„Niewinni czarodzieje” Andrzeja Wajdy to film o młodych ludziach, którzy szukają własnego świata i własnego języka. Ma w sobie ogromną poetyckość i delikatność w podejściu do uczuć - powiedział w rozmowie z PAP filmoznawca i krytyk Michał Oleszczyk. Mija 60 lat od premiery.
Premiera „Niewinnych czarodziejów” odbyła się 17 grudnia 1960 roku w kinie Stolica – obecnie w tym budynku działa kino Iluzjon. Film opowiada historię lekarza sportowego – Bazylego, który w wolnych chwilach lubi grać na perkusji w zespole jazzowym i umawiać się z kobietami. Swój wizerunek buduje jeżdżąc motocyklem i farbując włosy.
Pomimo tej pozy jest osobą dość zamkniętą w sobie. Pewnego razu w barze spotyka Pelagię – piękną nieznajomą. Zainteresowani sobą wyruszają na nocy spacer po mieście. Rozpoczyna się damsko-męska gra.
W role Bazylego i Pelagii wcielili się Tadeusz Łomnicki i Krystyna Stypułkowska, co ciekawe swój wybór po latach skrytykował sam reżyser, który powiedział: „Czułem, że jest w tej parze jakaś sztuczność. Po latach dopiero pomyślałem, że grać powinien kto inny. Oczami wyobraźni zobaczyłem Skolimowskiego i Elżbietę Czyżewską. Ale Skolimowskiego dopiero poznałem, a „Czyżewska – nie wiedziałem wtedy jeszcze, że pojawi się taki wspaniały »twór«".
Zdaniem krytyka „ten film jest bardzo aktualny. Ma w sobie ogromną poetyckość, delikatność w podejściu do uczuć. To film o młodych ludziach, którzy szukają własnego świata i własnego języka”.
„Także dziś młodzi ludzie tworzą sobie swój odrębny świat i język, którego często pokolenie rodziców już nie rozumie, to jest bardzo aktualne” – dodaje Oleszczyk.
Oprócz wspomnianej dwójki na ekranie możemy zobaczyć Zbigniewa Cybulskiego, Romana Polańskiego, Andrzeja Nowakowskiego i będącego jeszcze przed szkołą filmową Jerzego Skolimowskiego oraz Kalinę Jędrusik, Terasę Szmigielównę i Wandę Koczeską. W obsadzie znaleźli się również jazzmani Krzysztof Komeda i Andrzej Trzaskowski oraz piosenkarka Sława Przybylska.

Postawa filmowej młodzieży i wydźwięk „Czarodziejów” były dla władzy groźniejsze, niż akcentowana, na ile było to oczywiście wówczas możliwe, proakowska narracja poprzednich filmów reżysera.
Przy okazji 50. rocznicy premiery, Wajda wspominał, że „»Niewinni czarodzieje« są dziś pewnie jednym z najbardziej obojętnych politycznie filmów, jakie zrealizowałem. Niewinny temat młodego lekarza, który lubi elastyczne skarpetki i dobre papierosy, posiada magnetofon i nagrywa na nim swoje rozmowy z dziewczętami, którego jedyną pasją jest gra na perkusji w jazzowym zespole Krzysztofa Komedy – okazał się bardziej drażliwy dla ideologów-wychowawców niż Armia Krajowa i powstanie warszawskie".
Reżyser nie był jednak dostatecznie usatysfakcjonowany tekstem. „Wajda poczuł, że scenariusz już nieco wiekowego Andrzejewskiego nie do końca jest podłączony pod wrażliwość młodych ludzi. Poprosił więc młodego Jerzy Skolimowskiego o napisanie części dialogów, co nadało filmowi nieco nowoczesności” –powiedział Oleszczyk.