Choć uważany jest za jednego z największych twardzieli Hollywood, to łatka ta niekoniecznie mu odpowiadała. Trudne doświadczenia z młodości mocno wpłynęły na jego późniejsze życie. 19 lutego obchodzimy 100. rocznicę urodzin Lee Marvina.
Pochodził z dobrej nowojorskiej rodziny. Rodzice stawiali na edukację młodego Lee. Posyłali go do dobrych szkół, a później college’u. Chłopak nie był jednak zainteresowany nauką. Porzucił college i zaciągnął się do wojska. Trwała wtedy II wojna światowa, a Marvin chciał mieć w niej swój udział. Początkowo myślał, że będzie to dla niego przygoda. Tymczasem wojna mocno wpłynęła na jego psychikę.
Wojenna trauma Lee Marvina
Marvin podobnie jak wielu młodych Amerykanów wziął udział w II wojnie światowej. Chciał walczyć dla swojego kraju, ale nie spodziewał się konsekwencji podjętej decyzji. W samych walkach uczestniczył przez sześć miesięcy. W czerwcu 1944 r. w Japonii został poważnie ranny. Lee mówił kiedyś, że gdy żołnierz jest w spłaszczonej pozycji, to przeciwnik może zauważyć jego głowę i pośladki. Przyszły aktor został ranny w tę drugą część ciała. Pocisk rozerwał dolną część pleców i przeciął nerw kulszowy, ale na szczęście ominął rdzeń kręgowy.
Następne kilkanaście miesięcy spędził w szpitalach. W jednym z nich lekarze powiedzieli mu, że niewiele brakowało, a zostałby sparaliżowany. Za zasługi podczas wojny odznaczono go Purpurowym Sercem; otrzymał także kilka innych medali oraz wyróżnień. Z armii został zwolniony w lipcu 1945 r. Dostał też wtedy skromną rentę inwalidzką.
Lee Marvin – ekranowy „zły chłopak”
Po wojnie nie od razu zajął się aktorstwem. Granie pojawiło się w jego życiu przypadkowo. Po zwolnieniu z armii przeniósł się do północnej części Nowego Jorku. Znalazł tam pracę u hydraulika. Kiedy przeprowadzał naprawę w Maverick Theatre, poproszono go o zastąpienie chorego aktora. W ten sposób zadebiutował na scenie niewielką rolą, a ona otworzyła mu drzwi do kolejnych scenicznych propozycji. Na początku grał w amatorskich teatrach, ale z czasem zaczął występować na Broadwayu.
W latach 50. wyjechał do Hollywood, aby rozpocząć karierę ekranową. Na początku otrzymywał dwa typy ról – wojskowego lub złego chłopaka. Jeszcze nie wiedział, że tacy bohaterowie przylgną do niego na dłużej. Pierwszy rodzaj postaci był związany z jego doświadczeniem wojennym. Zdarzało się na planie, że pokazywał ekipie, jak poruszają się żołnierze piechoty. Drugi typ roli był podyktowany jego wyglądem – wysoki mężczyzna o kamiennej twarzy. Reżyserzy stwierdzili także, że dobrze odnajduje się w kreacjach czarnych charakterów.
Już w tamtym czasie zaczął występować w dużych produkcjach u boku cenionych aktorów. W filmie „Dziki” z 1953 r. wcielił się w rywala głównego bohatera granego przez Marlona Brando. Pojawił się także w obrazie wojennym „The Rack” z 1956 r. z Paulem Newmanem. Jeszcze w latach 50. Marvinowi udało się pokazać pełnię swoich możliwości i odejść od typowych dla siebie bohaterów. W 1957 r. otrzymał rolę uczciwego detektywa w serialu „M Squad”. W tę postać wcielał się przez parę lat.

Gwiazda lat 60.
Kolejna dekada okazała się przełomowa dla Lee Marvina. Głównie za sprawą westernów. W pierwszej połowie lat 60. wystąpił u boku Johna Wayne’a w dwóch filmach Johna Forda – w „Człowieku, który zabił Liberty Valance’a” z 1962 r. i komedii „Rafa Donovana” 1963 r. To właśnie filmy komediowe przyniosły mu wówczas największy sukces.
W 1965 r. zagrał w humorystycznym westernie „Kasia Ballou”. Wcielił się w podwójną rolę – rewolwerowca alkoholika, którego wynajmuje tytułowa bohaterka, aby zabił morderców jej ojca, i jego brata bliźniaka. Za tę kreację Marvin otrzymał swojego pierwszego i jedynego Oscara. Dwa lata później przedstawił najważniejszą postać w swojej karierze, która później już zawsze była z nim kojarzona. Wystąpił jako major Reisman z „Parszywej dwunastki”, który miał poprowadzić tytułowy oddział na samobójczą misję.

Lee Marvin – skomplikowany gwiazdor
Aktor nie ukrywał, że nie podoba mu się, iż reżyserzy obsadzają go w konkretnym typie ról. Pokazał przecież komediowy talent w „Kasi Ballou”, ale filmowcy nadal widzieli w nim ekranowego twardziela. Miał też problem z udziałem w produkcjach wojennych, bo doświadczenia w walkach mocno odbiły się na jego psychice. Odrzucił propozycje, by zagrać w tak głośnych tytułach jak „Brudny Harry”, „Dzika banda”, „Patton”, „Rambo”, „Za kilka dolarów więcej” czy „Życzenie śmierci”.
Kłopoty mieli także jego współpracownicy, albowiem Marvin przez lata zmagał się z depresją i alkoholizmem, co mogło mieć wpływ na jego trudny charakter. Na planie filmu „Zawodowcy” z 1966 r. popadł w konflikt z Burtem Lancasterem. O mało nie doszło do bójki, a reżyser musiał interweniować w sporze między aktorami.

Lee Marvin miał także swoje drugie oblicze. Choć w filmach grał bohaterów bardzo męskich, to w niektórych kwestiach społecznych był bardziej postępowy niż większość ówczesnego Hollywood. Publicznie stawał w obronie osób homoseksualnych. W wywiadzie dla magazynu „Playboy” z 1969 r. stwierdził, że sposób, w jaki prawo ich traktuje, jest chory. Przyznawał też, że nie ma nic przeciwko zagraniu homoseksualnego bohatera.
Problem z używkami odbijał się wyraźnie na jego zdrowiu. Pod koniec życia był już bardzo schorowany. W grudniu 1986 r. trafił do szpitala, ponieważ skarżył się na silny ból. Pół roku później zachorował poważnie na grypę, co jeszcze bardziej go osłabiło. Niedługo później – 29 sierpnia 1987 r. – zmarł na atak serca. Aktor na zawsze zostanie zapamiętany jako twardziel Hollywood. Choć miał marzenie, by wyrwać się z tej szuflady i grać zupełnie inne role.
MJ