Fresk „Ostatnia Wieczerza” Leonarda da Vinci, znajdujący się w refektarzu klasztoru Dominikanów przy bazylice Santa Maria delle Grazie w Mediolanie, już w momencie powstawania wzbudzał olbrzymie zainteresowanie znawców i koneserów sztuki. Tajemnicza wymowa arcydzieła rodzi bowiem od wieków wiele pytań, na które nadal nie znaleziono odpowiedzi.
Fresk „Ostatnia Wieczerza” Leonardo da Vinci malował w latach 1494-1498 na zamówienie księcia Mediolanu Ludwika Sforzy. To monumentalne, mierzące 8,8 metra długości i 4,6 metra wysokości malowidło przedstawia moment, w którym Jezus ogłasza: „Zaprawdę powiadam wam: jeden z was mnie zdradzi” (Mt 26,21).
ZOBACZ: Najbardziej intrygujący i ostatni obraz Leonarda. „Zostawił nam wieczny znak zapytania”
Na obrazie artysta przedstawił metaforycznie owo sprzeniewierzenie, pokazując, jak Judasz, znajdujący się po prawej ręce Chrystusa i siedzący w odchyleniu oraz obserwujący rozmowę, rozsypuje sól. Trzyma w ręku również mieszek z monetami, a drugą z dłoni kieruje w stronę półmiska Zbawiciela.
To bezpośrednie nawiązanie do słów wypowiedzianych przez Jezusa: „Ten, który ze mną rękę zanurza w misie, on mnie zdradzi” (Mt 26,23). Każdy z apostołów reaguje inaczej na wspomnianą wypowiedź. Na obliczach św. Bartłomieja, św. Jakuba i św. Andrzeja, którzy znajdują się po lewej dla widza stronie stołu, maluje się zaskoczenie i niedowierzanie.
Nóż św. Piotra
Tymczasem św. Piotr jest zdenerwowany i trzyma w ręku nóż, którym najwyraźniej przestraszeni są pozostali apostołowie. To odniesienie do kolejnych wydarzeń w ogrodzie Getsemani, kiedy odciął on ucho jednemu z napastników, którzy przyszli pojmać Jezusa.
,,Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: «Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?»
Po prawej stronie widać św. Tomasza, który unosi rękę. To najprawdopodobniej symbol braku jego wiary w zmartwychwstanie i oznaczenie historii o włożeniu palca w rany po przebiciu dłoni Chrystusa. Nieco dalej siedzą zaniepokojeni św. Jakub Starszy i św. Filip, a na końcu stołu – św. Mateusz oraz św. Juda rozmawiający ze św. Szymonem, od którego najwyraźniej oczekują jakichś wyjaśnień.
ZOBACZ: Tajemnicza świątynia ukryta na obrazie Leonarda. „W podczerwieni wygląda zupełnie inaczej”
Tło obrazu stanowią trzy okna, w których widać krajobraz często interpretowany jako raj.
,,Środkowe, które otwiera się poza postacią Jezusa, odróżnia się od innych wygiętym łukowato gzymsem. Przedłużając ten łuk, otrzymalibyśmy okrąg, którego środek wypada na twarzy Chrystusa. Wszystkie główne linie malowidła zbiegają się w tym punkcie; symetria całości jest symetrią w stosunku do tego punktu centralnego oraz w stosunku do długiej linii stołu wspólnej wieczerzy. Jeśli jest w tym tajemnica, to w tym tylko stopniu, w jakim wydają się nam tajemnicze takie układy przestrzenne; a tę tajemnicę; obawiam się, można wyjaśnić
– pisał Paul Valéry w eseju „Wstęp do metody Leonarda da Vinci” z 1895 roku.
Także Michael Levey w książce „Od Giotta do Cézanne’a. Zarys historii malarstwa zachodnioeuropejskiego” zauważa ich szczególną rolę.
,,Mamy wrażenie, jakby owo okno otworzyło się w ścianie na pokój równie prosty, gdzie spełnia się statyczny dramat i gdzie też są okna, ukazujące z kolei szeroką przestrzeń krajobrazu w dali. Kompozycja jest zapełniona postaciami, ale zrównoważona; apostołowie odchylają się na obie strony, pozostawiając w wyraźnym wyodrębnieniu, podkreślonym jeszcze obramowaniem drzwi w tle, postać Chrystusa, który właśnie wypowiedział słowa: jeden z was mnie wyda
Do postaci Jezusa i Judasza pozował ten sam człowiek?
Emocje Leonardo da Vinci ukazał w sposób przejmujący; postaci wyglądają jak żywe, a ich ruchy wydają się naturalne i prawdziwe, dzięki czemu widz może uwierzyć, że są oni realnymi ludźmi z krwi i kości.,,Nigdy przedtem żadna scena religijna nie wydawała się tak bliska i realistyczna
– zauważył Ernst Gombrich.
