Polska reżyserka jest od lat związana z Ukrainą. Rok temu premierę w kinach miał jej pełnometrażowy debiut fabularny „Tata”, który opowiadał m.in. o relacjach Polaków i Ukraińców jeszcze przed rosyjską napaścią. 8 marca na antenie TVP1 zadebiutował serial „Będziemy mieszkać razem”, pokazujący początki trwającej wojny i pomoc, jaką mieszkańcy Ukrainy otrzymali w Polsce po jej wybuchu. Anna Maliszewska – reżyserka serialu – opowiada o pracy nad produkcją i swoich wspomnieniach z tamtych dni.
Michał Jędrzejczak: Akcja serialu „Będziemy mieszkać razem” zaczyna się 24 lutego 2022 r. Jak Pani zapamiętała ten dzień? Co wtedy Pani robiła?
Anna Maliszewska: Tego dnia obudził mnie mój mąż o 6 rano. Mieliśmy przewidzianą kolaudację mojego filmu „Tata” dla dystrybutora, aby pokazać jego finalną wersję. Fabuła rozgrywa się częściowo w Ukrainie. Jest to koprodukcja polsko-ukraińska. Mamy tam wielu przyjaciół. Łukasz, mój mąż, obudził mnie i powiedział, że zaczęła się wojna. Trzy dni wcześniej widziałam się ze swoimi przyjaciółkami, ukraińskimi producentkami. Siedziałyśmy razem w greckiej knajpce w Warszawie. Cieszyłyśmy się, że skończyłyśmy film. One mówiły, że wojny nie będzie: „To jest niemożliwe. Nie zdecydują się na to”. Wróciły do Ukrainy i spadły bomby. To był wielki szok.
Od dłuższego czasu jest Pani związana z Ukrainą. Współpracowała Pani z ukraińskimi filmowcami. Co się czuje, kiedy bliscy ludzie są w ogromnym niebezpieczeństwie?
Powiem szczerze, że tak naprawdę najbardziej się skupiałam na tym, co z nimi. To było bardzo osobiste. W związku z tym zaczęły się szalone telefony do wszystkich znajomych i przyjaciół. Próby dowiedzenia się, co z nimi jest, komu trzeba pomóc, kogo można tutaj przywieźć. Kogo wywieźć? Czyją mamę, czyją ciocię, gdzie jest jakieś dziecko do wywiezienia? Jacyś ludzie siedzą w schronie. Trzeba załatwić busa, który podjedzie i ich zabierze. Stoją na granicy, nie mogą się przedostać. Ile jeszcze godzin? Potem zaczęliśmy przygotowywać miejsca, głównie dla naszych przyjaciół. Wiele osób trafiło do mojego domu jako takiego miejsca przejściowego, a potem znajdowaliśmy dla nich domy tymczasowe. Moi przyjaciele z branży filmowej stanęli na wysokości zadania. Wielu filmowców ukraińskich mieszkało u filmowców polskich. Ludzie otwierali swoje domy, dawali swoje mieszkania, zapraszali do siebie.

Gdy pojawiła się propozycja udziału w tym projekcie, to co Panią zachęciło do niego? Scenariusz czy poczucie, że to właśnie Pani musi opowiedzieć historię, która się wtedy wydarzyła w Polsce?
Kiedy dostałam tę propozycję, pomyślałam sobie, że to jest po prostu moja historia. Wiem o tym bardzo dużo. To ważny dla mnie temat, który jest głęboko w moim sercu. Był wtedy już gotowy pierwszy odcinek, napisany przez ukraińską scenarzystkę Alinę Semerjakową. Okazał się świetny, należało tylko dopisać relację. Wreszcie zebrało się grono scenarzystów. Był to trochę szalony czas. Mieliśmy zadanie, żeby w niecały rok napisać, przygotować, nakręcić i zrobić postprodukcję serialu. To jest naprawdę bardzo niewiele czasu, więc rzuciliśmy się w to, choć trochę się bałam. Bardzo lubię się przygotowywać i pieścić to wszystko, dopracowywać scenariusz. Obawiałam się, czy jesteśmy w stanie tak szybko to zrobić, ale wiedziałam, że czas i aktualność tematu wymagały wzmożonej pracy.
