Debiutował w kinie fabularnym 20 lat temu, a teraz powraca ze swoim drugim pełnometrażowym filmem o kultowym zespole KSU i jego liderze, Eugeniuszu „Siczce” Olejarczyku. Wiesław Paluch opowiedział w wywiadzie o pracy nad filmem „Idź pod prąd”, a także o tym, jakie znaczenie miała dla niego historia i muzyka zespołu. „Idź pod prąd” wejdzie do kin 27 września.
Michał Jędrzejczak: Czy w młodości był Pan punkiem?
Wiesław Paluch: W młodości bliżej mi było do hard rocka, heavy metalu, ale punk rockiem też się interesowałem. Pochodzę z takiego małego miasteczka na Lubelszczyźnie, z Biłgoraja, i tam miałem grupę kolegów, którzy byli punkami. Fascynowałem się tą muzyką, zbierałem płyty i miałem w swojej kolekcji album Sex Pistols „Never Mind the Bollocks, Here's the Sex Pistols”, który ukazał się w 1977 roku. To był przełomowy krążek i w ogóle była to pierwsza punkrockowa płyta w historii. Miałem ją, jako jedyny w Biłgoraju. Koledzy punkowcy poprosili mnie w pewnym momencie, abym sprzedał im ten album. Tak mnie męczyli, że w końcu musiałem to zrobić. Znałem punk rocka i także słuchałem wtedy wszystkich polskich kapel z tego gatunku. To była muzyka, którą wtedy żyliśmy.
Wydaje się, że w polskim kinie fabularnym mało jest produkcji o muzyce punkrockowej. Dlaczego zdecydował się Pan akurat na film o KSU?
Zdecydowałem się nakręcić film o KSU, ponieważ historia zespołu była mi bliska. Odbieram ją bardzo osobiście. Wydawało mi się, jakbym robił trochę film o sobie. W młodości miałem dokładnie takie same marzenia jak Siczka, główny bohater filmu. Też chciałem zostać muzykiem, grać rocka i byłem zbuntowany. To łączy mnie z historią KSU. Ważne było również to, co działo się z nimi poza muzyką. Uznałem, że to jest świetny materiał na film, który nie będzie wielkim teledyskiem, tylko historią o ludziach.
,,W punku rzeczą niewybaczalną jest nieszczerość, a film musi być autentyczny i wiarygodny.
Jak członkowie zespołu i sam Siczka zareagowali na to, że chce pan zrobić o nich film?
Siczka zareagował bardzo pozytywnie. Na początku spotkaliśmy się w hotelu w Warszawie po koncercie KSU. Przyjechałem do niego i powiedziałem, że chcę nakręcić kinowy film fabularny o zespole KSU. On się zgodził, ale zapytał, jaki film wcześniej zrobiłem. Odpowiedziałem, że „Motór”. On mówi: „Ty »Motóra« zrobiłeś?! Stary, jestem fanem tego filmu. Trzy razy upiłem się na tym filmie. Słuchaj, jak ty zrobiłeś »Motóra«, to możesz zrobić film o KSU”. Tak się skończyło. Kolejną rzeczą, która go ujęła, było to, że w filmie wykorzystałem dwa kawałki zespołu Black Sabbath. On pierwszy raz w filmie usłyszał ich muzykę i w ogóle jest fanem Ozzy’ego Osbourne’a i Black Sabbath, podobnie zresztą jak ja. To też nas bardzo do siebie zbliżyło.
Czy inspirował się Pan jakimiś filmami muzycznymi przy tworzeniu „Idź pod prąd”?
Przy kręceniu mojego filmu starałem nie sugerować się produkcjami muzycznymi, które powstały do tej pory. Czerpałem inspiracje z innych źródeł, ponieważ chciałem stworzyć coś zupełnie innego. Znałem polskie filmy takie, jak „Skazany na bluesa” czy „Jesteś Bogiem”. Jednak moim planem było odświeżenie formuły gatunku biografii muzycznej. Chciałem to troszeczkę inaczej opowiedzieć. Bardziej inspirował mnie Danny Boyle i jego filmy, jak na przykład „Trainspotting” czy „Slumdog. Milioner z ulicy”.

