Gwiazdy

„Nie czuję, że chodzę do pracy”. Rozmowa z Michaliną Sosną z serialu „M jak miłość”

Michalina Sosna w programie  „The Voice Kids”. Produkcję można oglądać w TVP VOD.
Michalina Sosna, która wciela się w serialu „M jak miłość” w postać Kamy, w rozmowie z TVP.pl opowiedziała więcej nie tylko o życiu zawodowym, lecz także prywatnym. Fot. Arsen Petrovych/TVP
podpis źródła zdjęcia

Od cheerleaderki i saksofonistki do aktorki, która zachwyca widzów w serialu „M jak miłość”, i prowadzącej „The Voice Kids”. Choć jej droga do aktorstwa nie była oczywista, dziś inspiruje młodych widzów energią, szczerością i dystansem do show-biznesu. W specjalnym wywiadzie dla tvp.pl Michalina Sosna opowiada o teatrze, telewizji, życiu poza planem i roli mamy.

Agnieszka Żurek: Zacznijmy od początku. Czy mała Michalina marzyła o aktorstwie?


Michalina Sosna: Nie. Co prawda jako dziecko chodziłam na różne zajęcia teatralne, ale nie przypuszczałam, że to kiedyś stanie się moją pracą. Byłam cheerleaderką, startowałam w konkursach recytatorskich. Pływałam też wyczynowo!


Czyli sport towarzyszył Pani od najmłodszych lat?


Tak! Pływanie to było moje pierwsze dodatkowe zajęcie poza szkołą. Rodzice zapisali mnie na treningi i dziś jestem im za to bardzo wdzięczna. Sport daje dyscyplinę, regularność i hart ducha – bardzo mnie to ukształtowało.


Ale obok sportu były też artystyczne zajęcia?


Oczywiście. Chodziłam na kółka teatralne, śpiewałam w scholi, grałam na saksofonie. Prosiłam rodziców, żeby ktoś mnie uczył grać na pianinie – i faktycznie znalazła się taka osoba. Moją idolką była Mariolka – przedszkolanka, która grała na organach w kościele. To ona uczyła mnie grać. Dziś coś tam sobie pimkam, ale wiadomo – nie jak po szkole muzycznej. To wiele różnych umiejętności.


Przydają się teraz w zawodzie?


Bardzo! Może nie gram Chopina, ale wiem, jak trzymać saksofon, jak go uruchomić. To się liczy – w naszym zawodzie trzeba umieć wszystko, być do tańca i do różańca.


Kiedy zorientowała się Pani, że aktorstwo to jednak coś więcej niż zabawa?


To przyszło z czasem. Nigdy nie myślałam, że z tych zajęć pozalekcyjnych zrobi się zawód. A teraz? Nie czuję, że chodzę do pracy. I to chyba najpiękniejsze. Oczywiście, bywa trudno – zawód aktora potrafi być okrutny, narażony na ocenę, hejt. Jesteśmy na świeczniku.

Michalina Sosna nie ukrywa, że to właśnie teatr daje jej największą satysfakcję. Według niej to właśnie tam rodzi się kunszt aktorski. Fot. Konrad Leszczyński/TVP
Michalina Sosna nie ukrywa, że to właśnie teatr daje jej największą satysfakcję. Według niej to właśnie tam rodzi się kunszt aktorski. Fot. Konrad Leszczyński/TVP
Mariusz Szczygieł doskonale wie, jak rozmawiać, więc goście czują się bezpiecznie w jego programie. Fot. Michał Mutor

Mariusz Szczygieł: w „Rozmowach (nie)wygodnych” jestem sobą [WYWIAD]

Gwiazdy

A co daje Pani największą satysfakcję?


Zdecydowanie teatr. Dla mnie to podstawa. Nawet gdy nie ma serialu czy filmu, jest teatr. Próby, zespół, wspólna praca nad spektaklem – tam rodzi się kunszt aktorski, tam rozwija się warsztat. Jak wygląda przejście z teatru na plan filmowy? W filmie trzeba po prostu trochę zdjąć z siebie tej teatralności. Wiedzieć, jak działa kamera, gdzie stanąć, jak się ustawić. Trzeba to poobserwować – i da się to opanować.


