Gwiazdy

Urszula z „Sanatorium miłości”: Można mieć motyle w brzuchu nawet po sześćdziesiątce

„Sanatorium miłości”. Urszula z Poznania na tle żółtej roślinności.
Urszula z Poznania postanowiła wreszcie pomyśleć o sobie, więc zgłosiła się do „Sanatorium miłości”. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
podpis źródła zdjęcia

Urszula z Poznania wpadła w oko aż trzem mężczyznom. Oni również nie pozostali jej obojętni. Atrakcyjna pielęgniarka, której przemocowe małżeństwo dało w kość, zgłosiła się do „Sanatorium miłości”, bo wreszcie postanowiła pomyśleć o sobie. Czy znalazła miłość? Tego ujawnić nie może, ale coś jest na rzeczy. „Można mieć motyle w brzuchu nawet po sześćdziesiątce” – mówi pani Ula w rozmowie z tvp.pl. „Sanatorium miłości” możemy oglądać w TVP1 oraz w TVP VOD.

Randkowy program „Sanatorium miłości” można oglądać w TVP VOD

Stanisław z Raszyna jest jednym z sześciu mężczyzn, którzy poszukują drugiej połówki w programie „Sanatorium miłości”. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/ TVP

Stanisław z Raszyna: Nie poszedłem do „Sanatorium miłości” szukać kucharki czy sprzątaczki

Gwiazdy

Longina Stempurska: Telefony dzwonią non stop? Internet huczy? Odczuwa już Pani blaski i cienie popularności po udziale w programie „Sanatorium miłości”?


Urszula z Poznania: – Tak. Popularność jest (śmiech), ale na razie tylko wśród znajomych. Każdy chce się dowiedzieć, jak nagrywa się program, jak się w nim odnalazłam, czy warto było wziąć udział. Nawet koleżanki z liceum się do mnie odezwały. Wiele osób gratulowało mi odwagi. To bardzo miłe, bo z kilkoma osobami dawno straciłam kontakt. Ale od rozmów przez telefon już tracę głos. Niektóre połączenia odrzucam, bo przecież muszę iść do pracy, zrobić zakupy, obiad. Muszę normalnie żyć. W internecie ta moja popularność już wygląda trochę inaczej. Niektórzy chwalą, inni krytykują. A to uśmiech, a to coś tam… Ale to chyba normalne, trudno wszystkim dogodzić.


Robi się wtedy Pani smutno, gdy czyta Pani nieprzychylne komentarze?


– Nie, śmieję się z tego. Absolutnie nie bałam się krytyki, idąc do programu, i się nie boję. Każdy ma prawo do wyrażania własnego zdania. Pozytywnego czy negatywnego. Nie muszę się przecież wszystkim podobać. Ale z drugiej strony po co ta krytyka? Zawsze można zmienić kanał, nikt nikogo nie zmusza do oglądania programu. No, chyba tylko po to, żeby potem pisać okropne komentarze o innych. Ja niczego złego nie robiłam. Po prostu bawiłam się, tak jak się bawi człowiek po sześćdziesiątce.

Atrakcyjna blondynka jest pielęgniarką i ma wielu pacjentów pod opieką. Gdy ma czas zajmuje się wnukami. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Atrakcyjna blondynka jest pielęgniarką i ma wielu pacjentów pod opieką. Gdy ma czas zajmuje się wnukami. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Małgorzata to jedna z uczestniczek siódmej edycji programu „Sanatorium miłości”, emitowanego w każdą niedzielę o godz. 21:20 w TVP1. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa

Małgorzata z programu „Sanatorium miłości”: Nie szukam perfekcji

Gwiazdy

A co Pani mówi koleżankom, kolegom, gdy pytają, czy było warto brać udział w „Sanatorium miłości”?


– Zapisujcie się do następnej edycji!


Pani też wzięłaby jeszcze raz udział?


– Na pewno tak! Mam bardzo piękne wspomnienia. To była przygoda życia. Człowiek znajduje się w grupie rówieśników. Bawi się i totalnie zapomina, że istnieje jakaś codzienność. My byliśmy bardzo zgranym zespołem, zwariowanym i energicznym. Nam nie trzeba było dwa razy powtarzać, że czas na zabawę. Od razu cała ekipa była gotowa do kolejnych zadań. 


