Igrzyska olimpijskie, które rozpoczną się 26 lipca w Paryżu, są najstarszym i najważniejszym świętem sportu. To nie tylko rywalizacja na najwyższym poziomie, ale także źródło niezapomnianych, wzruszających przeżyć i historii pokazujących, jak ważne jest człowieczeństwo oraz jak wielką siłę ma determinacja i duch sportowej solidarności.
Derek Remond, Barcelona 1992
Lekkoatleta Derek Redmond był we wspaniałej formie przez Igrzyskami Olimpijskimi Barcelona 1992. Sportowiec z Wielkiej Brytanii liczył na to, że w Hiszpanii zdobędzie medal, i już w eliminacjach w biegu na 400 m pokazał, że ma ku temu odpowiednie umiejętności. Wygrał pierwszą rundę, a następnie osiągnął najlepszy czas ze wszystkich zawodników w ćwierćfinale.
Faworyt do olimpijskiego złota również w półfinale zaczął znakomicie i wydawało się, że pokona rywali. Jednak na 250. metrze upadł na bieżnię. Angielski komentator był zaskoczony. Krzyknął, że Redmondowi coś się stało i leży na torze. W tym czasie pozostali sportowcy ukończyli bieg. Chwilę później kamery pokazały Dereka. Klęczał, kiedy zaczęli zbliżać się do niego medycy z noszami. Widząc ich, Brytyjczyk podjął dramatyczną decyzję i wstał. Kulejąc, z wielkim grymasem bólu na twarzy ruszył w stronę mety.
W tym samym momencie na bieżnię wbiegł, odpychając wcześniej ochronę, jego ojciec i trener Jim. Objął syna i razem dotarli do końca. Na stojąco oklaskiwało ich 65 tys. widzów zgromadzonych na stadionie. Tuż po dotarciu do mety obaj się rozpłakali. Badania lekarskie wykazały, że Redmond zerwał mięsień dwugłowy uda. Kontuzja zakończyła jego karierę. W 2012 r. Jim był przedostatnią osobą niosącą pochodnię olimpijską przed igrzyskami w Londynie.

Olimpijskiego ducha zobaczyliśmy również w 1988 r. w Seulu, kiedy żeglarz Lawrence Lemieux, rywalizujący w klasie Finn, zauważył dwóch topiących się rywali. Kanadyjczyk zajmował wówczas drugie miejsce, miał szansę na srebrny lub brązowy medal i był niedaleko mety, ale bez wahania zawrócił. Na morzu panowały bardzo trudne warunki, obu żeglarzy z Singapuru prąd znosił na otwarty ocean. Jednocześnie wysokie fale sprawiły, że byli zupełnie niewidoczni. Lemieuxowi udało się wyciągnąć ich z wody i wciągnąć na pokład swojej jednoosobowej łódki. Tym samym uratował im życie.
Chwile te okazują się jeszcze bardziej wzruszające, kiedy dowiadujemy się, że Kanadyjczyk o medalu olimpijskim marzył przez całe życie. Mieszkał przez około 15 lat w przyczepie, zbierając pieniądze na treningi, utrzymanie żaglówki i możliwość udziału w różnorakich zawodach przygotowujących do igrzysk. Jednak w decydującej chwili poświęcił swoje marzenia na rzecz ocalenia innych ludzi. W jednym z wywiadów udzielonych po latach stwierdził, że nie żałuje tego, iż nie zdobył krążka. Lemieux podkreślił, że żaden medal i sukces nie są warte ludzkiego życia. Nigdy więcej nie wystartował już na olimpiadzie.
Kanadyjczyk za swój czyn został nagrodzony medalem Pierre'a de Coubertina. „Dzięki duchowi sportowemu, poświęceniu i odwadze uosabiasz wszystko, co słuszne w idei olimpijskiej” – powiedział żeglarzowi Juan Antonio Samaranch, ówczesny prezes MKOL. Zawodnik został okrzyknięty bohaterem również w prasie. W jednym z artykułów napisano, że Lemieux przegrał wprawdzie medal klasy Finn, ale za to wygrał ważniejszy, złoty medal z człowieczeństwa.
Wilma Rudolph, Rzym 1960
Wilma Rudolph na świat przyszła 23 czerwca 1940 r. w wielodzietnej i bardzo biednej rodzinie w Clarksville. Urodziła się przedwcześnie i w dzieciństwie często chorowała. W wieku 9 lat dotknęło ją polio, które przeszła niezwykle ciężko. Lekarz powiedział rodzicom, że dziewczyna nigdy nie będzie już samodzielnie chodzić i do końca życia będzie się poruszała z nogami uwięzionymi w specjalistycznych szynach.
Młoda Wilma, która była bardzo aktywna i lubiła sport, usłyszawszy diagnozę, płakała przez wiele tygodni. Matka dziewczynki codziennie modliła się do Boga o przywrócenie sprawności córce i masowała jej mięśnie. Trzy lata później zdarzył się cud i Rudolph ponownie stanęła na nogi. Wyzdrowiała w niezrozumiałych dla lekarzy okolicznościach.
Wkrótce okazało się, że nie tylko jest pełnosprawna, ale również utalentowana w biegach. Mając 16 lat, znalazła się w kadrze olimpijskiej Stanów Zjednoczonych i pojechała na zawody do Melbourne, które odbyły się w 1956 r. W Australii zdobyła brązowy medal w sztafecie kobiet 4x100 m. Cztery lata później wywalczyła trzy złote krążki na igrzyskach w Rzymie w biegu na 100 oraz 200 m i w sztafecie kobiet 4x100 m. Tam też ustanowiła rekord świata w sprincie. Karierę zakończyła w wieku 22 lat w 1962 r., poświęcając ją na rzecz nowo założonej rodziny. Zmarła w 1994 r. jako matka czwórki dzieci i babcia ośmiorga wnuków. Jej imieniem nazwano autostradę numer 79 oraz wiele szkół i ulic w całych USA.

