Z kraju

Cudem ocalał w Katyniu. „Nie mogę zapomnieć wyrazu jego twarzy”

Biały napis „KATYŃ PAMIĘTAMY” i orzeł w koronie są wyświetlone na fasadzie Pałacu Prezydenckiego w Warszawie. Projekcja ma charakter upamiętniający, widoczna jest nocą.
W 2025 roku minęły dokładnie 82 lata od momentu, kiedy Niemcy odkryli masowe groby w Katyniu. Fot. Paweł Supernak/PAP
podpis źródła zdjęcia

Był jedynym z transportu, który nie trafił do lasu i nie padł ofiarą strzału w tył głowy. Stanisław Swianiewicz cudem uniknął losu tysięcy polskich oficerów zamordowanych przez Sowietów w Katyniu. Jego wstrząsające świadectwo to bezcenny głos historii – opowieść człowieka, który przeżył niewyobrażalne i odważył się mówić prawdę światu.

Groby znajdujące się na Polskim Cmentarzu Wojennym w Katyniu. Fot. Peter Turnley/ Getty Images

Wzruszające wiersze i pamiętniki z Katynia. „Modlę się, Panie”

Aktualności

Trudno powiedzieć, jak wyglądałaby Polska bez mordu w Katyniu, w którym w straszliwy sposób pozbawiono życia ponad 22 tys. polskich obywateli, najczęściej dobrze wykształconych oficerów, profesorów, nauczycieli, lekarzy oraz urzędników. Egzekucji ofiar, uznanych za „wrogów władzy sowieckiej”, NKWD dokonywało przez strzał w tył głowy z broni krótkiej.


Notatka, którą Ławrientij Beria przesłał 2 marca 1940 roku do Józefa Stalina, zawierała informację, że polscy jeńcy wojenni oraz więźniowie z zachodniej Białorusi i zachodniej Ukrainy „stanowią zdeklarowanych i nie rokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej”. Zaznaczył, iż w związku z tym uważa za uzasadnione:

,,

Rozstrzelanie 14,7 tys. jeńców i 11 tys. więźniów, bez wzywania skazanych, bez przedstawiania zarzutów, bez decyzji o zakończeniu śledztwa i aktu oskarżenia oraz zlecenie rozpatrzenia spraw i podejmowania decyzji trójce NKWD w składzie: Wsiewołod Mierkułow, Bogdan Kobułow (wpisany odręcznie zamiast skreślonego nazwiska najprawdopodobniej Berii otwierającego wykaz), Leonid Basztakow


Notatka zawiera podpisy Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa i Mikojana oraz dopiski sekretarza: „Kalinin – za, Kaganowicz – za”. Ten dokument stał się później przedmiotem dyskusji na zebraniu Głównego Zarządu Gospodarczego NKWD. Tajny rozkaz nr 00350 „O rozładowaniu więzień NKWD USRR i BSRR” został wydany 22 marca 1940 roku. 3 kwietnia 1940 roku z obozu w Kozielsku wyruszył pierwszy transport jeńców kierowanych na egzekucję do Katynia.

„Nie był to strach, lecz coś jakby jakaś przepaść bezdenna otworzyła się pod jego nogami”

Trudno przecenić rolę Stanisława Swianiewicza w ujawnieniu prawdy o zbrodni katyńskiej. Naukowiec i profesor, który znakomicie orientował się w ekonomii Niemiec, we wrześniu 1939 roku walczył w kampanii wrześniowej, a następnie przy próbie przedarcia się razem ze swoim oddziałem do Węgier został złapany przez Armię Czerwoną. Niebawem znalazł się w obozie w Kozielsku, w którym każdy z jeńców był rozpracowywany przez sowiecki wywiad.

Stanisław Swianiewicz (w centrum zdjęcia) przyjaźnił się od młodości m.in. z Witoldem Pileckim (z prawej strony) (fot. wikimedia/ domena publiczna).
Stanisław Swianiewicz (w centrum zdjęcia) przyjaźnił się od młodości m.in. z Witoldem Pileckim (z prawej strony) (fot. wikimedia/ domena publiczna).

Transport do Katynia, w którym się znalazł, ruszył 29 kwietnia 1940 roku. Tę scenę, kiedy był on ładowany, opisał w swoich później opublikowanych wspomnieniach.

