Ania, uczestniczka siódmej edycji programu „Sanatorium miłości”, pomimo trudnych doświadczeń życiowych, wciąż nie traci nadziei na miłość. W rozmowie z TVP.pl podzieliła się swoją historią o odzyskiwaniu pewności siebie po bolesnych rozstaniach oraz o uczeniu się zaufania do siebie i innych. Dziś, pełna wiary w siebie i swoje wartości, nie boi się stawiać na to, co naprawdę ważne.
Paulina Gerasik: Choć od ponad dziesięciu lat żyje Pani sama, nie zrezygnowała Pani z randkowania. Jakie wyzwania napotkała Pani podczas korzystania z portali randkowych i umawiania się na spotkania?
Ania: Początkowo było mi bardzo trudno – kiedy przez lata dzieli się życie z drugą osobą, nagła samotność staje się niezwykle dotkliwa. Nie ukrywam, że mocno to odczułam. Było to na tyle przytłaczające, że zdecydowałam się na terapię. Dzięki niej przeszłam istotną zmianę – zarówno w sposobie myślenia, jak i w ogólnym samopoczuciu. Kiedy stanęłam na nogi, postanowiłam spróbować randkowania online. Korzystałam w sumie z dwóch portali randkowych.
Chciała Pani znaleźć miłość.
Tak, próbowałam na różne sposoby. Na jednym portalu nic mi się nie udało, ale potem koleżanka poleciła mi inny, dzięki któremu sama kogoś poznała. Pomyślałam, że warto spróbować.
Jeśli chodzi o wyzwania, to na pewno są nimi oszuści, ale ich akurat łatwo rozpoznać. Drogie panie, jeśli ktoś od razu mówi, że Was kocha, to bądźcie czujne. Do mnie także pisał mężczyzna, który po jednym zdjęciu stwierdził, że się zakochał – to przecież absurd. A potem zaczyna się klasyczna historia: trudna sytuacja finansowa, zmarła żona, chore dziecko. Dla mnie to znak, że mam do czynienia z naciągaczem, więc od razu kończyłam taką znajomość. Natomiast gdy pisali do mnie mężczyźni, którzy rzeczywiście chcieli się spotkać, umawialiśmy się w kawiarni. Spotkania były przyjemne, choć wychodziło różnie – czasem ja nie czułam chemii, a czasem oni. Zdarzało się, że poszłam na kawę trzy razy z tą samą osobą, bo przecież charakteru nie da się poznać od razu. Mimo moich prób nie poczułam, żebym z którymkolwiek z tych mężczyzn mogła stworzyć związek.

Najbardziej jednak frustruje mnie fakt, że na portalach randkowych wielu mężczyzn flirtuje, ale nie proponuje spotkania. Piszą, że chcą mnie zobaczyć w realu, ale gdy przychodzi co do czego, nagle brakuje im czasu. Dlatego z takimi osobami nie kontynuuję znajomości.
Czy nie ma Pani wrażenia, że dzisiaj wielu mężczyzn oczekuje, iż to kobieta podejmie inicjatywę w nawiązywaniu kontaktu?
Trochę tak. Ja osobiście tęsknię za dawnymi czasami, kiedy to mężczyzna zabiegał o kobietę, wyznaczał randki. Teraz zauważam, że sytuacja się zmienia i mężczyźni czekają, aż ja zrobię pierwszy krok. Dla mnie to dość dziwne. Do tego dochodzi wpływ internetu, który jeszcze bardziej zmienia relacje – mężczyźni często oczekują od kobiet tylko zdjęć, niekiedy nawet w bardziej intymnej formie, sami także je wysyłają. Stało się to pewnym trendem, który mi się nie podoba. W takich przypadkach nie widzę sensu kontynuowania znajomości.
Oczywiście każda kobieta ma swoje własne zdanie na ten temat. Trzeba jednak pamiętać, że takie podejście do randkowania może wielu kobietom nie odpowiadać. Ja osobiście się nie zraziłam, choć nie znalazłam swojej drugiej połówki w ten sposób. Wierzę jednak, że jest to możliwe, bo znam pary, które poznały się w internecie i teraz tworzą szczęśliwe małżeństwa. Mimo to, po moich doświadczeniach, sama nie chcę już podążać tą drogą.