Abebe Bikila, Rzym 1960
W historii olimpiady, na Letnich Igrzyskach Olimpijskich Rzym 1960, zapisał się też Abebe Bikila. Etiopczyk, który urodził się 7 sierpnia 1932 r., dorastał w wielkiej biedzie. Rodzina żyła ze sprzedaży plonów pozyskiwanych na małej farmie. Młody chłopak był niedożywiony, ale mimo to starczało mu sił na uprawianie sportu. W 1952 r. zaciągnął się do wojska. To właśnie w armii odkrył w sobie miłość do biegów długodystansowych.
Talent Bikila został dostrzeżony przez oficera ze Szwecji, który szkolił jednostkę. W 1960 r. sportowiec otrzymał przepustkę rządową i wyjechał na olimpiadę do Rzymu. Były to pierwsze międzynarodowe zawody, w których wziął udział. Na ich potrzeby Etiopczyk zakupił nowe buty. Te okazały się jednak niedopasowane, a na kolejne obuwie zawodnik nie miał już pieniędzy. Zdecydował się więc – ku zaskoczeniu wszystkich – wystąpić na maratonie boso.
Z powodu panujących upałów bieżnia była bardzo nagrzana. To przyczyniło się do powstania bolących pęcherzy na stopach Abebe. Mimo to Etiopczyk wygrał wyścig i przywiózł do kraju złoty medal olimpijski. Na lotnisku witany był przez tysiące ludzi i polityków jak narodowy bohater. Cztery lata później obronił tytuł mistrza w Tokio. W 1969 r. miał poważny wypadek samochodowy. Życzenia powrotu do zdrowia otrzymał m.in. od królowej Elżbiety II. Niestety nigdy nie odzyskał władzy w nogach. Zmarł w 1972 r. w wyniku powikłań po odniesionych ranach. W jego pogrzebie wzięło udział 65 tys. osób. Pośmiertnie otrzymał tytuł narodowego bohatera Etiopii. Jego imieniem nazwano stadion narodowy w Addis Abebie i wiele szkół oraz ulic.

