Kultura

Wszyscy Polacy, którzy zdobyli Oscara. Ta lista jest dłuższa, niż myślisz

Ewa Braun pozuje na tle zdobytego przez siebie Oscara. Fot. Grzegorz Michałowski/ PAP
Ewa Braun pozuje na tle zdobytego przez siebie Oscara. Fot. Grzegorz Michałowski/ PAP
podpis źródła zdjęcia

Film „Strefa interesów” Jonathana Glazera w 2024 roku zdobył dwa Oscary. To polska koprodukcja, przy której współpracowała Ewa Puszczyńska, producentka, oraz Polski Instytut Sztuki Filmowej. Sukces tego filmu to kolejny dowód na rosnącą obecność polskiego kina na międzynarodowej scenie filmowej. Czy na gali Oscarów 2025 Polacy będą ponownie świętować?

Historia prestiżowej Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej, o której pisaliśmy w osobnym artykule, zaczęła się 16 maja 1929 r. Nagroda przyznawana jest więc – jak łatwo policzyć – od 96 lat. Także nasi krajanie na przestrzeni dekad zostali nią uhonorowani.

Leopold Stokowski i „Fantazja” Walta Disneya

Pierwszym Polakiem, któremu przyznano Oscara, był dyrygent Leopold Stokowski. Został on w 1941 r. wyróżniony statuetką za «wkład w realizację pełnometrażowego filmu animowanego»„Fantazja” Walta Disneya, wyprodukowanego rok wcześniej. To jedno z pierwszych prawdziwych arcydzieł w dorobku legendarnego autora i producenta bajek, który zilustrował w obrazie krótkimi animacjami utwory największych muzyków w historii. Tłem dla przedstawionych w nich opowieści są m.in. kompozycje Piotra Czajkowskiego, Franza Schuberta oraz Ludwiga van Beethovena.

Film przyniósł olbrzymią sławę Stokowskiemu oraz Disneyowi i okazał się jedną z najbardziej kasowych produkcji roku. Zarobił ponad 76 milionów dolarów przy budżecie wynoszącym około 2 miliony dolarów. Walt od początku przeczuwał, że produkcja będzie hitem i był poruszony możliwością współpracy ze Stokowskim.

Legendarny producent był również zachwycony podejściem do pracy i pasją, jaką dostrzegał w Polaku urodzonym w Wielkiej Brytanii. Filozofię, która tak oczarowała Disneya, Stokowski opisał w swojej książce „Muzyka dla wszystkich”.
,,

Wierzę, że muzyka może być inspirującą siłą w życiu każdego z nas — że jej elokwencja i głębia znaczenia są najważniejsze, a wszelkie osobiste poglądy dotyczące muzyków i publiczności są względnie nieistotne — że muzyka pochodzi z serca i powraca do serca — że muzyka jest spontaniczną, impulsywną ekspresją — że jej zasięg jest nieograniczony — że muzyka stale się rozwija — że muzyka może być jednym z elementów pomagających nam zbudować nową koncepcję życia, w którym szaleństwo i okrucieństwo wojen będzie zastąpione prostym zrozumieniem braterstwa ludzi [1]


– podkreślał Stokowski.

Na zdjęciu Leopold Stokowski, który koncertował jeszcze w wieku 90 lat. Fot. Piotr Barącz/PAP
Na zdjęciu Leopold Stokowski, który koncertował jeszcze w wieku 90 lat. Fot. Piotr Barącz/PAP

Bronisław Kaper i muzyka do „Lili”

Na następnego Oscara Polska musiała poczekać 12 lat, czyli do roku 1953. To wtedy statuetkę zdobył Bronisław Kaper, muzyk, który odegrał w historii Hollywood olbrzymią rolę. Mało znany w Polsce warszawiak jest uznawany za jedną z największych legend amerykańskiego kina. 


Złotego rycerzyka zdobył za piękny utwór do musicalu „Lili” opowiadającym o osieroconej nastolatce, znajdującej miłość, szczęście i radość w teatrze marionetek. Kompozycja była na tyle wspaniała, iż supergwiazdor muzyczny Miklós Rózsa nominowany do Oscara za ilustrację dźwiękową do „Juliusza Cezara”… zamienił się z Polakiem miejscami.