Jakie zatem rady dałaby Pani osobom szukającym miłości?
Jeśli ktoś naprawdę szuka miłości, powinien to robić na własnych warunkach, bez obawy o to, co powiedzą inni. Ważne jest, by nie słuchać uwag od matek, babć czy koleżanek, które twierdzą, że „to już nie wypada” albo że „jesteś za stara, żeby jeszcze szukać”. To absolutnie nieprawda.
Należy słuchać swojego serca i postępować zgodnie z tym, co czujemy. Jeśli ktoś chce skorzystać z portalu randkowego – niech skorzysta. Jeśli ma ochotę na spotkanie singli, niech pójdzie. Jeśli uzna, że warto wziąć udział w „Sanatorium miłości” – niech spróbuje, może właśnie tam znajdzie szansę. Młodsze osoby mogą szukać miłości w innych programach, ale my również mamy prawo do miłości i do działania w zgodzie ze sobą. Ważne, żeby robić to, co czujemy, że jest dla nas właściwe, bo to nasze życie.
Pani podejście do miłości, mimo wcześniejszych rozczarowań, wciąż jest pełne nadziei. Co sprawia, że nie traci Pani wiary w miłość?
Wierzę, że miłość to ogromna siła – i basta. I mam tu na myśli miłość w różnych formach – do dzieci, wnuków, ludzi wokół nas. Gdy ją okazujemy, pojawia się dobro. Człowiek staje się łagodniejszy, znikają złośliwości, nie ma wojen.
Po prostu trzeba kochać. Miłość jest dla mnie ogromną potęgą. To, że nie zawsze łatwo ją znaleźć, nie oznacza, że jej nie ma. Ważne, by się nie poddawać. Ja się nie poddałam, a terapie, które przeszłam, pomogły mi odzyskać wiarę – zarówno w siebie, jak i w miłość.

Jakiej miłości pragnie Pani dzisiaj? Czego szuka Pani u drugiej osoby, a czego na pewno już nie chce Pani w relacjach?
Przede wszystkim nie chciałabym już doświadczać zdrad. Jestem w takim wieku, że pragnę mieć u boku mężczyznę, z którym mogłabym wspólnie spędzić ostatnie lata życia. Chciałabym, żebyśmy się wzajemnie akceptowali – z naszymi zaletami i wadami.
To musi działać w obie strony. Nie chcę już zadawać sobie pytań, czy jestem gorsza, brzydsza, czy coś ze mną nie tak. Już nie szukam – teraz to oni muszą mnie znaleźć, jeśli zechcą. Wierzę w miłość, ale to nie wszystko. Mam swoje życie, pracę, rodzinę, przyjaciół, realizuję marzenia i czuję się spełniona – naprawdę żyję jak pączek w maśle.
Jak ważne jest dla Pani jako osoby ceniącej więzi rodzinne, by partner podzielał te same wartości? Czy powinna to być osoba, która stawia rodzinę na pierwszym miejscu?
Rodzina zawsze była dla mnie czymś niezwykle ważnym – zarówno moja, jak i rodzina mojego partnera. W poprzednich związkach zawsze szanowałam dzieci oraz bliskich mojego partnera, i tego samego oczekuję w zamian. Mam siostrę, która od 40 lat jest w szczęśliwym związku, i bardzo się wspieramy, ponieważ nie mamy już rodziców. Dla mnie istotne jest, aby partner zaakceptował moją rodzinę, w tym moją siostrę, dzieci i wnuki. Mogę śmiało powiedzieć, co mogą potwierdzić moi byli partnerzy, że zawsze akceptowałam ich rodziny. Żartuję też, że mam „dobrą rękę” do teściowych, ponieważ naprawdę świetnie żyłam z rodzinami moich partnerów. Przez wszystkie te lata wzajemnie się wspieraliśmy i szanowaliśmy.