Jesse Owens, Berlin 1936
Letnie Igrzyska Olimpijskie Berlin 1936 miały udowodnić – według Adolfa Hitlera – wyższość „rasy aryjskiej” nad pozostałymi ludźmi. Nazistowski zbrodniarz zakładał, że na olimpiadzie najwięcej złotych medali wywalczą Niemcy. Te plany pokrzyżował wodzowi III Rzeszy amerykański lekkoatleta Jesse Owens. Czarnoskóry sportowiec ze Stanów Zjednoczonych na oczach przywódcy reżimu zdobył cztery złote medale.
„Przez wiele lat krążyła legenda, że Hitler odmówił podania mi ręki. W rzeczywistości na szczęście ani razu nie miałem okazji znaleźć się w pobliżu nazistowskiego dyktatora. Nie po to byłem w Berlinie. Moją dumę w zupełności zaspokajał fakt, iż w kraju podporządkowanym ideologii rasistowskiej dowiodłem, że nie ma ras wyższych” – opowiadał po latach Owens.
Co ciekawe, dokonań lekkoatlety nie pominięto w propagandowym filmie Leni Riefenstahl o berlińskich igrzyskach. Na dodatek w „Olimpiadzie” jego rekordowy skok w dal podretuszowano tak, aby wyglądał jeszcze bardziej efektownie. Owens nigdy nie wystąpił już na najstarszej imprezie sportowej świata. Po zakończeniu kariery został muzykiem zespołu jazzowego. Jednak nie powiodło mu się finansowo i zmuszony był do podejmowania prac dorywczych, m.in. przy dystrybutorze paliwa. Zmarł 31 marca 1980 r. na raka płuc. „Być może żaden sportowiec lepiej nie symbolizował ludzkiej walki z tyranią, biedą i bigoterią rasową” – powiedział po jego śmierci prezydent Jimmy Carter.

Mutaz Barshim i Gianmarco Tamberi, Tokio 2020
Z wielkim wzruszeniem świat obserwował sceny, które rozegrały się na oczach widzów podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich Tokio 2020. To wtedy złotym medalem w skoku wzwyż podzielili się Katarczyk Mutaz Barshim i Włoch Gianmarco Tamberi.
Lekkoatleci zrobili to dosłownie. W finale obaj osiągnęli taką samą wysokość. Obu pozostały jeszcze kolejne próby, ale… nie chcieli do nich podejść i zapytali sędziego: „Czy możemy mieć dwa złote medale?”. Arbiter nie widział ku temu przeszkód, ogłaszając zakończenie zawodów z woli sportowców.
Wkrótce razem weszli na najwyższy stopień podium i objęli się wzajemnie, ciesząc ze wspólnej wygranej. Świat był zdumiony. Dlaczego tak zdecydowali? Otóż obaj przyjaźnią się od wielu lat, byli na swoich ślubach i odwiedzają się w domach. Wszystko zaczęło się w 2010 r., kiedy Barshim wygrał na mistrzostwach świata juniorów w 2010 r. w New Brunswick. Tambieri był jego rywalem. W następnych latach wielokrotnie widywali się na różnych zawodach i walczyli o zwycięstwa.
W pewnym momencie Włoch był bliski zakończenia kariery z powodu kontuzji. Widząc jego rozpacz, Katarczyk przyszedł do jego pokoju i zaczął z nim rozmawiać. Namawiał go, aby kontynuował sportową drogę. Ta sztuka mu się udała, a zawodnicy zostali przyjaciółmi. Następnie… identyczna sytuacja spotkała Barshima. Wtedy to lekkoatleta z Italii okazał mu wsparcie. Ich wspólny medal pięknie podkreślił wieloletnią przyjaźń.
Abbey D’Agostino i Nikki Hamblin. Rio de Janeiro 2016
Medalem Pierre’a de Coubertina nagrodzone zostały dwie inne, darzące się sympatią lekkoatletki. Abbey D’Agostino ze Stanów Zjednoczonych i Nikki Hamblin z Nowej Zelandii brały udział w biegu na 5000 m w Rio de Janeiro. W trakcie rywalizacji zawodniczka z Oceanii przewróciła się na tyle niefortunnie, że wpadła na Amerykankę.
Ta również upadła na bieżnię, ale natychmiast wstała. Jednak zamiast rzucić się w pogoń za resztą, zatrzymała się i pomogła rywalce się podnieść. Następnie obie zaczęły biec razem. D'Agostino w pewnym momencie dała znać koleżance, aby biegła dalej bez niej.
Hamblin ruszyła do przodu, a biegaczka z USA usiadła na torze i toczyła walkę ze sobą. Ostatecznie zrobiła to samo co Redmond przed laty w Barcelonie i dokończyła wyścig przy aplauzie tysięcy kibiców. Nie tylko widzowie to docenili. Także sędziowie pokazali się z dobrej strony, pozwalając obu zawodniczkom wystąpić w finale. Amerykanka nie dała rady z powodu kontuzji. Ambitna Hamblin zajęła ostatnie miejsce.

RS