Finał Ligi Mistrzów Manchester City – Inter Mediolan zapowiada się na „klasyczny pojedynek Dawida z Goliatem, a ten pierwszy tym razem jest bez atutów. Czy jednak na pewno?” – zastanawia się w rozmowie z TVP.pl dziennikarz sportowy Hubert Borucki. Mecz widzowie obejrzą 10 czerwca w Telewizji Polskiej.
Finał Ligi Mistrzów Manchester City – Inter Mediolan, który rozpocznie się o 21:00 na Stadionie Olimpijskim im. Atatürka w Stambule, widzowie Telewizji Polskiej zobaczą w TVP Sport, TVPSPORT.PL, aplikacji mobilnej i Smart TV. Transmisja finału także w TVP 2 (start o 20:05)
Mistrzowie Anglii szansę na zdobycie Pucharu Europy mają po raz pierwszy. Nigdy dotąd we wspomnianych rozgrywkach Obywatele nie zaszli równie daleko, a ich jedynym sukcesem na arenie międzynarodowej jest zdobycie Pucharu Zdobywców Pucharów, który wywalczyli w roku 1970.
Inter Mediolan to zespół znacznie bardziej utytułowany. Ligę Mistrzów i wcześniejszy Puchar Europy Nerazzurri wygrali w roku 1964, 1965 i 2010. Finalistami byli z kolei w sezonach 1966/1967 i 1971/1972. Ponadto w klubowej gablocie mają m.in. trzy Puchary UEFA i dwa Interkontynentalne. Do której rubryki w historii swojego klubu zapiszą obecne rozgrywki? O tym rozmawiał z redakcją TVP.pl dziennikarz sportowy Hubert Borucki, prywatnie kibic mediolańskiej drużyny.
Ekspert przed meczem Manchester City – Inter Mediolan. „Na papierze faworyt jest jeden”
Rafał Sroczyński: Przed nami ostatni akord futbolowego sezonu w stambulskim wielkim finale tegorocznej LM, czyli spotkanie Inter Mediolan – Manchester City. Który z zespołów – Twoim zdaniem – ma większą szansę na zwycięstwo?
Hubert Borucki*: Nie można oprzeć się wrażeniu, że będzie to klasyczny pojedynek Dawida z Goliatem, a ten pierwszy tym razem jest bez atutów. Czy na pewno?
Racjonalnie, ale i powierzchownie rzecz ujmując, trudno jakkolwiek wierzyć w szanse mediolańczyków, zwłaszcza po pokazie mocy, jaki Obywatele zafundowali kibicom w drugim meczu półfinałowym. Wygrana 4 do 0 z Realem Madryt to więcej niż rekomendacja na ultrafaworyta ostatniego meczu sezonu.
Model biznesowy, zaplecze finansowe, szeroki skład, gwiazdy, trener – wszystko jest po stronie drużyny szejków.

