Kultura

Mistrz ekranizacji polskiej literatury. Jerzy Hoffman skończył 92 lata

15 marca Jerzy Hoffman skończył 92 lata. Fot. Mikołaj Zachrow/Reporter/EastNews
15 marca 2024 r. Jerzy Hoffman skończył 92 lata. Fot. Mikołaj Zachrow/Reporter/EastNews
podpis źródła zdjęcia

Na jego filmowych adaptacjach dzieł polskiej literatury wychowały się pokolenia. Rozmach niektórych produkcji reżysera zachwycał nawet amerykańskich filmowców. 15 marca Jerzy Hoffman skończył 92 lata.

Ukończył studia reżyserskie w moskiewskim uniwersytecie kinematograficznym. Uczył się tam z innym polskim początkującym twórcą Edwardem Skórzewskim. W połowie lat 50. zaczęli wspólnie kręcić filmy dokumentalne. Wcześniejsze produkcje tego rodzaju fałszowały rzeczywistość i były narzędziem propagandy. Hoffmanowi i Skórzewskiemu jako pierwszym przypadło odnowienie kinematografii dokumentalnej.

ZOBACZ: „Sztuka dokumentu” w TVP VOD

Bezkompromisowy duet

Pierwszym filmem absolwentów moskiewskiej uczelni był krótkometrażowy dokument „Uwaga chuligani!” z 1955 r. Środowisko twórców i krytyków zachwyciło się tym obrazem. Opowieść o tytułowych bandytach z Warszawy była bezkompromisowa i autentyczna, bo do tej pory nikt nie zdecydował się poruszyć tak ważnego, prawdziwego tematu. Twórcy poszli nawet o krok dalej i do inscenizacji niektórych scen wzięli prawdziwych warszawskich chuliganów.


Hoffman i Skórzewski mieli ogromny wpływ na kształt polskiego kina dokumentalnego. Do połowy lat 60. nakręcili razem dwadzieścia siedem produkcji dokumentalnych i trzy fabularne, które okazały się dla nich nie mniej ważne. Były to to m.in. „Gangsterzy i filantropi” z 1962 r. oraz kultowe „Prawo i pięść” z 1964 r. Po tamtym okresie drogi twórców się rozeszły. Zaczęli reżyserować już sami. Pierwszym własnym tytułem Hoffmana był telewizyjny film „Ojciec” z 1967 r., ale prawdziwy sukces miał dopiero nadejść.

ZOBACZ: „Gangsterzy i filantropi” w TVP VOD

Hoffman zaczął ekranizację Trylogii Sienkiewicza nietypowo, bo od ostatniej części, czyli „Pana Wołodyjowskiego”. Fot. Materiały prasowe TVP
Hoffman zaczął ekranizację Trylogii Sienkiewicza nietypowo, bo od ostatniej części, czyli „Pana Wołodyjowskiego”. Fot. Materiały prasowe TVP

Dzieje filmowej Trylogii Jerzego Hoffmana

Od dzieciństwa Hoffman był zafascynowany Trylogią Henryka Sienkiewicza. W latach 60. kilkukrotnie podejmował próby jej nakręcenia, ale był blokowany przez Aleksandra Forda. Wpływowy reżyser chciał zrealizować ekranizację „Potopu”, a polska kinematografia nie mogła sobie pozwolić na dwie równoległe adaptacje filmowe Sienkiewicza. Po załamaniu sytuacji społeczno-politycznej w Polsce w 1968 r. Ford musiał opuścić kraj.


Wtedy Hoffman mógł swobodnie nakręcić swoją Trylogię. Zaczął nietypowo, bo od ostatniej części, czyli „Pana Wołodyjowskiego”. To była epicka produkcja, która kosztowała zawrotne 40 milionów złotych. Reżyser miał zrealizować i film, i serial. Niestety poprzestał jedynie na kinowej wersji. Antysemickie nastroje i jego pochodzenie utrudniały mu wówczas pracę, a nawet życie. Z tego powodu twórcą serialu został u Paweł Komorowski. Nie przeszkodziło to jednak kinowej premierze „Pana Wołodyjowskiego”. Film okazał się ogromnym sukcesem, a na dużym ekranie zobaczyło go rekordowe 11 milionów widzów.