,,

Podczas uroczystości rozdawania Oscarów siedzieliśmy obok siebie; on przy przejściu na estradę. W pewnej chwili powiedział: «Bronek, zamieńmy się miejscami, po co masz mi stąpać po czubkach butów, kiedy będziesz szedł po Oscara». Odpowiedziałem: «Może właśnie ty go dostaniesz». Na to on: «Nie zawracaj głowy, każdy wie, że ty dziś wyjdziesz z Oscarem» [2]


– mówił kompozytor w książce „Oni i Hollywood”, którego w 1982 r. udzielił Zbigniewowi Rogowskiemu.

Na przestrzeni lat Kaper napisał kompozycje do ponad 150 filmów, w tym do „Braci Karamazow”, „Lorda Jima”, „Parszywej dwunastki” oraz słynnego „Buntu na Bounty” z Marlonem Brando i Trevorem Howardem w rolach głównych. Motyw „Follow Me” z miejsca stał się światowym przebojem, ale – pomimo nominacji – Oscara ostatecznie nie zdobył. Talent, wybitna inteligencja i wielka popularność przyczyniły się do tego, że z czasem kompozytor stał się jednym z najbardziej szanowanych członków Amerykańskiej Akademii Filmowej.

To wtedy znacząco przyczynił się do promowania polskiej kultury za oceanem i pomógł wielu rodakom w rozwoju kariery w USA. Nigdy nie zapomniał bowiem o swoim pochodzeniu i był wielkim patriotą. Do końca życia podkreślał, że Polska zajmuje bardzo ważne miejsce w jego sercu.

Stefan Kudelski i magnetofon Nagra

Także Stefan Kudelski, który Oscarem został nagrodzony za zasługi w 1978 i 1990 r., jest postacią bardziej znaną w Stanach Zjednoczonych i na świecie niż w Polsce. To wynalazca, który zrewolucjonizował świat kina, radia i telewizji dzięki opracowanemu przez siebie urządzeniu o swojsko brzmiącej nazwie Nagra. Niewielki (jak na ówczesne standardy) magnetofon stworzony przez Polaka był błogosławieństwem dla hollywoodzkich realizatorów dźwięku. Można było go łatwo przenieść oraz ukryć, co pozwalało nagrywać i dobrze rejestrować odgłosy podczas ujęć w plenerze.
Na zdjęciu Stefan Kudelski i jego dwa Oscary. Fot. STR/PAP
Na zdjęciu Stefan Kudelski i jego dwa Oscary. Fot. STR/PAP
Elektronik miał dokładnie 28 lat, kiedy zbudował jego tranzytową wersję (Nagra III) w 1957 r. To właśnie ona podbiła artystyczny świat i pozwoliła warszawiakowi na zdobycie olbrzymich pieniędzy i popularności. Firma, którą wówczas założył, istnieje do dziś i nadal przynosi olbrzymie zyski. Majątek rodziny Kudelskich szacuje się obecnie na 200 milionów dolarów, a wynalazca w roku 1998 znalazł się wśród 100 największych geniuszy Szwajcarii (to właśnie tam zamieszkał, kiedy jego ojciec został zidentyfikowany przez gestapo jako polski oficer aktywnie działający we francuskim ruchu oporu i rodzina musiała wyjechać z południowej Francji).
,,

Stefan Kudelski był jedną z tych osobowości, które przyczyniły się do międzynarodowej renomy Szwajcarii. Każdy, kto go znał, mógł być pod wrażeniem jego bystrości, niesamowitej kultury, ciekawości i nieustannego poczucia humoru. Stefan Kudelski był kimś więcej niż genialnym wynalazcą; był człowiekiem wartości, porządnym umysłem, który zostanie z nami na długo [3]


– powiedziała w wygłoszonej mowie pożegnalnej na jego pogrzebie Claude Smadja, wiceprezes zarządu Kudelski SA. 

Genialny wynalazca, podobnie jak poprzednicy, nigdy nie zapomniał o kraju pochodzenia. Do końca życia uważał się za Polaka oraz pomagał innym emigrantom ze swojego rodzinnego kraju. Zaszczepiony mu w dzieciństwie przez rodziców patriotyzm pozostał w jego sercu aż do śmierci.