Najważniejsze dla mnie jest, aby partner traktował moją rodzinę jak swoją. Kiedy jesteśmy w związku, nasze dzieci i nasze rodziny stają się wspólne.
Rozstania musiały być dla Pani szczególnie ciężkie, biorąc pod uwagę te zażyłości.
Tak, rozstania były dla mnie bardzo trudne, zwłaszcza z powodu bliskich więzi, które miałam z tymi ludźmi. Nagłe zerwanie kontaktów, rodzinne spotkania, które się kończyły – to było bardzo bolesne. Szczególnie, że wciąż kochałam tych mężczyzn. Gdyby to było coś, co wygasło naturalnie, jak w przypadku mojego pierwszego małżeństwa, może byłoby mi łatwiej.
Z pierwszym mężem rozstaliśmy się nie przez zdrady, lecz przez wypalenie związku. Spędziliśmy razem 21 lat – 16 lat małżeństwa i 5 lat wcześniej jako para. Czułam, że każde z nas idzie w inną stronę, i tak rzeczywiście było. W kolejnych związkach byłam bardzo szczęśliwa, może nawet za bardzo. Przykro mi, że nie dostrzegałam, że moi partnerzy mieli inne kobiety. To bolało, bo straciłam coś, w co naprawdę wierzyłam. Z moim drugim partnerem kupiliśmy dom, a on oddał go innej kobiecie, swojej kochance. Zostałam bez domu, bez samochodu – to było traumatyczne doświadczenie, które dobrze rozumieją kobiety, które przeżyły coś podobnego. Ale wiem jedno – da się to przejść i znowu cieszyć się życiem.
Co, oprócz terapii, dało Pani największą siłę do odzyskania pewności siebie po trudnych chwilach?
Terapia na pewno miała ogromny wpływ w procesie odzyskiwania pewności siebie, ale równie istotne było otoczenie się bliskimi osobami. Mam ogromne szczęście, że mogę liczyć na rodzinę, przyjaciół i znajomych, którzy stanowią dla mnie prawdziwe oparcie. To sprawdzone osoby, które są ze mną na dobre i na złe. Wsparcie tych ludzi miało dla mnie ogromne znaczenie i pomogło przetrwać najtrudniejsze chwile. Grupa osób, która nie pozwala popaść w skrajności, depresję czy rozpacz, jest nieoceniona. Oczywiście cały proces odzyskiwania siły wymaga czasu – to nie dzieje się z dnia na dzień.
Gdyby mogła Pani cofnąć czas, czy zmieniłaby Pani coś w swoim podejściu do związków i relacji?
Nie do końca wiem, jaki popełniłam błąd. Może byłam zbyt ufna? Bardzo wierzyłam swoim mężom i partnerom. Niektórzy powiedzieliby, że to naiwność, że powinnam bardziej kontrolować, sprawdzać. Ale dla mnie właśnie na tym polega miłość – na zaufaniu. Zawiodłam się, to prawda. Ale proszę mi wierzyć – nie zmieniłabym w swoim życiu niczego. Absolutnie niczego.

Nie tylko nie chciałabym cofnąć czasu, ale też nie pragnę być młodsza – choć jak każda kobieta dbam o siebie, maluję usta, farbuję włosy i nie chcę całkowicie się poddać procesowi starzenia. Jednak akceptuję swój wiek i cieszę się z tego, co mam. Jestem wdzięczna za to, ile przeżyłam. Wiem, że wielu moich rówieśników i znajomych ze szkoły nie miało tej samej szansy – wielu z nich już odeszło. Dlatego dziś cieszę się każdym dniem i doceniam życie takim, jakie jest.
Z pewnością rozmaite doświadczenia uczyniły Panią silniejszą.