,,

Plac był gęsto obstawiony kordonem wojsk NKWD z bagnetem na broni. Była to nowość w stosunku do naszego dotychczasowego doświadczenia. Nawet na froncie, bezpośrednio po wzięciu nas do niewoli, eskorta nie nakładała bagnetów na broń. (…) Z drogi wjechał na plac zwykły pasażerski autobus, raczej małych rozmiarów w porównaniu do tych autobusów, do których jesteśmy przyzwyczajeni w miastach zachodnich. Okna były zasmarowane. Pojemność autobusu była około 30 osób, wejście dla pasażerów od tyłu. Powstawało pytanie, jaki był cel zasmarowania okien tego niedużego autobusu. Autobus podjechał tyłem do sąsiedniego wagonu, tak że jeńcy mogli wchodzić bezpośrednio ze stopni wagonu, nie stąpając na ziemię. Z obydwu stron stali żołnierze wojsk NKWD z bagnetem na broni. Był to dodatek do gęstego kordonu otaczającego plac. Po półgodzinie autobus wracał, aby zabrać następną partię


– pisał Swianiewicz.


Na krótko wcześniej zabrano młodego chłopaka, z którym zaprzyjaźnił się w obozie. Ten wzrok, który zobaczył, prześladował go już do końca życia.

,,

Nie mogę zapomnieć wyrazu jego twarzy w momencie, gdy zakomunikowano mu wezwanie. Coś dziwnego odbiło się w oczach tego chłopca, który dotychczas z humorem i wiarą we własną gwiazdę znosił wszystkie przeciwności losu i wszystkie cierpienia fizyczne. Nie był to strach, lecz coś jakby jakaś przepaść bezdenna otworzyła się pod jego nogami. […] Był to wyjątkowy wypadek, kiedy wśród tych, co odjeżdżali pod Katyń, zauważyłem coś jakby przeczucie tego losu, który czekał ich następnego ranka


– opowiadał po latach profesor.

Pierwsze próby uciszenia

Trudno powiedzieć, dlaczego na ostatnim etapie, już po wyjeździe, Swianiewicz został wycofany z dalszej drogi. Tuż przed rozstrzelaniem.
,,

Motywy, dla których tym trzem procentom zdecydowano darować życie, są nie mniej, a nawet bardziej tajemnicze niż motywy decyzji o fizycznej likwidacji pozostałych 97 proc.


– zauważył po latach ocalony.

Historycy przyjmują za możliwe, iż Sowieci planowali przeciągnąć go na swoją stronę, aby wykorzystać jego rozległą wiedzę na temat gospodarki Niemiec w celu rozpracowania jej. Ten zamiar najprawdopodobniej później porzucono, bo Swianiewicz został wysłany do kolejnych więzień, a następnie do łagru.


Najpierw zwolniono go w sierpniu 1941 roku na mocy porozumienia Sikorski – Majski, ale natychmiastowo zorientowano się, że był on świadkiem ludobójstwa, i uwolnienie cofnięto. Życie ocaliła mu znajomość z ministrami rządu Rzeczypospolitej Polskiej na uchodźctwie, Wacławem Komarnickim i Kajetanem Morawskim oraz ambasadorem Stanisławem Kotem, który interweniował z pominięciem protokołu dyplomatycznego bezpośrednio u naczelnika ustʹ-wymskich łagrów.


Te zabiegi okazały się skuteczne i Swianiewicz przyłączył się do Armii Andersa. Natychmiast złożył dowódcy raport o popełnionych zbrodniach. Władze ZSRR próbowały utrudnić mu wyjazd z kraju, ale ostatecznie udało mu się wydostać razem ze Stanisławem Kotem i personelem ambasady RP w Moskwie.

„Przywieziono nas gdzieś do lasu”

Ekonomista był jedną z nielicznych ocalałych osób, które więziono w Kozielsku. Zdecydowaną większość osób zamordowano, w tym majora Adama Solskiego, którego pamiętnik znaleziono w jednej masowych mogił.

,,

9 kwietnia 1940. Piąta rano. Od świtu dzień rozpoczął się szczególnie. Wyjazd karetką więzienną w celkach (straszne!). Przywieziono [nas] gdzieś do lasu, coś w rodzaju letniska. Tu szczegółowa rewizja. Zabrano [mi] zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30). Pytano mnie o obrączkę, która (…). Zabrano ruble, pas główny, scyzoryk (…)


– zanotował żołnierz.