Podobno miała Pani pseudonim „Krystle” przez podobieństwo do bohaterki serialu z lat 80. pt. „Dynastia”.


– Tak. Nawet niektórzy pacjenci mi to mówią.

Pomysł, by wziąć udział w „Sanatorium miłości” podsunął Urszuli szwagier. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Pomysł, by wziąć udział w „Sanatorium miłości” podsunął Urszuli szwagier. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
„Sanatorium miłości” – odcinek 3. Oświadczyny i pierwsze kłótnie. Fot. Materiały prasowe/ TVP

„Sanatorium miłości” – odcinek 3. Oświadczyny i pierwsze kłótnie

Programy

W programie nie zawsze było wesoło, widziałam też łzy, gdy uczestnicy „Sanatorium miłości” mówili o swoim życiu. Mąż Małgorzaty ciężko chorował, mąż Grażyny był alkoholikiem i zginął, spadając z dachu. Jaka jest Pani historia?


– Jestem po rozwodzie, ale mój były mąż już nie żyje od dwóch lat. Żyłam w związku bardzo burzliwym. Nie mogę powiedzieć, że było ciągle źle, bo było i lepiej, i gorzej, ale było mi ciężko. Wychowywaliśmy trójkę dzieci, prowadziliśmy własną firmę. W pewnym momencie mąż zdecydował, że ją zamykamy, był schorowany i poszedł na rentę, a ja wróciłam do pracy w zawodzie pielęgniarki. Mimo mojego wcześniejszego lęku to była dla mnie bardzo dobra decyzja. Stałam się niezależną finansowo osobą i zwróciło mi to poczucie własnej wartości. Bo mimo że razem pracowaliśmy w firmie, to ja nie czułam się współwłaścicielką. Mąż miał pieniądze, wszystkim zarządzał. Ja byłam ciągle przez niego tłamszona.


Aż boję się zapytać…


– Tak, w naszym związku była ta przemoc. I to różnego rodzaju. I psychiczna, i fizyczna, i finansowa. Pieniądze nie były w naszej rodzinie czymś nie do zdobycia. Mieliśmy ich wystarczająco, żeby dostatnio żyć, a wiecznie były problemem. Pracując razem z nim w firmie, nie byłam nigdy do nich dopuszczana.

Urszula zamieszkała w pokoju razem z Danusią z Łodzi. Panie szybko znalazły wspólny język. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Urszula zamieszkała w pokoju razem z Danusią z Łodzi. Panie szybko znalazły wspólny język. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Marta Manowska opowiedziała nam o uczestnikach 7. edycji „Sanatorium miłości”. Fot. TVP

Marta Manowska o uczestnikach „Sanatorium miłości”: „To jest taka energia…”

Serialowe nowości

Nie szukała Pani pomocy?


– Byłam taką osobą, że po każdej awanturze, którą mąż wszczynał, obracałam się na pięcie i się uśmiechałam. Dla dzieci. Mam dwóch synów i córkę. Nie chodziłam, nie żaliłam się, nie rozpaczałam z tego powodu. Chociaż nie powiem, że było mi łatwo. Było mi bardzo trudno. Ale w tamtych czasach kobiecie z trójką małych dzieci trudno było usamodzielnić się, iść w nieznane. Też ciężko było mi zrezygnować z pewnych dogodności życia, bo nie byliśmy biedną rodziną.

Było jeszcze coś. Rozwód mnie przerażał. Mnie się zawsze wydawało, że kobieta po rozwodzie jest tą gorszą.


Co przeważyło, że powiedziała Pani „dość”?


– Wybudowaliśmy piękny ośrodek nad morzem na sto osób. Byłam jego właścicielką, mąż miał nim zarządzać. Pewnego dnia musiałam wziąć urlop i jechać go wspierać, bo pokłócił się z ludźmi, którzy mu tam pomagali. Ale on w ogóle mnie nie doceniał. Nawet wtedy. Ta przemoc nie miała końca. I przyszedł taki moment – podjęcia ostatecznej decyzji.