ZOBACZ: „Primavera”, czyli „Wiosna”. Botticelli był malarzem kobiecego wdzięku
Także historyk sztuki, baron Kenneth Clark zauważył rzecz podobną.
,,Najwyraźniej nie można długo patrzeć na Ostatnią Wieczerzę bez zaprzestania studiowania jej jako kompozycji i zaczynania mówić o niej jako o dramacie. Jest to najbardziej literacki ze wszystkich wielkich obrazów, jeden z nielicznych, których efekt można w dużej mierze przekazać — a nawet wzmocnić — za pomocą opisu
To wynik zarówno niezrównanych umiejętności Leonarda, jak i wielkiej oraz perfekcyjnej pracy, którą wykonał przy arcydziele. Mistrz przez wiele miesięcy zastanawiał się nad odpowiednimi pozami dla postaci oraz poszukiwał modeli pasujących do jego wyobrażeń o uczniach.
ZOBACZ: Cień „Ostatniej Wieczerzy” na jednym z najsłynniejszych obrazów van Gogha
Trudności miał przede wszystkim ze znalezieniem Judasza Iskarioty, którego poszukiwał w podrzędnych lokalach z alkoholem oraz wśród przestępców. Mimo wielu prób przez długi czas nie udawało mu się znaleźć człowieka o odpowiedniej fizjonomii. Na dodatek zniecierpliwiony przeor klasztoru naciskał, więc zirytowany da Vinci powiedział mu, że jeżeli niebawem nie znajdzie odpowiedniego mężczyzny, namaluje jego twarz jako zdrajcy Jezusa. Dostał więcej czasu.
Legenda podaje, że do postaci Jezusa, którego Leonardo znalazł bardzo łatwo, i do postaci Judasza pozował ten sam człowiek. Na osobę Zbawiciela artysta wziął bogatego młodzieńca ubranego w kosztowne szaty i zadowolonego z życia. Tryskał zdrowiem i z radością przystał na propozycję. Następnie mistrz namalował uczniów, a po kilku latach zaczął pracować nad Judaszem. Nie mogąc znaleźć odpowiedniego oblicza, poszedł do karczmy, w której przesiadywali biedacy, przestępcy i alkoholicy.
ZOBACZ: Zagadka z portretu Leonarda da Vinci. Niezwykła historia apokryficznego archanioła
Tam znalazł zarośniętego, cuchnącego obdartusa i zaprowadził go do pracowni. Tuż po ukończeniu prac mężczyzna, po zobaczeniu ostatecznej wersji „Ostatniej Wieczerzy”, zaczął płakać. Leonardo był zaskoczony, położył dłoń na jego ramieniu i zapytał: „dlaczego płaczesz?”. Żebrak odparł: „przyjrzyj mi się dokładnie”. Malarz popatrzył na niego wnikliwie, a później ze zdziwieniem zerknął na obraz i drgnął. „To ty?” – zapytał drżącym głosem, drugą ręką celując w postać Chrystusa? Biedak smutno skinął głową.

Święty Jan, czy Maria Magdalena?
To jednak nie oni wzbudzają od lat największe zainteresowanie historyków sztuki, pisarzy oraz badaczy, a osoba siedząca po prawicy Jezusa. To wszystko za sprawą książki Dana Browna „Kod Leonarda da Vinci”, w której autor zawarł hipotezę mówiącą, że po prawej stronie Zbawiciela siedzi Maria Magdalena, a nie św. Jan.
ZOBACZ: Prawdziwy kod Leonarda da Vinci. Ekspert opowiedział TVP o przesłaniu geniusza
Argumentuje on, że rysy wspomnianej postaci są ewidentnie kobiece, i przypomina cytat Leonarda z „Traktatu o malarstwie”, w którym mistrz stwierdził, że „kobiety należy malować spoglądające w dół, z głową lekko przechyloną w bok”. To jedyna osoba, której wizerunek został przedstawiony w ten sposób na „Ostatniej Wieczerzy”.
Zwolennicy wersji Browna przypominają również, że jedynie na jednym z wcześniejszych (młodszym o 30 lat) obrazów, przedstawiającym wydarzenie, który namalował Jaime Huguet, Jan siedzi na prawo od Jezusa. Na wszystkich pozostałych znajduje się po lewej stronie. Pisarz utrzymuje, że przesunięcie postaci na „właściwe miejsce” powoduje, że przy stole zmienia się sytuacja. Rzekoma Maria Magdalena nie rozmawia już wówczas z św. Piotrem, lecz czule kładzie się na ramieniu Chrystusa.