Pomogły w tym seriale?


Tak, bardzo! „M jak miłość” dało mi ogromną praktykę. Wcześniej grałam też w „Koronie królów” – spędziłam tam sporo czasu. To była świetna przygoda. Każda z tych rzeczy wymaga innych środków.


Muszę więc zapytać, co Pani woli – kino czy teatr?


Myślę, że tego nie da się porównać. To zupełnie inne środki wyrazu, inna satysfakcja, inny rodzaj zabawy. W teatrze uwielbiam spotkanie z widzem, z żywym człowiekiem. Te wymiany energii, ten mistycyzm – to, że kiedy zaczyna się spektakl, razem z widzami budujemy jakiś trans, wchodzimy w historię ludzi. W filmie czy serialu mamy z kolei ten przywilej, że możemy coś powtórzyć, pokombinować, zagrać raz tak, raz inaczej. Możemy skonsultować ujęcia. W bliskich kadrach jesteśmy w stanie wydobyć emocje jednym drgnięciem powieki – i to już coś znaczy. To też jest super. No i oczywiście muszę wspomnieć o prowadzeniu, o konferansjerce – to już zupełnie inny poziom adrenaliny. Praca z uchem, świadomość, że coś leci na żywo… To pozytywne obciążenie, ale też ogromna koncentracja. Całe ciało musi być skupione. Z jednej strony trzeba złapać flow, a z drugiej – trzymać się scenariusza, tekstu.


Właśnie – miałam zapytać o „The Voice Kids”. W 2025 roku dołączyła Pani do ekipy prowadzącej ten program. Jak się Pani czuje w tej roli?


Nie ukrywam, zastanawiałam się, czy temu podołam, ale ta energia dzieciaków… Co się okazuje – ostatnio dużo pracuję z dziećmi. Pochodzę z dużej rodziny, w której dzieci było sporo. One pojawiały się na każdym etapie mojego życia, zawsze byliśmy blisko – dzieci, dorośli, wszyscy razem. Może dlatego łapię z nimi taką więź. Dzieciaki są w ogóle bardzo ciekawe – lubię je ciągnąć za język, zadawać pytania, czasem niewygodne, czasem bardzo proste, a ich odpowiedzi bywają niesamowicie abstrakcyjne. I to jest cudowne – my, dorośli, komplikujemy, a dziecko odpowie prosto i nagle człowiek myśli: „Kurczę, to naprawdę takie proste, dzięki, że mi to powiedziałeś”.

Michalina Sosna znana jest nie tylko z serialu „M jak miłość”. Aktorka pojawiła się także w „Koronie królów”. Fot. Piotr Litwic/TVP
Michalina Sosna znana jest nie tylko z serialu „M jak miłość”. Aktorka pojawiła się także w „Koronie królów”. Fot. Piotr Litwic/TVP
Justyna Steczkowska będzie reprezentować Polskę na Eurowizji w Bazylei. Zaśpiewa piosenkę „Gaja” z jej ostatniego albumu „Witch Tarohoro”. Fot. Mieszko Piętka/ AKPA

Tak zwana „Dziewczyna Szamana”. Oto największe przeboje Justyny Steczkowskiej

Gwiazdy

Czy nie czuła Pani odpowiedzialności za nich, to jednak bardzo młodzi uczestnicy?


Wydaje mi się, że to ogromna odpowiedzialność. Zostaliśmy specjalnie zbriefowani, jak obchodzić się z dziećmi – żeby absolutnie nie naciskać, że to konkurs czy rywalizacja. Wiadomo, oni przychodzą, by spróbować swoich sił, przejść dalej, ale zależało nam, żeby studio było jak dom, a my – Paulina, Janek i ja – jesteśmy gospodarzami. A czy fotele się odwracały, czy nie – to był tylko dodatek, albo lekcja, którą muszą jeszcze odrobić. To wszystko było bardzo ciepłe i przyjemne. Byliśmy dla nich pomocni – także poza kamerami.


A młodzi uczestnicy czegoś Panią nauczyli?


