorzata Główka
Mariusz Szczygieł w jednym z odcinków programu „Rozmowy(nie)wygodne” gościł Tomasza Raczka. Fot. Małgorzata Główka
Zdzisława Sośnicka przez lata nie udzielała wywiadów. Zrobiła wyjątek dla TVP Info. Fot. Marcin Urban

Zaskakujące wyznanie Zdzisławy Sośnickiej: „Myślałam, że jestem medium”

Programy

Zresztą sama Stanisława Celińska mówiła, że obejrzała ją i pomyślała: ja też chcę wystąpić w tym programie. I następnego dnia wydawczyni do niej zadzwoniła. Taki przypadek.


Rozmowy z moimi gośćmi były bardzo osobiste. Uważam, że warto zwierzać się ze swojego życia prywatnego tylko wtedy, jeśli widz albo czytelnik może odnieść z tego pożytek. Nasza historia ma być opowiadana po coś. Zawsze zanim zadam pytanie, zapala mi się w głowie czerwone światełko: po co o to pytasz? Żeby widz przeżył ekscytację, czy chodzi o coś poważniejszego? Ekscytację zostawiam czytelnikom tabloidów. 


Masz jakiegoś wymarzonego rozmówcę czy rozmówczynię? Może tą drogą się dowie i da się zaprosić?


Hanna Krall, bo – jak się okazuje – najtrudniej namówić do występu przyjaciółkę. Chętnie bym też porozmawiał z panią Danutą Wałęsową. A z młodego pokolenia: z Dawidem Podsiadło, Taco Hemingwayem i Sanah.


Czy jest jakiś sposób na to, żeby rozmowa była dobra?


Czy jest dobra, to muszą ocenić widzowie. Ale mam kilka zasad. Jeśli się da, staram się przygotować jakąś niespodziankę. Na przykład na nagranie z Janiną Ochojską przyniosłem jej ulubioną książkę „O naśladowaniu Chrystusa” i sobie z niej czytaliśmy.


Remigiuszowi Mrozowi przyniosłem wielkie zdjęcie, które zrobiłem w parku. Na gałęzi drzewa wisiały dwa nowe damskie buty – szpilki w kolorze fioletowym. Poprosiłem, żeby wymyślił jakiś zarys fabuły książki, która zaczynałaby się od tych szpilek.


O Katarzynie Grocholi wiedziałem, że ma tę samą przypadłość co ja: lubi wróżyć sobie z przypadkowego wersu przypadkowego wiersza na przypadkowej stronie otwartego tomiku poezji. I przygotowałem dwa wybory wierszy, dla niej i dla siebie. I sobie wróżyliśmy.


Ale te niespodzianki są drugorzędne. Najważniejsze to pytać tak, żeby z odpowiedzi wynikało, o co chodzi w życiu. Jaki sens życia znalazł siedzący przede mną człowiek. 


Miałem gości, którzy nie chcieli mówić o sobie. Profesor Michał Rusinek wolał o języku, a Łona – o taksówkarzach i Polsce. To też dobrze, byle nie było banalnie. 

Łona unika mówienia o prywatnym życiu, podczas rozmowy z Mariuszem Szczygłem wolał mówić o swojej ostatniej płycie. Fot. Małgorzata Główka
Łona unika mówienia o prywatnym życiu, podczas rozmowy z Mariuszem Szczygłem wolał mówić o swojej ostatniej płycie. Fot. Małgorzata Główka

Ważne jest dla mnie, żeby goście mogli się wygadać. Nie jesteśmy w komercyjnym talk-show, gdzie potrzebne są szybkie riposty, bon moty i śmiech publiczności. Pod koniec odcinka z Janiną Ochojską, kiedy rozmawialiśmy o chorobie nowotworowej, Janka – mówię po imieniu, bo jesteśmy na ty – opowiadała o bracie swojej koleżanki, który ma ciężkiego raka i powoli odchodzi. W pewnym momencie zamilkła. Na dłuższą chwilę. I tak to zostawiliśmy. Byliśmy zgodni z moją wydawczynią, Małgorzatą Główką, że w naszym programie tak to powinno zostać, nie będziemy tego milczenia przycinać. 