Zbigniew Rybczyński i intrygujące „Tango”

Minęło pięć lat od pierwszego Oscara, którego dostał Kudelski, kiedy po złotego rycerzyka sięgnął Zbigniew Rybczyński. Nagrodę przyznano Polakowi za krótkometrażową animację „Tango”. Film opowiada o skąpo umeblowanym pokoju, przez który przewija się ponad 20 osób, w tym m.in. chłopczyk z piłką, para, starsza pani, pies, pijak, sportowiec, matka z dzieckiem oraz naga dziewczyna. Nieustannie wykonują te same czynności, nigdy nie poznając się ze współlokatorami. Finalnie, kiedy jedna z osób ginie, próbując włączyć światło, wszyscy powoli znikają, a na miejscu pozostaje tylko stara dama w czerni, która budzi się ze snu.

Film odczytywano na różne sposoby: dla jednych był to widomy znak naszej życiowej stagnacji, nudy, jałowości ludzkiej egzystencji. Zaaferowani własnymi sprawami nie dostrzegamy innych, izolując się w swoim świecie oraz odgradzając warstwą samotności. Druga z interpretacji sugeruje coś przeciwnego. Według niej obraz opowiada o potrzebie intymności, której nie możemy zaznać w szalonym wirze życia. Zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku otaczająca nas rzeczywistość jest sprowadzona do absurdu i groteski, stanowiąc surrealistyczną wizję przesyconą humorem na wzór Witkacego.

„Tango” powstało w roku 1980, a krótko później Rybczyński musiał wyjechać z kraju i otrzymał azyl polityczny w Austrii. To tam w 1982 r. zastała go wieść, że jego animacja została nominowana do Oscara. Niestety organizatorzy przysłali autorowi tylko bilet samolotowy do USA, nie dostarczając biletu powrotnego. Polak chciał więc zrezygnować z wyjazdu, ale ostatecznie poleciał za ocean dzięki przyjaciołom, którzy urządzili dla niego zbiórkę pieniędzy. To był jednak dopiero początek kłopotów Rybczyńskiego. Tuż po odebraniu statuetki poszedł na papierosa, a kiedy wracał, pomylił korytarze. Nie zdołał się wytłumaczyć ochronie, ponieważ nie znał angielskiego, i ostatecznie – po kopnięciu policjantów w krocze – został aresztowany i wylądował na dołku. 

Następnego dnia wszystko się wyjaśniło i Polaka wypuszczono. Historia zdołała się już jednak przedostać do publicznej wiadomości, więc autor „Tanga” stał się bohaterem kolorowej prasy w USA. Niedługo później na stałe przeniósł się do Stanów Zjednoczonych razem z rodziną. Mieszkał i pracował w Ameryce Północnej aż do roku 2009, kiedy zdecydował się wrócić do kraju i do swojej rodzinnej Łodzi.

Allan Starski, Ewa Braun i „Lista Schindlera”

Na kolejne polskie Oscary trzeba było czekać do 1994 r. To wtedy statuetkę za dekoracje i scenografię do „Listy Schindlera” odebrali Allan Starski i Ewa Braun. Mieli wówczas wyjątkowo mocną konkurencję w swojej kategorii. Musieli pokonać m.in. Dantego Ferretiego i Roberta J. Franco („Wiek niewinności” Martina Scorsese), Bena van Osa i Jana Roelfsa („Orlando” Sally Potter), Luciananę Arrighi i Iana Whitakera („Okruchy dnia” Jamesa Ivory’ego) oraz Kena Adamsa i Marvina Marcha („Rodzina Addamsów 2”).
Na zdjęciu Allan Starski Fot. Archiwum/PAP
Na zdjęciu Allan Starski Fot. Archiwum/PAP

Tym razem również nie obyło się bez przygód. Mało brakowało, a Starski nie dojechałby na ceremonię, ponieważ kierowca limuzyny, którą po niego wysłano, nie znał drogi i topografii Los Angeles. Mieszkał i pracował bowiem w Pasadenie oddalonym od Miasta Aniołów o 14 kilometrów. Nie skorzystał z mapy, ponieważ sądził że „sprytniej” będzie pojechać za inną „oscarową limuzyną”. Kłopot w tym, że nie jechała ona na ceremonię, a do domu jednego z artystów, jako że zapomniał on zaproszenia na wieczorną imprezę. Na szczęście finalnie oba auta – z dużym opóźnieniem – dojechały na miejsce. Tam nagrodę Starskiemu i Braun wręczył osobiście sam Tom Hanks. Tak jak i kolejnym filmowcom związanym z „Listą Schindlera”, która zdobyła wówczas aż siedem Oscarów.

