– Ci wyjątkowi ludzie są dla mnie wzorem do naśladowania. Bohaterami najwyższej wartości. Oni przede wszystkim uczą nas bezinteresownej służby niepodległej Rzeczypospolitej – mówi Mikołaj Kaczmarek, który nadaje „kolor przeszłości” o polskich żołnierzach, dla których zorganizował wyjątkową i piękną akcję.
Tekst przypominamy z okazji 84. rocznicy wybuchu II wojny światowej
Rafał Sroczyński: Nadaje Pan zdjęciom nowy charakter dzięki koloryzacji. Kiedy patrzę na niektóre z nich, mam wrażenie, że są to kadry filmowe, a nie pokolorowane czarno-białe fotografie. Czy uważa Pan, że dzięki nadaniu im barw bohaterowie przedstawieni na kadrach zdają się nam bliżsi?
Mikołaj Kaczmarek: Dokładnie tak. Myślę, że po odpowiednim nadaniu barwy dana fotografia zyskuje nowy blask i życie. Kolor znacznie zmniejsza odległość w czasie. Czasem możemy aż poczuć emocje, które towarzyszą ludziom na zdjęciach.
Wszystkie swoje prace prędzej czy później muszę poprawić, ponieważ w moim warsztacie włączam program i widzę, że pewien element mogę udoskonalić. Jest kilka takich zdjęć. Jedna z nich to fotografia z „Powstania Warszawskiego”, na której mała dziewczynka klęczy przed grobem brata na prowizorycznym cmentarzyku. Obok jest grób gosposi z drugiego piętra. To zdjęcie zawsze chwyta za serce.
Na początku, pamiętam, rzeczywiście towarzyszyły mi duże emocje związane z daną fotografią, ale po czasie nastąpiło pewne znieczulenie i teraz podchodzę do tego nieco inaczej.
Zauważył Pan w jednej z wcześniejszych rozmów, że najtrudniejsze jest kolorowanie twarzy. Wyjaśni nam Pan dlaczego?
Rzeczywiście na początku było to dla mnie trudne. Na twarz wchodzi wiele warstw koloru. Wszystko należy wyważyć tak, żeby skóra wyglądała naturalnie. Do tego potrzebowałem czasu, żeby się nauczyć. Sztuką jest to tak zrobić, żeby nie wyglądało na kolorowane. Nie wystarczy nałożyć jeden odcień koloru, pomalować usta i oko. Tu trzeba większej staranności i zabawy.