Urszula, mimo życia które nie zawsze było usłane różami, nie straciła pogody ducha. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Urszula, mimo życia które nie zawsze było usłane różami, nie straciła pogody ducha. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Pochodzący z Mysłowic Stanisław jest emerytowanym górnikiem. W rozmowie z tvp.pl zdradził, co skłoniło go do udziału w „Sanatorium miłości”. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa

„Stanley” z „Sanatorium miłości”: Chcę jeszcze poczuć miłość

Gwiazdy

Jeszcze się Pani wahała?


– Tylko dlatego, że byłam razem z Mamą i Teściową, a w ośrodku było 100 gości. Nie chciałam robić zamieszania wokół tego, że mąż mnie nie szanuje, że się do mnie źle odzywa, że potrafi mnie uderzyć. Wyjechałam z ośrodka. Miałam czas, bo wiedziałam, że mąż będzie musiał przez dwa miesiące doglądać ośrodka. Wynajęłam sobie mieszkanie, spakowałam się i wyprowadziłam. Wniosłam pozew o rozwód.


Co mąż na to?


– To był dla niego szok. Ale w miarę gładko poszło. Dzieci stanęły po mojej stronie. Po zeznaniach całej trójki sąd musiał dać nam rozwód. A mąż musiał słuchać, co mają do powiedzenia także i jego dzieci. Bardzo szybko zgodził się na rozwód, na podział majątku. Gdyby tego nie zrobił, domagałabym się rozwodu z orzeczeniem o winie i to wlokłoby się z 10 lat albo dłużej.

Mąż potrafił ze mnie drwić, że trzeba było wcześniej się rozstać, nie na starość. Ale powiedziałam mu, że nawet na starość warto. Musiałam powiedzieć „dość”, żeby nie stracić zupełnie szacunku do siebie. I nie żałuję tej decyzji.


Wiele kobiet nie potrafi odejść od męża.


– Nie warto zwlekać, nawet po sześćdziesiątce. Ja miałam równe 60 lat, gdy się rozchodziłam. Nie warto żyć z tyranem.

Urszula jest rozwódką od pięciu lat. Dwa lata temu jej były mąż zmarł. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Urszula jest rozwódką od pięciu lat. Dwa lata temu jej były mąż zmarł. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Dla fanów programu „Sanatorium miłości”, którzy czują niedosyt po odcinkach emitowanych w telewizji, w TVP VOD dostępne są zakulisowe materiały. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa

„Sanatorium miłości”, którego nie widać w telewizji. Zobacz materiały extra w TVP VOD

Programy

Samotność zaczęła doskwierać? Dlatego zgłosiła się Pani do programu?


– Nie. Absolutnie nie. Mnie moje nowe życie bardzo cieszyło, wreszcie byłam wolna. Nie miałam nad sobą nikogo, kto by mną sterował na co dzień. Teraz mam czas dla dzieci, dla wnuków. Mam cudowną pracę, gdzie jestem bardzo lubiana, chociaż starsza od wszystkich. Ale potrafię się odnaleźć wśród młodzieży. Nawet cieszą się, gdy przychodzę na dyżur. Jestem pracowita, ale też lubię się pośmiać, pożartować. Nie myślałam w ogóle o jakimkolwiek mężczyźnie ani o szukaniu miłości.

Ale wiosną ubiegłego roku byłam u siostry i mój szwagier powiedział do mnie: „A co ty się nie zgłosisz do «Sanatorium miłości»?”. Odpowiedziałam mu, żeby dał mi spokój, bo mam cudowne życie.


Ale ziarenko zasiał?


– Wracając samochodem do domu, do Poznania, pomyślałam sobie, a właściwie dlaczego by nie? „Chwila, ja nie mogę się tak zapuścić, że tylko praca i wnuki, praca, wnuki, a gdzie ja w tym wszystkim jestem?”. Pojechałam prosto do syna, tego młodszego, na kawę. I zapytałam go: „Mateusz, a co ty byś powiedział o tym, żebym się zgłosiła do «Sanatorium miłości»?”. A on na to: „Mamuś, zgłaszaj się!”. Chciałam przeżyć coś nowego, potrzebowałam nowych wyzwań, nie myślałam wcale o poznawaniu faceta.