Z dołów śmierci w Katyniu wydobyto prawie 40 podobnych pamiętników. Wiele z nich jest po prostu zapiskami z obozowego życia, dzięki którym możemy dowiedzieć się, iż jeńcy tęsknią za domem oraz nie są zadowoleni z warunków panujących w barakach. To opisy ich codziennych zmagań z głodem, zimnem oraz chorobami i brudem.

,,

Mam ciekawe sny, jakieś bankiety z przyzwoitym jedzeniem, a to z głodu, jednostajnego żywienia: peluszka na śniadanie i chleb czarny, na obiad jaglanka kasza lub pęczak jako zupa i na kolację herbata


– pisał 16 października podporucznik Dobiesław Jakubowicz.


Także major Tomasz Siwicki zanotował rzecz podobną.

,,

Chleb dostajemy na cały dzień. Cukier dali na 10 dni, ale za 3 dni go się zje, a później gorzką herbatę piję. Tak to, Marysiu, jest tutaj w niewoli. Karmią coraz gorzej (…) ustawicznie grochówka, rzadka lura, dwa razy dziennie, już nie mogę jej jeść, choruję


– referował.
List polskiego oficera, por. dr Adama Pietrasiewicza do żony, dr Janiny Pietrasiewicz nadany 22 lutego 1940 w Kozielsku. Nadawca został zamordowany niecałe 2 miesiące później w lesie katyńskim. Fot. PAP/ Reprodukcja
List polskiego oficera, por. dr Adama Pietrasiewicza do żony, dr Janiny Pietrasiewicz nadany 22 lutego 1940 w Kozielsku. Nadawca został zamordowany niecałe 2 miesiące później w lesie katyńskim. Fot. PAP/ Reprodukcja

Notatki robili nawet na krótko przed śmiercią, której świadomości aż do momentu egzekucji prawdopodobnie większość z nich nie miała.

,,

Jest godz. 14.30. Zajeżdżamy do Smoleńska. Na razie stoimy na dworcu towarowym. (…) Jest to wieczór, minęliśmy Smoleńsk, dojechaliśmy do stacji Gniezdowo. Wygląda tak, jakbyśmy mieli tu wysiadać, bo kręci się wielu wojskowych. W każdym razie dotychczas nie dali nam nic dosłownie do jedzenia. Od wczorajszego śniadania żyjemy porcją chleba i skromną dawką wody


– pisał podporucznik Wacław Kuś.

„Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił”

Na kilka miesięcy po rozpoczęciu operacji Barbarossa, pod koniec 1941 roku, gen. Władysław Sikorski i gen. Władysław Anders spotkali się ze Stalinem w Moskwie, aby dowiedzieć się o losach „zaginionych” polskich oficerów. Nie mieli jeszcze świadomości o skali zbrodni, jaką popełniono, ale przeczuwali, iż stało się coś strasznego. Rozmowa odbyła się 3 grudnia:

,,

Gen. Władysław Sikorski: Poleciłem sprawdzić, czy nie ma ich w kraju, z którym mam stałą łączność. Okazało się, że nie ma tam żadnego z nich, podobnie jak w obozach jeńców wojennych w Niemczech. Ci ludzie znajdują się tutaj. Nikt z nich nie wrócił. Józef Stalin: To niemożliwe! Oni uciekli. Gen. Władysław Anders: Dokądże mogli uciec?. Stalin: No, do Mandżurii na przykład... Stalin: Ja już wydałem wszystkie rozkazy, by ich zwolnić. (...) Nie wiem, gdzie są. Na co nam ich trzymać? Może byli w obozach na terenach, które zajęli Niemcy, rozbiegli się. Płk Leopold Okulicki: To niemożliwe, o tym byśmy wiedzieli. Stalin: Myśmy zatrzymywali tych tylko Polaków, którzy są na niemieckiej służbie


– możemy przeczytać w stenogramach ze spotkania.


Kłamstwo oficjalnie wyszło na jaw (pogłoski pojawiały się znacznie wcześniej), kiedy mieszkańcy wskazali Niemcom miejsce masowego grobu w lutym 1943 roku.

,,

Niemcy znaleźli starego chłopa, Rosjanina, który twierdził, że las katyński miał złą reputację – był to teren zakazany; widział, jak duże, zamknięte furgonetki jadą z bocznicy kolejowej (kilka mil dalej) do lasu, i że często opowiadano o strzałach w lesie. Miało to potwierdzać, że Rosjanie przywieźli ofiary do masowych grobów koleją i ciężarówką na jakiś czas wcześniej, zanim Niemcy zajęli ten teren


– zeznawał później pułkownik John H. Van Vliet Jr, który jako jeniec był świadkiem odkrycia mogił.