Może do czegoś zainspirowali? Oj, zainspirowali! Śpiewam, byłam też w programie „Twoja twarz brzmi znajomo”, więc dzieciaki zainspirowały mnie do tego, by ćwiczyć swój mięsień głosowy i o nim nie zapominać. Uczyły też, jak ważna jest systematyczność. Albo pokazywały, że trudne doświadczenia w życiu – jak w przypadku jednego uczestnika, który przeszedł chorobę i pobyt w szpitalu – mogą prowadzić do odkrycia nowej pasji. To była dla nas wszystkich duża lekcja, że nie warto się załamywać. Z każdej trudnej sytuacji może wyniknąć coś dobrego – nic nie dzieje się bez przyczyny.


Czyli rozumiem, że jak pojawi się kolejna propozycja, bierze ją Pani w ciemno?


Tak! Tym bardziej że produkcja jest świetna, a ja mam u boku wspaniałą Paulinę. Myślę, że to rzadko się zdarza, a warto, by zdarzało się częściej – że dwie kobiety z charakterem prowadzą program. Miło mi ją obserwować, bo naprawdę dużo się od niej uczę. Paulina to doświadczona dziennikarka. Ja – jako aktorka – pewne rzeczy muszę zagrać, coś poudawać, ale od niej uczę się dziennikarskiego kunsztu. Mam nadzieję, że ona też łapie ode mnie trochę tych aktorskich zapędów i tworzymy razem zgrany duet, wzajemnie się dopełniamy. Muszę nawiązać do „M jak miłość”, gdzie gra Pani postać Kamy.


Jakie wyzwania napotkała Pani podczas wcielania się w tę rolę? Było w niej coś trudnego?


Oj tak, od samego początku. Kama to postać, która wykonuje zawód często błędnie odbierany przez widzów – jest tancerką erotyczną. Gdy przeczytałam scenariusz, pomyślałam: „No tak, Sosna jak ma coś zagrać, to zawsze jakąś charakterystyczną rolę” – powtarzam to w każdym wywiadzie. Ale stwierdziłam: okej, spróbujmy, idę w to. Te kuse stroje – polubiłam je, bo były kolorowe, dodawały serialowi wyrazistości, a widzowie naprawdę je pokochali. Nie miałam co prawda okazji tańczyć na ekranie – może poza jednym wieczorem kawalerskim z postacią Marcina. Ale wiadomo – pewnych rzeczy nie możemy pokazywać, to serial familijny, więc to wszystko było raczej zarysowane niż pokazane wprost. Ten serial ma też tę zaletę, że producenci słuchają aktorów. Na przykład moje śpiewanie, umiejętności sportowe, a także śląskość – jestem z Górnego Śląska, „my godomy” na co dzień, więc cieszę się, że to również znajduje odbicie w fabule. Pytają o tradycje, o różne rzeczy związane z regionem, i czasem wokół tego kręci się akcja. To świetne, bo mamy te umiejętności po coś – warto z nich korzystać.

Poza pracą na planie i w teatrze Michalina Sosna jest również współprowadzącą „The Voice Kids”. Fot. Waldemar Kompała/TVP
Poza pracą na planie i w teatrze Michalina Sosna jest również współprowadzącą „The Voice Kids”. Fot. Waldemar Kompała/TVP
Grażyna jest osobą po przejściach, która zgłosiła się do programu, by znaleźć partnera na resztę życia. Fot. Weronika Marczyk-Kiełbasa/ TVP

„Idę z głową podniesioną do góry”. Co „Sanatorium miłości” zmieniło w życiu Grażyny?

Gwiazdy

Co Pani najbardziej lubi w swojej bohaterce?


Lubię to, że Kama się nie patyczkuje. Jest konkretna, wesoła, podchodzi do życia z uśmiechem, nawet mimo różnych potyczek – na przykład tej sytuacji z Marcinem. To fajna babka, po prostu. Myślę, że dziś warto pokazywać kobietom, że są silne, że warto o siebie dbać, walczyć o swoje, i mam wrażenie, że ten przekaz trafia do widzów.


Kama naprawdę walczy o Marcina – oglądam i trzymam kciuki!


Tak! Niektórzy twierdzą, że jest trochę natrętna, ale to przecież tylko fabuła. Ludzie się bardzo wkręcają. Pamiętam, jak Marcin stracił pamięć i zaszył się w Leśniczówce, to dostawałam mnóstwo wiadomości, żeby odpisać „na priv”, bo ktoś „wie, gdzie on jest i mi to powie”.