Pierwszego dnia pobytu w Mikołajkach kobiety zapoznawały się z mężczyznami. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Pierwszego dnia pobytu w Mikołajkach kobiety zapoznawały się z mężczyznami. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Siódma edycja programu „Sanatorium miłości” odbędzie się w Mikołajkach. Poznaj uczestniczki i uczestników, którzy w Mazurskiej Wenecji będą szukać miłości. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa

Siódma edycja „Sanatorium miłości”. Poznaj uczestników miłosnego show!

Programy

Adrenalinki się zachciało…


– Chyba tak, nawet córka ostatnio mi powiedziała, że wokoło mnie to musi się coś dziać. Ale ja po prostu potrzebowałam czasu tylko dla siebie.


W pierwszym odcinku powiedziała Pani, że gdy spodoba się Pani jakiś mężczyzna, to będzie Panią onieśmielał. I który onieśmielił? 


– Moje dzieci zauważyły, że na spotkaniu zapoznawczym ze „Stanleyem” z Mysłowic przygryzłam wargę. „Oj, tutaj coś się zadzieje”, śmiały się. Ale on tak ładnie zaczął mówić do mnie, pomyślałam nawet coś takiego: „Kurczę, nareszcie normalny mężczyzna”. My, kobiety, uwielbiamy piękne słówka i często się niestety na nie nabieramy. A ja przecież miałam duży niedobór komplementów. Ciągle byłam przez mężczyznę niedoceniana. Powinniśmy mówić sobie komplementy nawzajem. One cieszą. I mężczyzn, i kobiety.

 

Pani wpadła w oko również Zdzisławowi z Gryfina.


– Tak, mówił, że nie odpuści, że „Stanley” za bardzo mnie osacza. Fajnie się ze Zdzisiem bawiłam, przypominał mi mojego wieloletniego przyjaciela. Czułam się przy nim bardzo swobodnie. Ale jechałam do Mikołajek z założeniem, że nic na siłę, bo wiedziałam, że jest bardzo trudno znaleźć taką osobę, w której się można zakochać tak, jak bym chciała.

Ula wpadła w oko Zdzisławowi z Gryfina i Stanisławowi z Raszyna (z prawej). Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Ula wpadła w oko Zdzisławowi z Gryfina i Stanisławowi z Raszyna (z prawej). Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
Jak wziąć udział w castingu do 8. edycji „Sanatorium miłości”? Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/TVP

Ruszają zgłoszenia do 8. edycji „Sanatorium miłości”. Jak wziąć udział w castingu? [FORMULARZ]

Rozrywka

I to z wzajemnością by się przydało.


– Tak, żeby ta osoba czuła tę radość, którą ja czuję. Żeby ktoś tak samo tęsknił, tak samo chciał być ze mną, tak samo mnie lubił, tak samo mnie kochał, tak samo wspaniale się ze mną czuł. To nie znaczy się, że nic nie chcę dla siebie, ale radość tej drugiej osoby wzbudza radość we mnie.


Chyba na tym polega miłość, że chcemy szczęścia osoby, którą kochamy.


– Tak, ja nie umiem tylko brać. Jestem osobą, która chce uszczęśliwiać tych, których kocha.


Wydaje się, że panu Stanisławowi z Raszyna też wpadła Pani w oko.


– Staszek zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Jest inteligentny, mądry. Każda kobieta może czuć się przy nim bardzo fajnie. To prawdziwy dżentelmen. 

„Stanley” z Mysłowic nie był obojętny na piękny uśmiech Urszuli. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa
„Stanley” z Mysłowic nie był obojętny na piękny uśmiech Urszuli. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa

No to powie mi Pani, czy motylki w brzuchu się pojawiły?


– To było takie śmieszne. Weszłam do swojego pokoju, w którym mieszkałam z Danusią, i powiedziałam do niej: „Danusiu, nie uwierzysz. Ja mam motylki w brzuchu. Zaraz zwariuję”. To piękne było. Jestem przykładem, że można mieć motyle nawet po sześćdziesiątce.


Dalej nie wypytuję. Pewnie wszystkiego dowiemy się z programu…

„Sanatorium miłości”. Kiedy i gdzie oglądać?

7. edycję „Sanatorium miłości” można oglądać co niedzielę o godz. 21:20 w TVP1. Wszystkie sezony programu dostępne są również w TVP VOD.

Więcej na ten temat