Janusz Kamiński. „Lista Schindlera” i „Szeregowiec Ryan”

Nie był to jedyny polski Oscar za „Listę Schindlera” tego wieczoru. Nagrodę odebrał bowiem wówczas za zdjęcia również słynny operator Janusz Kamiński. Polak, który dzięki niej nawiązał przyjaźń i wieloletnią współpracę ze Stevenem Spielbergiem, uchodzi dziś za jedną z największych operatorskich gwiazd Fabryki Snów.
Na zdjęciu Janusz Kamiński. Fot. CAF/PAP
Na zdjęciu Janusz Kamiński. Fot. CAF/PAP
Praca nad wspomnianą produkcją – jak sam przyznawał po latach – była momentem przełomowym dla jego profesjonalnej kariery. Kamiński postawił na prostotę zamiast wymuskanych ujęć, co jeszcze mocniej podkreśliło wstrząsający charakter filmu. Nie spodziewał się Oscara.

Kilka lat później Kamiński otrzymał statuetkę za zdjęcia do legendarnego „Szeregowca Ryana”. Nikt wówczas nie miał wątpliwości, że na nią zasłużył, mimo iż rywalizował o nagrodę m.in. ze słynnym Johnem Tollem, który operował kamerą przy „Cienkiej czerwonej linii” Terrence’a Malicka.

Andrzej Wajda za całkoształt twórczości

To nie koniec oscarowego dorobku Janusza Kamińskiego. Przyłożył on bowiem w 2000 r. rękę do tego, że honorowego Oscara za całokształt twórczości przyznano Andrzejowi Wajdzie. Zrobił mu wówczas odpowiednią reklamę w Hollywood i przypomniał akademii o dorobku słynnego reżysera.

Na zdjęciu Andrzej Wajda. Fot. PAP
Na zdjęciu Andrzej Wajda. Fot. PAP
Na jego prośbę list do członków akademii napisał sam Steven Spielberg, co spotkało się z mocnym i pozytywnym odbiorem zrzeszonych w niej osób. Pamiętano wtedy, że Polak trzykrotnie był nominowany za „Ziemię obiecaną”, „Panny z Wilka” oraz „Człowieka z żelaza”, ale nigdy nie zwyciężył. 

Laureat po otrzymaniu nagrody z rąk Jane Fondy wygłosił pamiętne, słynne przemówienie, które pomógł mu opracować Stanisław Tym.
,,

Ladies and gentlemen. Będę mówił po polsku, bo chcę powiedzieć to, co myślę, a myślę zawsze po polsku. Przyjmuję tę zaszczytną nagrodę jako wyraz uznania, nie tylko dla mnie, ale dla całego polskiego kina. Tematem wielu naszych filmów były okrucieństwa nazizmu, nieszczęścia, jakie niesie komunizm. Dlatego teraz chcę podziękować amerykańskim przyjaciołom Polski i moim rodakom, którym kraj nasz zawdzięcza powrót do rodziny demokratycznych narodów, do zachodniej cywilizacji i instytucji, i struktur bezpieczeństwa. Gorąco pragnę, aby jedynym ogniem, którego doświadcza człowiek, był ogień wielkich uczuć – miłości, wdzięczności i solidarności [4]


– powiedział, zbierając za swoje słowa burzę oklasków i owację na stojąco.

Roman Polański i „Pianista”

Również jego przyjaciel, Roman Polański, ma w dorobku Oscara. Reżyser statuetkę zdobył za „Pianistę”, którego do dziś uważa za największą produkcję, jaką udało mu się stworzyć. To nie może dziwić. Obraz opowiadający o historii Władysława Szpilmana przyniósł mu wielkie uznanie na całym świecie i kilkanaście nagród, w tym właśnie złotego rycerzyka za reżyserię. Nagrody za swoje role zdobyli również Adrien Brody – za rolę tytułową – oraz Ronald Harwood – wyróżniony za najlepszy scenariusz adaptowany.