Tak, to na pewno, ale również wiele zależy od charakteru. Moja mama była niezwykle mądra i wyemancypowana jak na tamte czasy. Zawsze dawała mi cenne wskazówki, a jej wychowanie miało ogromny wpływ na moje życie. Może dała mi aż za dużo niezależności, bo jestem trochę zosią samosią, ale w każdym razie dorastałam w bardzo kochającym i ciepłym domu. Nie pochodzę z rodziny rozbitej i sama nie miałam doświadczeń takich jak przemoc czy upokorzenia ze strony partnerów – to mi się nie zdarzyło. Myślę, że po prostu spotykałam mężczyzn, którzy chcieli mnie zmieniać, ale nie będę tego rozpamiętywać. I jeśli nadal nic się nie zmieni, też nie popadnę przez to w czarną rozpacz.
Czy zdaniem Pani jako osoby uwielbiającej podróże, zwłaszcza rejsy, partner powinien podzielać pasję do podróżowania?
Uważam, że w związku byłoby naprawdę miło, gdyby partnerzy dzielili swoje pasje, ale nie jest to warunek konieczny. Ważne, aby każdy miał przestrzeń do realizowania swoich zainteresowań, a partnerzy potrafili się nawzajem wspierać i starać się zrozumieć, co jest ważne dla drugiej osoby. Nawet jeśli coś nie jest moją ulubioną aktywnością, warto czasami spróbować, by zobaczyć, co w tym może być interesującego.
Podróżuje Pani sama czy z grupą?
Podróżuję z grupą z mojej szkoły. Cieszę się, że mnie w niej zaakceptowano. W naszej grupie nie ma zazdrości – wszyscy się znamy i wspólnie podróżujemy. Kocham ich za to, że zabierają mnie ze sobą na różne wydarzenia, nawet w miejsca, w których – zdawałoby się – kobiecie nie wypada być samej. Jednak z tą paczką czuję się doskonale.

Jak zaczęła się ta pasja?
Moja pasja do podróży nie zaczęła się od marzeń o wielkim świecie, bo zawsze kochałam Polskę i tutaj czuję się najlepiej. Zwiedziłam już trochę świata, ale Polska wciąż jest moim miejscem na ziemi, w którym chcę żyć. Jednak to właśnie grupy podróżnicze mnie wciągnęły. Ktoś kiedyś po prostu zaprosił mnie do wspólnej podróży, mówiąc: „Jedziesz z nami, nie ma mowy”. A ja się zgodziłam.
Czy tak samo łatwo podjęła Pani decyzję o zgłoszeniu się do programu „Sanatorium miłości”?
Impulsem do zgłoszenia się do „Sanatorium miłości” była pewna monotonia w moim życiu. Kocham swoją pracę, ale pewnego dnia poczułam, że rutyna – praca, dom, praca, dom – staje się nużąca. Pragnęłam czegoś nowego, czegoś, co wniesie zmiany. Postanowiłam spróbować swoich sił w programie. Liczyłam na to, że nie tylko przeżyję ekscytujące chwile, ale może również uda mi się poznać kogoś wyjątkowego. Dzięki temu poznałam wielu fantastycznych ludzi, w tym Gosię, z którą się zaprzyjaźniłam. To kobieta, która doskonale rozumie mój charakter – nie zawsze jestem słodka, mój humor bywa specyficzny. W planach mam też kolejne podróże i być może nie wyruszę w nie sama.
Jakie ma Pani marzenia?
Może to zabrzmi smutno, ale obecnie nie mam konkretnych marzeń. Dla mnie marzenie to coś, co mogę zrealizować. Oczywiście pragnę, aby moje dzieci, wnuki i cała rodzina były zdrowe, ale to nie jest coś, nad czym mam pełną kontrolę. Moje marzenia to cele, które mogę osiągnąć, coś, na co mam wpływ. Na przykład moim marzeniem było wziąć udział w „Sanatorium miłości” i nauczyć się angielskiego – i to realizuję. Kiedy coś sobie wymarzę, staram się to zrealizować. Ale w tej chwili nie mam innych marzeń.
Dziękuję za rozmowę!
„Sanatorium miłości”. Kiedy i gdzie oglądać?
Program „Sanatorium miłości” można oglądać co niedzielę o godz. 21:20 w TVP1. Wszystkie sezony programu dostępne są również w TVP VOD.