Były premier Polski Leon Kozłowski bierze udział w identyfikacji zwłok polskich oficerów wydobywanych z katyńskich grobów. Fot. PAP/ CAF/ Archiwum
Były premier Polski Leon Kozłowski bierze udział w identyfikacji zwłok polskich oficerów wydobywanych z katyńskich grobów. Fot. PAP/ CAF/ Archiwum

Możliwe, że naziści znali – jak utrzymywał Leon Kozłowski – prawdę o masakrze już wcześniej, ale teraz była ona im potrzebna propagandowo. Niebawem rozpoczęli prace ekshumacyjne i 11 kwietnia Agencja Transocean nadała komunikat o odnalezieniu w lesie katyńskim zwłok 10 tys. polskich oficerów. Na miejsce pozwolono również przyjechać Międzynarodowemu i Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi oraz delegacji rządu RP na uchodźctwie.


Na reakcję ZSRR nie trzeba było długo czekać. Propagandowa prasa oskarżyła nazistów o zbrodnię, a polski rząd o współpracę z III Rzeszą. Po zwróceniu się rządu polskiego do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża „Prawda” opublikowała artykuł pt. Polscy wspólnicy Hitlera, a w nocy z 25 na 26 kwietnia polski ambasador Tadeusz Romer otrzymał notę o zerwaniu stosunków dyplomatycznych.

„Ten pobyt w pobliżu lasku katyńskiego zaciążył na całym moim późniejszym życiu”

Tuż po wojnie Stanisław Swianiewicz rozpoczął swoją osobistą krucjatę, która miała na celu uświadomienie światu prawdy o zbrodni katyńskiej.
,,

Ten pobyt w pobliżu lasku katyńskiego zaciążył na całym moim późniejszym życiu. Od czasu, gdy w 1943 roku prawda o Katyniu stała się jasna, miałem ciągle poczucie, że jeżeli Opatrzność wyratowała mnie jedynego z czterech z górą tysięcy oficerów kozielskich więzionych na stracenie i pozwoliła osiągnąć świat ludzi wolnych, to wynika stąd, że ciąży na mnie jakiś obowiązek


– wspominał ekonomista, który po 1945 roku zamieszkał w Wielkiej Brytanii.
Na zdjęciu Stanisław Swianiewicz. Fot. wikimedia/ domena publiczna
Na zdjęciu Stanisław Swianiewicz. Fot. wikimedia/ domena publiczna

Mając wspomniane wyżej poczucie, przez lata walczył na całym świecie niemalże samotnie i bez żadnego wsparcia. Między innymi we wrześniu 1951 roku zeznawał w Stanach Zjednoczonych w sprawie zbrodni katyńskiej i ze względów bezpieczeństwa dla rodziny występował w masce. Z kolei we wrześniu 1975 roku, bezpośrednio przed wydaniem jego popartej dokumentami książki o zbrodni, zorganizowano na niego zamach w Londynie.


Nieznany sprawca podbiegł do byłego jeńca na ulicy, z całej siły uderzył go w tył głowy metalową pałką i uciekł. Na szczęście życie Swianiewicza udało się uratować. Po wyjściu ze szpitala kontynuował walkę o ujawnienie prawdy, ponieważ – jak wspominali jego bliscy – liczyła się ona dla niego bardziej niż życie. W październiku 1989 wszedł w skład Rady Honorowej Komitetu Historycznego Badania Zbrodni Katyńskiej. Zmarł 22 maja 1997 roku w Wielkiej Brytanii. Blisko cztery lata po tym, kiedy 25 sierpnia 1993 roku w czasie wizyty w Polsce prezydent Rosji Borys Jelcyn, który wcześniej przyznał, że za zbrodnię odpowiadają władze ZSRR, złożył kwiaty pod Krzyżem Katyńskim na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach i wypowiedział słowo: „Wybaczcie”.


Mat. źródłowe:


Tekst powstał w oparciu o dokumenty Instytutu Pamięci Narodowej oraz książkę „W cieniu Katynia” wydaną w 1976 r. przez profesora Stanisława Swianiewicza.

Więcej na ten temat