,,Odpowiedź na pytanie, czy to Maria Magdalena czy św. Jan, jest bardzo prosta. To musi być Jan, ponieważ Leonardo przed rozpoczęciem prac studiował wcześniejsze obrazy wieczerzy, a na nich ten apostoł zawsze wyglądał nieco kobieco. Powieść Browna jest bardzo dobra, ale to czyste science fiction
– podkreśla Mario Taddei, autor książki „Maszyny Leonarda. Niezwykłe wynalazki i tajemnice rękopisów Leonarda da Vinci”.
Na dodatek, jak zauważają historycy, zamieszczenie Marii Magdaleny na omawianym arcydziele nie byłoby niczym niezwykłym. Na innym obrazie przedstawiającym Ostatnią Wieczerzę namalował ją już na długo przed Leonardem słynny Fra Angelico, artysta oraz zakonnik znany również jako Jan z Fiesole.
„Ostatnią Wieczerzę” można… zagrać
To jednak nie koniec tajemnic związanych ze słynnym malowidłem, a jedną z nich odkrył włoski profesor Giovanni Maria Pala. Muzyk zainteresował się detaliczną konstrukcją obrazu i dostrzegł, że połączenie dłoni biesiadników, leżącego na stole pieczywa i obrusu buduje idealną pięciolinię z nutami.
ZOBACZ: Kod zapisany w obrazach. Enigmatyczna postać na portrecie Leonarda da Vinci
Naszkicował zapis muzyczny, ale nic z niego nie wynikało aż do momentu, kiedy spróbował zagrać melodię od prawej do lewej. Z organów wydobyła się wówczas przejmująca, żałobna muzyka. Pala zauważył, że kończy się i zaczyna ona od dźwięku E, więc można ją grać w nieskończoność.
Włoch przypomina, że Leonardo był nie tylko znakomitym malarzem i wynalazcą, ale także zdolnym muzykiem, który grywał na organach podczas świąt kościelnych w mediolańskiej Bazylice. Na przyjęciach, na jakie był często zapraszany, zachwycał z kolei pięknymi melodiami płynącymi z liry.
Pala podkreśla, że jego odkrycie wskazuje, że da Vinci „nie był heretykiem, jak niektórzy wierzą. (…) Ta melodia ujawnia człowieka, który naprawdę wierzy w Boga” – zaznacza muzyk i nie myli się, opisując wiarę Leonarda. Malarz wielokrotnie w swoich notatkach, których lwia część została zebrana w księdze „Codex Atlanticus”, podkreśla, że swoje zdolności i inteligencję zawdzięcza Bogu.
,,Dobre uczynki wznoszą się i sięgają Nieba, ponieważ cnota znajduje uznanie w oczach Boga. Złe uczynki natomiast przeciwnie, ponieważ są sprzeczne z wolą Boga – strącane są w otchłań piekła… O ty, który podziwiasz naszą cielesną powłokę – nie bądź smutny, że wraz z innymi dosięgnie ciebie śmierć, lecz raduj się, że nasz Stwórca obdarzył nas tak wyjątkowym narzędziem jak intelekt

„To ogromna maszyna, którą należy rozumieć w całości”
Trudno nie zauważyć na „Ostatniej Wieczerzy” również kolejnej rzeczy szczególnej dla Leonarda da Vinci. To m.in. zastosowanie odniesień liczbowych. Na malunku są trzy okna, apostołowie siedzą trójkami, a ułożenie ciała Jezusa przypomina trójkąt, zaś Jego dłonie znajdują się w złotej proporcji na połowie wysokości kompozycji.
Można również interpretować obraz za pomocą ciągu Fibonacciego: jeden stół, jedna centralna figura, dwie ściany boczne, trzy okna i figury zgrupowane w trójki, pięć grup figur, osiem paneli na ścianach, osiem nóg stołu oraz trzynaście pojedynczych figurek. Historycy sztuki nie są jednak pewni, czy Leonardo ów system, który zaczął być stosowany powszechnie dopiero w XIX wieku, wykorzystał w pełni świadomie. To oznaczałoby, że po raz kolejny da Vinci wyprzedził swój czas o setki lat. Możliwe, że tak jest, ponieważ włoski geniusz był perfekcjonistą i niewiele rzeczy pozostawiał przypadkowi.