Na zdjęciu Roman Polański. Fot. PAP/EPA
Na zdjęciu Roman Polański. Fot. PAP/EPA
Sukces „Pianisty” był tym większy, że o zwycięstwo Polański rywalizował wówczas z legendami Hollywood. Nominowani do Oscara w 2003 r. byli: Martin Scorsese („Gangi Nowego Jorku”), Stephen Daldry („Godziny”), Pedro Almodovar („Porozmawiaj z nią”) i Rob Marshall („Chicago”)

Z powodu wyroku sądowego i zarzutów wysuwanych w stosunku do reżysera w związku ze sprawą Samanthy Gailei nie mógł osobiście odebrać nagrody. Wręczył mu ją krótko później, w Europie, Harrison Ford.

Jan A.P. Kaczmarek i „Marzyciel”

Także słynny kompozytor Jan A.P. Kaczmarek został wyróżniony Oscarem. Nagrodę akademii przyznano mu za muzykę do filmu „Marzyciel”, który opowiada o życiu Jamesa Barriego i przyjaźni, która stała się dla niego inspiracją do napisania legendarnego „Piotrusia Pana”. Arcydzieło Marca Forestera nominowane było aż w siedmiu kategoriach, ale ostatecznie przyznano złotego rycerzyka wyłącznie Kaczmarkowi.
Na zdjęciu Jan A.P. Kaczmarek Fot. BILL COLLINS/PAP
Na zdjęciu Jan A.P. Kaczmarek Fot. BILL COLLINS/PAP

„Miałem świadomość, że to wyjątkowy film. James Barrie i Piotruś Pan to w kulturze anglosaskiej znaczące symbole, a zderzenie się z nimi przeze mnie – kompozytora z Polski – było unikatowym doświadczeniem. Ta niezwykła aura unosiła się nad «Marzycielem» od samego początku[5] – powiedział po odebraniu statuetki w rozmowie z „Głosem Wielkopolskim”.

Podkreślił jednocześnie, że jest z niej bardzo dumny i że pomogła mu ona w karierze. Zaznaczył, iż taka nagroda otwiera wiele drzwi do realizacji marzeń i projektów, na które człowiek czeka nieraz całe życie.

Paweł Pawlikowski i „Ida”

Film „Ida”, który zdobył w 2014 roku Oscara dla najlepszej produkcji nieanglojęzycznej, opowiada o młodej dziewczynie przygotowującej się do święceń zakonnych i poszukującej swojego miejsca w życiu. Zgodnie z zaleceniem matki przełożonej przed złożeniem ślubów odwiedza swoją ciotkę, z którą razem wyrusza w podróż po Polsce. Ta wędrówka pomaga im odkryć historię rodziny oraz odnaleźć prawdę o tym, kim są.
Na zdjęciu Piotr Pawlikowski. Fot. Bartłomiej Zborowski/PAP
Na zdjęciu Piotr Pawlikowski. Fot. Bartłomiej Zborowski/PAP

Produkcję Paweł Pawlikowski zrealizował w czarno-białej konwencji, która pomaga nadać obrazowi klimatu lat 60. Mimo iż „Ida” należała do największych faworytów, zdobycie wyróżnienia nie było oczywiste. Nominowano bowiem również znakomitego „Lewiatana” Andrieja Zwiagincewa, który jest dramatyczną opowieścią o jednostce niszczonej przez wszechmocną władzę.


Finalnie statuetka powędrowała jednak w ręce Pawlikowskiego. „Jak się tu znalazłem? Nakręciłem czarno-biały film o potrzebie ciszy, wycofania się ze świata i kontemplacji, a teraz jestem tu – w epicentrum hałasu i uwagi świata. Życie jest pełne niespodzianek” [6] – powiedział podczas ceremonii reżyser.


Źródła:


[1] Leopold Stokowski. Music for all of us, wyd. 1943

[2] Zbigniew Karol Rogowski. Oni i Hollywood, wyd. 1982

[3] Bloomberg.com. Stefan Kudelski, Sound-Recording Equipment Inventor, Dies at 84 (29.01.2013)

[4] Przemówienie Andrzeja Wajdy z ceremonii rozdania Oscarów, która odbyła sie w 2000 r.

[5] Głos Wielkopolski. Jan A.P. Kaczmarek. Oscar zmienia twórcę. On swojego wymarzył (16.02.2015)

[5] Przemówienie Pawła Pawlikowskiego z ceremonii rozdania Oscarów, która odbyła sie w 2015 r.

Więcej na ten temat