Czy dla Ciebie ma znaczenie to, że Twoi rozmówcy Cię lubią?


Chyba każdy lubi, jak go lubią. Myślę, że gdyby nie lubili, toby na tę rozmowę nie przyszli. Mam jednak podejrzenie, że przychodzą, bo widzieli i słyszeli, że z ich poprzednikami nie przeprowadzałem wywiadu. Bo to, co robię, nie jest telewizyjnym wywiadem. To rozmowa – taka, jaką prowadzi się w kawiarni. 

Mariusz Szczygieł z Katarzyną Groniec i całą ekipą programu „Rozmowy (nie)wygodne”. Fot. Paweł Sobulski
Mariusz Szczygieł z Katarzyną Groniec i całą ekipą programu „Rozmowy (nie)wygodne”. Fot. Paweł Sobulski

Jeśli jest potrzeba, mówię o sobie. Gdy Katarzyna Nosowska zaczęła wymieniać, co robiła w dzieciństwie jako osamotniona jedynaczka, zaraz zacząłem porównywać to ze swoimi doświadczeniami.


O, właśnie! Chyba to doceniają goście – że nie oszczędzam siebie. Nie jestem tylko panem, który zadaje pytania. Choć oczywiście zdarzają się komentarze pod tymi programami na YouTubie, że prowadzący jest okropny, przerywa gościom i wtrynia swoje opowiastki. To prawda. Taką wymyśliłem formułę i ona może się przecież nie podobać. Nie bez znaczenia jest, że potrafimy przy nagraniu stworzyć kameralną atmosferę. Cały sprzęt obsługuje serdeczny wobec gości operator – Marcin Urban. Nie ma zamieszania. Jest nas z charakteryzatorką i kierownikiem produkcji raptem pięcioro na planie. Gość ma poczucie, że się nim opiekujemy.

Anna Seniuk przyznała, że wciąż wzrusza ją miłość okazywana przez jej fanów. Fot. Małgorzata Główka
Anna Seniuk przyznała, że wciąż wzrusza ją miłość okazywana przez jej fanów. Fot. Małgorzata Główka

Którą rozmowę uważasz za najbardziej udaną, a którą uznajesz za porażkę – jeśli jest taka?


Udana wydaje mi się większość, ale swego rodzaju lekcją była rozmowa z panem Krzysztofem Materną. Otóż po nagraniu spytał, czy nie wydaje mi się, że było to nudne i oczywiste, bo on uważa, że było. Oczywiste, ponieważ nie wyszło to poza anegdoty z jego książki biograficznej. Po co rozmawiać o tym, co już napisane... I ja się z tym zgadzam: warto pogłębiać i poszerzać. Pomyślałem: Materna jest genialnym anegdociarzem, to jakoś nam ta rozmowa wyjdzie. A mogłem przygotować się bardziej i zajrzeć pod podszewkę jego życia. To była taka mała porażka, która mi się bardzo przydała. Choć z komentarzy widzów na YouTubie pod tym odcinkiem wynika, że rozmowa bardzo się podobała.


Ja również nie zgadzam się z panem Materną. Może on sam też trochę kokietuje? Powiedz jeszcze na koniec, czy wyniosłeś z tych rozmów – lepszych czy ciut gorszych – coś dla siebie?


Dała mi do myślenia Stanisława Celińska, mówiąc „Nie oceniaj, bo nie wiesz wszystkiego”. W rozmowie z Urszulą Dudziak powiedziałem, że przez cztery lata jej związku z Jerzym Kosińskim nie nagrała żadnej płyty, a on nie napisał żadnej książki. Czy wobec tego miłość zabija twórczość? Na co Urszula się obruszyła, że nie wolno tak stawiać sprawy. Miłość jest wartością samą w sobie, wartością bezwzględną. Nie przydarza się ludziom często, więc jeśli się objawia, to wszystko inne może być mniej ważne.


I wziąłem to sobie do serca, bo od ponad roku jestem bardzo zakochany i nie napisałem przez ten czas ani jednej strony książki.

Więcej na ten temat