Dobrze ujął to Kenneth Clark, opisując jego szczegółowość poświęconą detalom w rozdziale swojej książki „Leonardo da Vinci” z 1939 roku:
,,Dla Leonarda krajobraz, podobnie jak człowiek, był częścią ogromnej maszyny, którą należy rozumieć część po części i, jeśli to możliwe, w całości. Skały nie były po prostu dekoracyjnymi sylwetkami. Były częścią kości ziemi, z własną anatomią, powstałą w wyniku jakiegoś odległego wstrząsu sejsmicznego. Chmury nie były przypadkowymi zawijasami pędzla, narysowanymi przez jakiegoś niebiańskiego artystę, ale zbiorowiskiem maleńkich kropel powstałych z parowania morza, które wkrótce miały spuścić deszcz z powrotem do rzek
Historia „Ostatniej Wieczerzy”. Los nie był łaskawy dla arcydzieła
Fresk, który Leonardo stworzył przy pomocy nowatorskiej techniki, wielokrotnie był niszczony i z czasem zupełnie stracił swój blask oraz kolory. Nieco „winy” jest w tym również samego Leonarda, który namalował ją przy pomocy tempery, a zwyczajowo nie jest ona uznawana za barwnik odpowiedni do malarstwa naściennego. Następnie zabezpieczył kamienną ścianę podwójną warstwą gesso oraz smołą i mastyksem. Nieco później dodał białego ołowiu, aby zwiększyć jasność arcydzieła.
Tę metodę opisał wcześniej, w XIV wieku, Cennino Cennini, który przedstawił ją jako bardzo ryzykowną i zalecił stosowanie jej jedynie na bardziej powierzchownym podłożu oraz tylko do końcowych poprawek. Leonardo nie zastosował się do wskazówek i „Ostatnią Wieczerzę” niemalże w całości stworzył dzięki omówionej technice. To był poważny błąd, ponieważ poddany działaniu wilgoci portret zaczął niszczeć już od razu po ukończeniu. Farba odpadała z niego, a w 1532 r. Gerolamo Cardano opisał obraz jako „niewyraźny i bezbarwny w porównaniu z tym, co pamiętam, kiedy widziałem go, będąc jeszcze chłopcem”.
W 1556 roku, a więc mniej niż sześćdziesiąt lat po jego wykonaniu, Giorgio Vasari opisał portret jako zredukowany do „mętnych plam”, tak zniszczonych, że postacie były już niemożliwe do zidentyfikowania, zaś w drugiej połowie XVI wieku Gian Paolo Lomazzo zauważył, że „obraz jest cały zniszczony”. Na dodatek w nieistniejącym już niemalże arcydziele wycięto w 1652 roku drzwi, które następnie zamurowano. Pierwsze próby renowacji, które podjęto w XVIII wieku, nie powiodły się.
Następnie w 1796 roku „Ostatnia Wieczerza” została zaatakowana przez antyklerykalny oddział francuskich rewolucjonistów, którzy celowo zdewastowali portret, rzucając w niego kamieniami i wydrapując apostołom oczy. W 1800 roku refektarz zaczął służyć ponadto jako więzienie. Nie wiadomo, czy któryś z osadzonych przyczynił się do kolejnych uszkodzeń, ale z pewnością zrobił to Stefano Barezzi, ekspert w usuwaniu obrazów ze ścian, któremu zlecono przeniesienie portretu. Mężczyzna poważnie uszkodził sekcję środkową, zanim zdał sobie sprawę, że dzieło Leonarda nie jest typowym freskiem. Następnie próbował ponownie przymocować uszkodzone fragmenty… za pomocą zwykłego kleju.

„Majestat i miłość”
Mimo wszelkich zniszczeń portret nadal potrafił wzbudzić zachwyt, czego dowodem są pamiętniki Mary Shelley. Pisarka, po zobaczeniu go zanotowała:
,,Najpierw odwiedziliśmy zanikający, niepowtarzalny fresk Leonarda da Vinci. Jak próżne są kopie! W ani jednej, ani w żadnym druku nie widziałam najmniejszego zbliżenia do wyrazu twarzy naszego Zbawiciela, takiego jak w oryginale. Majestat i miłość – to słowa, które by to opisywały – połączone z brakiem wszelkiej przebiegłości, która wyraża boską naturę wyraźniej, niż kiedykolwiek widziałam to na jakimkolwiek innym obrazie
– zapisała autorka „Frankensteina”.
Na szczęście w latach 1901-1908 pracę nad „Ostatnią Wieczerzą” podjął Luigi Cavenaghi. Mający zrekonstruować dzieło artysta najpierw je dokładnie przestudiował, a następnie oczyścił i ustabilizował oraz zabezpieczył. Nie była to idealna renowacja, ale dzięki temu „Ostatnia Wieczerza” przetrwała. Los oszczędził ją również, kiedy 15 sierpnia 1943 roku na klasztor spadły bomby lotnicze. Arcydzieło uratowały worki z piaskiem.

Tuż po wojnie po raz kolejny fresk został poddany renowacji. Nie była do końca udana, więc w 1972 roku zlecono ją słynnej konserwatorce zabytków, Pinin Brambilla Barcilon. Trwające 21 lat prace, bazujące na kopiach uczniów Leonarda, zakończyły się pełnym sukcesem, a kierowanemu przez nią zespołowi udało się odwrócić niemalże wszystkie zniszczenia, które poczyniono wcześniej.
Rafał Sroczyński