Jerzy Hoffman trzymał za „Potop” nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Fot. Materiały prasowe TVP
Jerzy Hoffman trzymał za „Potop” nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Fot. Materiały prasowe TVP
12 marca przypada 90. rocznica urodzin Henryka Bisty. Fot. Krzysztof Wellman/AFAPIXX/PAP

Mistrz drugiego planu i ról epizodycznych. 90. rocznica urodzin Henryka Bisty

Kultura

Na kolejny projekt – a raczej na dwie części „Potopu”, które trwały łącznie ponad pięć godzin – widzowie czekali pięć lat. Realizacja tej powieści Sienkiewicza była jeszcze większa. Plan zdjęciowy trwał ponad 500 dni, co w dzisiejszych czasach jest trudne do wyobrażenia, zaś koszt produkcji wyniósł 100 milionów złotych. Obraz triumfował nie tylko w Polsce, ale także na Zachodzie. Hoffman zdobył wtedy nominację do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Amerykańscy filmowcy zachwycali się rozmachem „Potopu”, który został zrealizowany na miarę hollywoodzkich produkcji. Polscy widzowie też mieli poczucie, że Hoffman tworzy dzieła porównywalne z ogromnymi tytułami zza granicy.


Ostatnią, a w zasadzie pierwszą część trylogii „Ogniem i mieczem” reżyser zdecydował się nakręcić już w nowej, demokratycznej rzeczywistości. Realizowana pod koniec lat 90. ekranizacja miała nawiązywać do estetyki współczesnego kina, np. dynamicznym montażem czy prędką narracją. Twórcy wzorowali się też na ówczesnym kinowym hicie historycznym „Braveheart. Waleczne serce” Mela Gibsona z 1995 r. Hoffmanowi udało się odnieść kolejny kasowy sukces. „Ogniem i mieczem” obejrzało na dużym ekranie około 7 150 000 widzów. Jest to rekord w polskich kinach, jeśli chodzi o filmy wyprodukowane i wyświetlane po 1989 r.

ZOBACZ: „Ogniem i mieczem” w TVP VOD

„Ogniem i mieczem” miało nawiązywać do estetyki współczesnego kina. Fot. Materiały prasowe TVP
„Ogniem i mieczem” miało nawiązywać do estetyki współczesnego kina. Fot. Materiały prasowe TVP

Kolejne ekranizacje polskiej literatury

Reżyser sięgał też po inne dzieła literackie. Ogromną popularnością cieszyła się „Trędowata” Hoffmana z 1976 r. na podstawie książki Heleny Mniszkówny pod tym samym tytułem. Ekranowa opowieść o uczuciu guwernantki i zamożnego panicza przyciągnęła do kin prawie 10 milionów widzów.

ZOBACZ: „Trędowata” w TVP VOD

Sporą popularnością cieszył się też „Znachor” z 1981 r. na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Podczas kinowych pokazów zobaczyło go prawie 6 milionów widzów, choć wchodził na ekrany w czasie stanu wojennego. Film o prof. Rafale Wilczurze zyskał kolejne życie w telewizji. Trudno o inny tytuł, który byłby tak wielokrotnie oglądany przez polskich widzów. Finałowa scena w sądzie stała się jednym z ikonicznych momentów rodzimego kina.

ZOBACZ: „Znachor” w TVP VOD

Film „Znachor” zyskał kolejne życie w telewizji. Fot. Materiały prasowe TVP
Film „Znachor” zyskał kolejne życie w telewizji. Fot. Materiały prasowe TVP

Niełatwy ostatni etap Jerzego Hoffmana

W XXI w. Hoffman nakręcił dwa głośne filmy fabularne o historii naszego kraju, lecz opisujące dwa bardzo od siebie odległe okresy. Pierwszy to „Stara baśń. Kiedy słońcem było bogiem” z 2003 r. według Józefa Ignacego Kraszewskiego. Obraz opowiada o początkach państwa polskiego w IX w. Główne role w nim zagrali Michał Żebrowski i Daniel Olbrychski, czyli aktorzy utożsamiani z kinem Hoffmana, szczególnie ten drugi. Niestety ani historyczny rys opowieści, ani popularna obsada nie przyniosły reżyserowi już takiego sukcesu kasowego jak poprzednie projekty.

W filmie „1920. Bitwa warszawska” twórcy wykorzystali nowe technologie. Fot. Materiały prasowe TVP
W filmie „1920. Bitwa warszawska” twórcy wykorzystali nowe technologie. Fot. Materiały prasowe TVP

Ostatnim dziełem twórcy była „1920. Bitwa warszawska” z 2011 r. – wojenna produkcja nakręcona z ogromnym rozmachem o konfrontacji Polaków i bolszewików. Twórcy chwalili się wykorzystaniem nowych technologii. Choć krytykom nie przypadł do gustu film Hoffmana, jednak widzowie tłumnie poszli na niego do kin. Nawet jeśli reżyser nie zamknął swojej kariery artystycznym sukcesem, to na pewno przypomniał o sobie widzom, którzy pokochali go za poprzednie historyczne produkcje.

MJ

Więcej na ten temat