Naprawdę?


Tak, naprawdę! Zaczepiali mnie na ulicy i mówili: „Kama, Marcin jest w Leśniczówce, tylko że z inną kobietą!”. To było oczywiście z przymrużeniem oka, ale ludzie naprawdę się w to wciągali. Pisali, żebym jechała do tego lasu i go odnalazła.


Często zdarza się Pani, że ludzie zaczynają mylić fikcję z rzeczywistością?


Zaciera się ta granica, zdecydowanie. I to nie tylko u nich – ja sama się na tym łapię! Jestem maniaczką serialową, więc jak się w coś wkręcę, to też reaguję emocjonalnie. Gdybym spotkała Chrisa Hemswortha, to pierwsze, co bym powiedziała: „Thor! O Boże, widzę cię!”. Postrzegamy aktorów przez pryzmat ich postaci – bo takich ich znamy, takich oglądamy, więc to naturalne.


Czy jest jakaś rola, o której Pani marzy? Coś konkretnego przychodzi Pani do głowy?


Tak, przychodzi! Myślę, że w Polsce brakuje filmów o superbohaterach. Chciałabym zagrać w czymś, w czym mogłabym wykorzystać swoje umiejętności sportowe, kaskaderskie, przygotować się fizycznie do roli, pracować nad ciałem. Zagrać Wonder Woman – to byłoby coś! Marzyłam też kiedyś o roli pani detektyw w jakimś serialu kryminalnym, bo ja po prostu uwielbiam te wszystkie „kto zabił, kto ukradł” – wszystkie zagadki, w których trzeba coś rozgryźć. Mam taki instynkt, że od razu wiem, która postać jest podejrzana. Kocham analizować, rozkminiać, szukać tropów – naprawdę wciąga mnie to niesamowicie. Więc tak, rola detektyw zdecydowanie znajduje się na mojej liście.

W „M jak miłość” Michalina Sosna wciela się w rolę Kamy. Jest to silna kobieca postać, która nie boi się stawiać czoła przeciwnościom losu. Fot. Sławomir Mrożek/TVP
W „M jak miłość” Michalina Sosna wciela się w rolę Kamy. Jest to silna kobieca postać, która nie boi się stawiać czoła przeciwnościom losu. Fot. Sławomir Mrożek/TVP
Kamila Urzędowska nagrodzona Złotym Aniołem dla Europejskiej Aktorki BELLA WOMEN za rolę Jagny w filmie  „Chłopi”. Fot. Marcin Gadomski/ AKPA

„Kamera wyciąga z ciebie prawdę”. Kamila Urzędowska o aktorstwie i „Wujku foliarzu”

Gwiazdy

Czy ma Pani jeszcze jakieś wymarzone role?


Kiedyś marzyłam o tym, żeby zagrać męską postać – i to akurat się spełniło w Teatrze 6. Piętro. W jednym spektaklu wcieliłam się w dwie role. Jedna to była Michalina – dość korpulentna, mówili na nią „kocmołuch”. A druga – zupełne przeciwieństwo – lokaj John, bardzo delikatny, elegancki. Szybko się przebierałam, zdejmowałam pianki, które mnie pogrubiały, i wchodziłam na scenę jako zupełnie inna postać. Po spektaklu, podczas braw, wielu widzów pytało: „Gdzie jest aktorka, która grała lokaja? Nie wyszła się ukłonić!”. I wtedy reżyser zasugerował, żebym w trakcie spektaklu zdejmowała perukę Michaliny – żeby widzowie zorientowali się, że to ta sama osoba. To był dla mnie ogromny komplement – że potrafiłam się tak przeobrazić, że widzowie nie zostali wytrąceni z tej iluzji. Dla aktora to jedna z najpiękniejszych rzeczy – działać jak kameleon, być w każdej roli kimś innym.


A kiedy w końcu ma Pani dzień wolny, co musi się w nim znaleźć?