Dobór aktorów do zagrania muzyków, a szczególnie tych żyjących, nie jest prosty. Czym kierował się Pan przy wyborze obsady? Podobieństwem do bohaterów, a może umiejętnościami muzycznymi?
Przy wyborze aktorów ważnym kryterium był dla mnie ich talent. To jest kluczowa sprawa, żeby mieli doświadczenia muzyczne i byli zestrojeni wewnętrznie z pierwowzorami postaci. Czyli mieli takie cechy charakteru, które przypominają tego prawdziwego bohatera z tamtych lat. Dużo się o nich dowiadywałem, o ich doświadczeniach, skąd pochodzą i jacy są. Starałem się, żeby ich gra wynikała z naturalnego zachowania, a widz nie czuł, że aktorzy coś udają. W punku rzeczą niewybaczalną jest nieszczerość, a film musi być autentyczny i wiarygodny. Dlatego musieli być naturalni, dlatego casting trwał bardzo długo, bo około półtora roku, i przywiązywałem do tego dużą wagę.
Czy zapraszał Pan do współpracy przy tym filmie członków zespołu KSU, żeby poznali się z aktorami? Jak wyglądała ta współpraca?
Tak, z Ignacym Lissem – odtwórcą głównej roli – pojechaliśmy odwiedzić Siczkę w domu. Poznali się, rozmawiali i złapali ze sobą kontakt. Później Ignacy telefonował często do Siczki i pytał go o jakieś rzeczy. Pozostali odtwórcy ról też mieli kontakt ze swoimi pierwowzorami, np. Igor Paszczyk również rozmawiał z Ptysiem. Chłopcy konsultowali się i spotykali z członkami zespołu i właśnie tego od nich oczekiwałem.
Był Pan związany przez wiele lat z kinem dokumentalnym, jednak od pierwszego filmu fabularnego „Motór” minęło dwadzieścia lat. Czy trudno było przełamać klątwę drugiego filmu?
W moim przypadku było bardzo trudno. W ciągu tych dwudziestu lat miałem kilka projektów fabularnych, których nie udało się zrealizować z powodu braku finansowania. Kręciłem filmy dokumentalne, bo te wcześniejsze projekty nie spotkały się z akceptacją.
Jak w takim razie narodził się film „Idź pod prąd”?
Ten pomysł miałem od wielu lat. Po prostu krążył mi po głowie. Kiedy upadały poprzednie projekty fabularne, to historia KSU gdzieś ciągle była ze mną i cały czas nad nią pracowałem. Doprecyzowałem co, kto, o kim. Pomyślałem sobie, że jak nie uda się zebrać finansów na nakręcenie tego filmu, to już dam sobie spokój. Ale się udało.

Po ponad dwudziestu latach wraca Pan na Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, a „Idź pod prąd” znalazło się w konkursie głównym. Jakie ma Pan emocje i nadzieje związane z festiwalem?
Trudno powiedzieć. Oczywiście, są emocje związane z tym, jak film zostanie odebrany. To jest trochę zagadka, ale staraliśmy się wykonać swoją pracę jak najlepiej. Zobaczymy, czy jury i publiczność docenią naszą pracę, ale to sprawa trudna do przewidzenia.
Czy ma Pan jakieś plany? Może na trzeci film będziemy czekać trochę krócej?
Jeśli kolejny film zrobię za kolejne dwadzieścia lat, to nie ma sensu o tym mówić. Mam oczywiście jakieś pomysły, ale to jest trudna sprawa. Czy one zostaną zaakceptowane i dostaną dofinansowanie? Tego nie wiem. Do tej pory to było bardzo trudne. Odrzucane były moje scenariusze i uważam, że do tej pory mogłyby powstać ze dwa, trzy dobre filmy. No cóż, stało się, jak się stało.