Rozrywka

Marcin Gortat. Przecierał szlaki Sochanowi i imponował samemu O’Nealowi

Marcin Gortat to pierwszy Polak, któremu udało się odnieść tak duży sukces w NBA. Tom Szczerbowski/GettyImages
Marcin Gortat to pierwszy Polak, któremu udało się odnieść tak duży sukces w NBA. Tom Szczerbowski/GettyImages
podpis źródła zdjęcia

Dziś nasze oczy zwrócone są na Jeremy’ego Sochana. Ale jeszcze kilka lat temu śledziliśmy losy Polaka, który przecierał mu szlaki. Marcin Gortat nie był co prawda pierwszym biało-czerwonym, który próbował swoich sił w USA, był jednak pierwszym, któremu udało się tam na dobre zadomowić.

16 lutego Valentino Rossi obchodzi 45 urodziny. Fot. Shaun Botterill/GettyImages

Valentino Rossi – człowiek, który zmienił oblicze MotoGP na zawsze

Rozrywka

Przez 13 sezonów Marcin Gortat reprezentował barwy takich klubów jak Orlando Magic, Phoenix Suns, Washington Wizards i Los Angeles Clippers. Wystąpił w ponad ośmiuset spotkaniach w rozgrywkach regularnych NBA. To także jedyny Polak, któremu udało się wystąpić w meczach finałowych NBA. Był tytanem pracy, nadrabiającym swoje braki techniczne siłą fizyczną. U szczytu kariery jego obecności w Meczu Gwiazd domagał się sam Shaquille O’Neal!


Jednak woda sodowa nigdy nie uderzyła mu do głowy, nawet gdy jego popularność dawała mu przepustkę na gale w Hollywood. Zawsze zależało mu na reprezentacji, przyjeżdżał na zgrupowania także wtedy, gdy był wyczerpany. W USA chętnie spotykał się z Polonią. Został też współorganizatorem Polskich Nocy w NBA, które promują ojczystą kulturę, dziedzictwo i walory turystyczne.


Nic dziwnego, że przez lata był jednym z ulubionych sportowców w naszym kraju. Z boiska zszedł ostatecznie na własnych zasadach, w jeszcze dość młodym wieku. Dziś, cztery lata po przejściu na emeryturę, obchodzi swoje 40. urodziny.

American dream prosto z Łodzi

Zanim Gortat zaczął spełniać swój amerykański sen w NBA, spędzał popołudnia na łódzkim osiedlu Bałuty. Dorastał w rodzinie utytułowanych sportowców. Jego ojciec to dwukrotny medalista olimpijski w boksie w wadze półciężkiej, zaś mama była reprezentantką Polski i dwukrotną mistrzynią kraju w siatkówce.


Przygoda Gortata ze sportem nie zaczęła się wcale od pomarańczowej piłki. Najpierw próbował sił w lekkoatletyce. Ze względu na dobre wyniki osiągane w skoku wzwyż został powołany do reprezentacji Polski juniorów. Równolegle trenował piłkę nożną.


Karierę koszykarską rozpoczął dopiero w wieku 18 lat. Niemal z miejsca został powołany do kadry narodowej. Występy w U-20 okazały się furtką do rozpoczęcia międzynarodowej kariery. Zanim jednak trafił za ocean, najpierw wylądował w Niemczech. Początkowo nie grał dużo, lecz zaprezentował się na tyle dobrze, że podpisał kontrakt z klubem z Kolonii.

Przez 13 sezonów Marcin Gortat reprezentował barwy takich klubów jak Orlando Magic, Phoenix Suns, Washington Wizards i Los Angeles Clippers. Fot. Alex Brandon/AP East News
Przez 13 sezonów Marcin Gortat reprezentował barwy takich klubów jak Orlando Magic, Phoenix Suns, Washington Wizards i Los Angeles Clippers. Fot. Alex Brandon/AP East News

W drodze na parkiety NBA

W 2005 r. zrobił pierwszy krok w drodze do spełnienia swojego marzenia i wziął udział w drafcie NBA. Został wybrany w drugiej rundzie, z numerem 57, przez Phoenix Suns. Zgodnie z powszechną praktyką ligi jeszcze tego samego wieczoru został jednak wymieniony za innego zawodnika do Orlando Magic.


Zanim Gortat postawił stopę na parkietach najlepszej ligi świata, musiał nauczyć się cierpliwości. Trener Orlando nie widział dla Polaka miejsca w swoim zespole i odesłał go do Niemiec. Brzmi jak zesłanie, ale dzięki temu łodzianin mógł szlifować swoje umiejętności. Trzy lata później, na początku 2008 r., Gortat otrzymał wreszcie swoją pierwszą szansę w NBA. I wiedział, jak ją wykorzystać.