Zdecydowanie odpoczynek! Jestem osobą aktywną, lubię, kiedy dużo się dzieje, więc często spędzam czas wolny na sportowo. Ale jeśli mam za sobą intensywny czas pracy, to daję sobie chwilę wytchnienia – po prostu poleżę na sofie, obejrzę coś głupiego, co mnie odmóżdży. Robię też rzeczy tylko dla siebie – pozwalam sobie na kobiece przyjemności: idę na paznokcie, umawiam się do fryzjera. To dla mnie forma nagrody za ciężką pracę, ale także taki ukłon w stronę kobiecości, sposób na małe rozpieszczanie siebie. Bo dlaczego nie? Warto się nagradzać i dbać o siebie.


Zazwyczaj gra Pani kobiety pełne energii. A jaka jest Pani prywatnie – raczej wulkan energii czy może jednak introwertyczka?


Zdecydowanie wulkan energii – to nie ulega wątpliwości. Ale żeby ten wulkan mógł kipieć, potrzebuję od czasu do czasu wyciszenia, ciszy, takiego naładowania baterii. Muszę się po prostu odłączyć, żeby potem znowu odpalić. Myślę, że to naturalny balans – niezależnie od tego, jak ktoś jest energetyczny, musi mieć sposób na regenerację. Inaczej się nie da.


W wywiadach często wspomina Pani o poczuciu humoru. Czy były sytuacje, kiedy śmiech naprawdę uratował jakąś trudną sytuację – na planie albo w życiu prywatnym?


Tak, oczywiście. I tu zawsze wspominam o jednej bardzo osobistej sytuacji. Parę lat temu moja mama zachorowała na raka jajnika. To spadło na nas jak grom z jasnego nieba i totalnie przewartościowało nasze życie. Mama – bardzo silna kobieta, zarządczyni domu, dyrektorka szkoły – nagle musiała zmierzyć się z chorobą i chemioterapią. Mówię o tym w czasie przeszłym, ale mama żyje, wszystko jest już dobrze. Pamiętam, że chciałam jakoś rozładować napięcie. Powiedziałam jej wtedy: „Mama, chyba wagarowałaś na lekcjach chemii i teraz musisz nadrobić korki”. A jak skończyła chemioterapię, to zrobiliśmy symboliczny gest – powiedziałam: „Zdałaś egzamin z chemii, palimy tablicę Mendelejewa i nie wracamy do tego tematu”. I rzeczywiście – razem z rodziną spaliliśmy tę symboliczną tablicę. Mam nadzieję, że to już za nami, że ten egzamin został zdany z wyróżnieniem.


To wzruszające. Życzę, żeby choroba już nigdy nie wróciła.


Dziękuję, ja też bardzo na to liczę.

Aktorka bardzo chciałaby jeszcze zagrać superbohaterkę oraz wystąpić w produkcji o tematyce kryminalnej. Fot. Sławomir Mrożek/TVP
Aktorka bardzo chciałaby jeszcze zagrać superbohaterkę oraz wystąpić w produkcji o tematyce kryminalnej. Fot. Sławomir Mrożek/TVP
Karol Strasburger nie myśli o emeryturze. Cały czas pracuje. Fot. Waldemar Kompała/ TVP

Potrójne życie Karola Strasburgera: „Kobiety mnie mobilizują, chcę robić dla nich więcej”

Gwiazdy

Skoro jesteśmy przy życiu prywatnym, to jaką rolę pełnią media społecznościowe w Pani codzienności?


Dla mnie to tylko dodatek. Miejsce, w którym mogę pokazać, co dzieje się w mojej pracy – gdzie gram, w jakich spektaklach występuję, w jakich serialach można mnie zobaczyć. Fani często o to pytają, chcą być na bieżąco, więc staram się im te informacje regularnie przekazywać. Moje media społecznościowe to moja przestrzeń – mało tam mojego życia prywatnego. Moja rodzina ma swoje życie, swoje zawody i nie wyobrażam sobie, żeby nagle ich twarze pojawiały się na nagłówkach portali czy na billboardach. No, chyba że sami by tego chcieli i mieliby z tego frajdę. Ale to ja jestem osobą publiczną, więc pokazuję siebie i to, co robię zawodowo. No i przede wszystkim zależy mi też na tym, żeby trafiać do młodszych osób. Wiem, że swoją energią do nich przemawiam – i to jest super. Może kiedyś uda mi się stworzyć jakąś kampanię – bardzo bym tego chciała – żeby wesprzeć młodzież albo pokazać im, że życie może być lepsze, że nie wszystko kręci się tylko wokół telefonu i ekranów. Może sama wpadnę na jakiś pomysł na działalność, która realnie pomoże młodym ludziom w trudnych sytuacjach.