Podczas oglądania serialu odżywają wspomnienia z pierwszych dni wojny. Czy czuliście to na planie, cofnęliście się trochę w czasie?
Tak, to było niesamowite. Szczególnie w scenach zbiorowych, kiedy kręciliśmy je na dworcu i odtwarzaliśmy te pierwsze dni. Wszyscy, którzy byli zaangażowani, pamiętali. Starałam się dobrać ekipę tak, żeby w tym przedsięwzięciu brali udział ci, dla których to jest ważne. Scenografka, operator, ludzie pracujący z aktorami drugoplanowymi – cały mój team reżyserski był zaangażowany w pomoc, więc znaliśmy to ze swojego doświadczenia. Ożywały wspomnienia. Jak kręciliśmy sceny na dworcu, brali w nich udział Ukraińcy, którzy w większości przyjechali do Polski i pracują teraz jako statyści. Oni sami cofnęli się do momentu, kiedy się tu pojawili. Były autentyczne łzy i wzruszenia. To było jakby przenieść się nagle w czasie. Uruchamiały się wspomnienia, jakieś traumy i trudne momenty.
Czy ma Pani trudne, emocjonalne wspomnienia z tego planu?
Trudną emocjonalnie, ale też bardzo ciekawą była praca nad rolą Anny – Ukrainki, która przyjechała do Polski. Jest architektką. Świetnie wykształcona dziewczyna, która trafia tutaj i jest traktowana jako uchodźca, sprzątaczka. Straciła wszystko, a z drugiej strony ma w sobie wielką złość na tę wojnę. Czuje w sobie dużo nienawiści. To jest dla niej bardzo trudne uczucie, ponieważ nie chce taka być. Musi sobie tutaj na nowo ułożyć życie. Oksana Cherkashyna jest świetną aktorką, więc wspaniale było z nią pracować nad tymi scenami.

W swoim poprzednim filmie „Tata” opowiadała Pani historię Polaków i Ukraińców przed wojną. Ekranowe losy bohaterów „Będziemy mieszkań razem” przechodzą na czas wojenny. Jak w serialu chcieliście przedstawić relacje Polaków i Ukraińców?
Przede wszystkim producentowi i scenarzystom zależało na tym, żebyśmy zrobili komediodramat. Nie chcieliśmy opowiadać o tym wszystkim w bardzo ciężki sposób. To było niesamowicie trudne zadanie. Połączyć lekki i ciepły ton z prawdziwymi dramatami. Czasami należało być dowcipnym, śmiesznym i robić przy tym durne rzeczy, a czasami opowiadać o prawdziwych traumach i prawdziwych, trudnych emocjach. Dla mnie ten balans był najtrudniejszy, ale doskonale rozumiałam, że jest potrzebny. Chciałam, żeby ludzie przypomnieli sobie czas, w którym zdaliśmy wielki egzamin z pomocy. Już troszeczkę o tym zapomnieliśmy. Chciałabym, żeby po obejrzeniu tego serialu przyszła do nas refleksja, że byliśmy wspaniali. Bądźmy dalej wspaniali.
Czy planuje Pani kontynuować swoje polsko-ukraińskie produkcje? Był film rozgrywający się przed wojną, teraz serial w trakcie walk. Co będzie dalej?
Teraz przygotowuję zupełnie inne projekty, ale zobaczymy. Może będzie drugi sezon serialu „Będziemy mieszkać razem”…
Premierowe odcinki „Będziemy mieszkać razem” można oglądać w piątkowe wieczory na antenie TVP1. Serial jest także dostępny na platformie TVP VOD.
MJ