Jedyny Polak w finale NBA

Kobe Bryant uważany jest za jednego z najwybitniejszych graczy w historii NBA. Fot. Jonathan Daniel/GettyImages

Cztery lata temu koszykarski świat pożegnał Kobego Bryanta

Rozrywka

Debiutancki występ Gortata wywarł na ekspertach duże wrażenie. Podobnie jak kolejne mecze, w których stawał naprzeciwko najlepszych ofensywnych graczy w lidze. Dlatego w kolejnym sezonie zaczął otrzymywać szanse również w wyjściowych składach, zasmakował także gry w meczach fazy play-off i meczach finałowych – jako pierwszy Polak w historii.


Choć Orlando ostatecznie uległo Lakersom w walce o mistrzowski tytuł, to polski koszykarz stał się na rynku niezwykle pożądany. W swoim składzie zapragnął mieć go m.in. właściciel Dallas Mavericks, który zaproponował mu zawrotne 34 mln w ramach pięcioletniego kontraktu. Z uwagi na zapisy w umowie Gortat pozostał jednak w Orlando, które wyrównało ofertę z Teksasu.


W 2009 r. przeszedł do Phoenix Suns, gdzie grał u boku doskonałego kanadyjskiego rozgrywającego, Steve’a Nasha. Ten okres stał pod znakiem znakomitych statystyk Gortata nie tylko w defensywie, lecz również w ofensywie. W sezonie 11/12 z pomocą Nasha Polak ustanowił osobisty rekord, zdobywając średnio 15,4 pkt na mecz. W tym samym czasie znalazł się na oficjalnej liście kandydatów do Meczu Gwiazd NBA, a jego udziału w nim domagali się nie tylko polscy kibice, ale nawet sam Shaquille O’Neal. Ostatecznie do występu jednak nie doszło.


Niedługo potem klub z Arizony sprzedał go do Washington Wizards, gdzie Gortat śrubował swoje statystyki. W tym czasie pobił m.in. osobisty rekord największej liczby punktów zdobytych w pojedynczym meczu (31). Był wielokrotnie umieszczany w rankingu najlepszej setki graczy ligi za stworzenie doskonałego duetu z Johnem Wallem i niezwykłe wyczucie gry.


Karierę przyszło mu zakończyć w LA Clippers, do którego trafił w 2018 r. Niestety nie był to najbardziej udany sezon Gortata. W jednym meczu był wystawiany w pierwszej piątce, by w drugim nie zagrać w ogóle. Prawdopodobnie dlatego powoli zaczęła dojrzewać w nim decyzja o odejściu z NBA.

Szczęśliwa trzynastka

Z przeprowadzką do LA wiąże się pewna zabawna anegdota. Otóż w klubie z Waszyngtonu Gortat grał z „13” na plecach. Gdy przenosił się do Kalifornii, okazało się jednak, że ten numer jest już zajęty przez jednego z młodych graczy dopiero co wybranych w drafcie – Jerome’a Robinsona. Klub orzekł, że panowie muszą rozwiązać sprawę między sobą, więc Polak postanowił odkupić numer.


Ostatecznie wynegocjował cenę 10 tys. dolarów, choć przyznawał, że był w stanie zapłacić nawet pięć razy więcej, byleby uzyskać prawo do noszenia koszulki z numerem trzynastym. Ale dlaczego właściwie aż tak bardzo zależało mu na tej pechowej liczbie?


W tamtym czasie większość działań marketingowych koszykarza opierała się na skrócie MG13. W Polsce działała także jego fundacja, organizująca m.in. sportowe obozy letnie dla młodzieży, pod tą samą nazwą. Byłoby dość niezręcznie, gdyby nagle okazało się, że jej założyciel gra z innym numerem.


 Fundacja Marcina Gortata zajmuje się m.in. promocją sportu wśród dzieci i młodzieży. Fot. Łukasz Szeląg Reporter/EastNews
Fundacja Marcina Gortata zajmuje się m.in. promocją sportu wśród dzieci i młodzieży. Fot. Łukasz Szeląg Reporter/EastNews

Ze sceny zejść

Co zadziwiające, Gortat wcale nie musiał kończyć kariery już w wieku 36 lat. LeBron James gra przecież dalej pomimo zbliżającej się czterdziestki. Do tego po zakończeniu przygody z Delfinami Polak otrzymał telefony od Milwaukee Bucks, Toronto Raptors czy LA Lakers. Gdyby zgodził się na propozycje z Wisconsin, dziś byłby pierwszym polskim koszykarzem w historii, który zdobył mistrzowski pierścień NBA. Przyszłość trudno było jednak przewidzieć, a Gortat chciał odejść na własnych warunkach i jeszcze w pełni sił fizycznych. W 2020 r. ogłosił, że więcej na parkiety NBA już nie wyjdzie.


Dziś Polak także skupia się na sporcie, ale tym wirtualnym. Jest jednym z inwestorów w Polskiej Lidze Esportowej. Aktywnie zaangażował się w promocje e-sportu, bierze udział w eventach organizowanych w naszym kraju i z chęcią rozmawia o gamingu, który towarzyszył mu jeszcze podczas gry w NBA, jako relaks po intensywnych treningach.

JW
Więcej na ten temat