To naprawdę świetny pomysł. Mam nadzieję, że się uda, bo faktycznie – w Polsce brakuje tego typu kampanii.


Brakuje, brakuje. A jeśli jesteśmy osobami publicznymi i mamy jakąkolwiek siłę rażenia – czy to w mediach, czy w internecie – to uważam, że powinniśmy ją dobrze wykorzystywać. Pamiętam, jak kiedyś brałam udział w akcji czytania bajek na dobranoc dla dzieci. To było chyba w pandemii – wszyscy siedzieli wtedy w domach i mieli więcej czasu. Zaproszono wtedy Roberta Lewandowskiego, który przeczytał jakąś książeczkę i powiedział, że poza graniem w piłkę ważne jest też czytanie, obycie się ze światem, ciekawość. I podobno – to niesamowite – ci wszyscy młodzi chłopcy, którzy wcześniej tylko kopali piłę, zaczęli hurtowo czytać książki! To było coś niesamowitego, co on zrobił – może nawet mimochodem, może nie zdawał sobie sprawy z tego, jak to wybrzmiało. Ale wybrzmiało. Powiedział coś, co naprawdę zadziałało. Chłopcy poszli za nim, bo jest dla nich autorytetem. Dla mnie to było ogromnie inspirujące.


Czy Pani też chciałaby być wzorem do naśladowania?


Oj, chciałabym. Oczywiście – nikt z nas nie jest idealny. Ale jeśli mogłabym komuś pokazać, że coś się da, że można przejść przez trudne momenty, że można coś zmienić, że warto próbować, to bardzo bym chciała to zrobić. Jeszcze nie wiem dokładnie, w jaki sposób, ale chętnie zaangażowałabym się w coś, co wspiera młodzież.


Na koniec – czy może Pani zdradzić, czy szykują się jakieś nowe projekty, w których będzie można Panią zobaczyć?


Szykują się spektakle teatralne – jeden będzie objazdowy, w formie farsy, a drugi wystawiany będzie w Teatrze Capitol. Ale tutaj jeszcze nie mogę zbyt wiele zdradzać. Oprócz tego właśnie ukończyłam zdjęcia do filmu świątecznego „Uwierz w Mikołaja 2”, który ukaże się w listopadzie. Bardzo serdecznie zapraszam – gram tam wątki nieoczywiste.

Aktorka bardzo chciałaby zaangażować się w kampanię społeczną, dzięki której mogłaby być wzorem dla młodych ludzi. Fot. Han Bogacz/TVP
Aktorka bardzo chciałaby zaangażować się w kampanię społeczną, dzięki której mogłaby być wzorem dla młodych ludzi. Fot. Han Bogacz/TVP

Nieoczywiste, czyli...?


To nie jest klasyczna historia miłosna – oczywiście taki wątek też się pojawia, ale nie ja go odgrywam. Wcielam się w przebojową dziewczynę, która marzy o karierze, a jej los splata się z historią dziesięcioletniej dziewczynki. Na ich drodze – dosłownie i w przenośni – wydarza się wiele różnych rzeczy, z którymi muszą się zmierzyć. To będzie bardzo ciekawa relacja i fajna, trochę komediowa chemia między tymi postaciami. Myślę, że warto będzie to zobaczyć.


Do listopada jeszcze chwila, więc zostaje nam „M jak miłość”...


I oczywiście „The Voice Kids”, który trwa jeszcze do maja.


Dziękuję, że uchyliła Pani rąbka tajemnicy!

Bardzo proszę! Na moich mediach społecznościowych już teraz można znaleźć kilka urywków z planu. Myślę, że niedługo ruszy pełna promocja filmu. To była dla mnie superprzygoda – moja pierwsza większa rola w kinie. Wcześniej trafiały się tylko epizody, więc to dla mnie naprawdę duża rzecz.


I oby to był dopiero początek większych filmowych ról!


Dziękuję! Mam taką nadzieję!

Więcej na ten temat