Różnice widoczne są na pierwszy rzut oka. Na ich koszulkach logo sponsora, czyli lotniczej marki Etihad, zaś kultowe trykoty Nerazzurri były przez większość sezonu puste, bo marka Digitalbits nie wywiązywała się ze świadczeń. Jednak poza biznesowym niepowodzeniem (i brakiem blisko 35mln euro w budżecie) ta sytuacja nieco przywołuje też czasy bardziej romantycznej piłki, nieskażonej komercją. Na dwa ostatnie mecze sezonu, z Torino w Serie A i finał LM, na koszulki Interu wskoczył jeden z amerykańskich potentatów streamingowowych. Kontrakt opiewa na 4 mln euro plus kolejne 4,5 mln za świadczenia w przyszłym sezonie. Marka nie będzie jednak głównym sponsorem klubu z Mediolanu. O to miano rywalizują Qatar Airways i Turkish Airlines, a ci drudzy są podobno bliżej zawarcia umowy.
Mamy więc nieograniczone możliwości finansowe arabskich sponsorów i włodarzy Anglików vs kryzys właścicieli Interu. Rodzina Zhang straciła w wyniku pandemii blisko 35% majątku prywatnego. Do tego doszły restrykcje ze strony chińskiego rządu. Tym niemniej w zaistniałych okolicznościach włodarzy Nerazzurrich stać było na wspaniały gest. W ujęciu szalonego i niespodziewanego finału sezonu na stambulskim obiekcie znajdą się wszyscy pracownicy Interu. Pięciuset pracowników klubu dostało od pracodawcy taki właśnie bonus: polecą lotami czarterowymi i wrócą zaraz po meczu.
Trudno jednak nie zauważyć, jeżelibyśmy ocenili sytuację Interu, że nie jest to drużyna tak samo zarządzana jak dawniej.
Kibicuję Interowi od blisko czterdziestu lat. Pamiętam kadencje trzech prezesów. Mieszkałem w Mediolanie, znam język i tamtejszą kulturę. We włoskiej piłce skończyła się złota epoka mecenatu wielkich rodów przemysłowych i tamtejsze kluby mierzą się, z różnym skutkiem, z nowoczesnym modelem biznesowym. Przestarzałe stadiony, mniej skuteczny marketing, włoskie prawo, kontrowersje sędziowskie i skandale – w takich okolicznościach trudno jest skutecznie rywalizować z Premier League, La Ligą czy nawet Bundesligą. Blask rozgrywek ligowych nieco przygasł, wszyscy najlepsi nie grają już we Włoszech, ale samo calcio wciąż się liczy, czego dowodem są jego reprezentanci w końcówce europejskich rozgrywek pucharowych. Tym niemniej trzeba uczciwie zauważyć, że Inter od 15 lat jest cieniem klubu, który dawniej królował na rynku transferowym, a przez ponad dekadę był wzorem niemal zakupowych fanaberii za sprawą fantazji prezesa Massimo Morattiego. Za jego kadencji wydano niemal 1,5 miliarda euro na niezliczone transfery, przez drużynę z Mediolanu przewinęli się prawie wszyscy liczący się piłkarze epoki, przy czym nie wszyscy spełnili oczekiwania. Obecnie skład Beneamata to efekt kunsztu dyrektora sportowego Beppe Marotty, który pozyskał wielu wartościowych zawodników bez kontraktów lub na zasadzie wypożyczenia. Obecna kadra MC jest warta trzy razy więcej niż ta Interu (niecałe 300 mln euro vs blisko 900 mln euro).

Jaki zatem czeka nas mecz?
Mam nadzieję, że przede wszystkim ciekawy i wyrównany. To będzie starcie dwóch szkół gry. Alessandro Nesta poradził obrońcom Interu, by na mecz finałowy wyposażyli się w kaski. Odniósł się w ten sposób do walorów Haalanda, ale mnie osobiście mocno zastanawia, jak Inter zamierza stawić czoła tym, którzy biegają tuż za nim. Bernardo Silva, Kevin de Bruyne, Ilkay Gundogan i Jack Grealish to kwartet wzorzec ofensywnego pressingu. Nie ma lepszych. Czy drużyna z Mediolanu będzie w koszmarnych opałach przy próbie otwartej gry? To zależy od kilku czynników. Zadecyduje dyspozycja dnia, ale nie tylko. Nerazzurri grają raczej trójką w obronie. To może nie wystarczyć. Zmienią na czwórkę w linii czy postawią na żelazną asekuracje wahadłowych? Acerbi, Bastoni i Darmian potrafili już wyłączać z gry świetnych zawodników, ale w tym sezonie nie mieli chyba jeszcze do czynienia z taką siłą ognia, jaką potencjalnie zaprezentuje sobotni rywal. Do gry wracają również De Vrij i Skrinar. Słowak stracił sezon przez kontuzję i operację pleców, co interpretowano jako zabiegi związane z jego rychłymi przenosinami do PSG. Obecnie mówi się o chęci godnego pożegnania z Mediolanem i kibicami, ale zawodnik ostatni ligowy mecz spędził na ławce i mało prawdopodobne, by wyszedł w pierwszym składzie w finale LM. Jedno jest pewne: włoska zasada prima non prendere (przede wszystkim nie stracić) będzie miała w sobotę ogromne pole do popisu. Wiele będzie w gestii bramkarzy. Dla Onany ten mecz może okazać się drogą na Olimp golkiperów. Ederson już na nim jest, a dodatkowo wybitnie gra nogami, chociaż tym razem przejdzie test z koncentracji, bo kontry Interu mogą być zabójcze.
A jakie atuty może mieć Inter w grze do przodu? Tutaj jest pewien promyk nadziei i niekoniecznie mediolańczycy muszą być skazani na catenaccio i kontry. Mają przecież dobrą, kreatywną linię pomocy, a to zawodnikami środka pola wygrywa się mecze. Barella, Brozović, Mikitarian czy Calhanoglu to fajny i bardzo wybiegany miks rutyny i młodości z tytułami międzynarodowymi na koncie.

Jeżeli wytrzymają presję rywali, nie pozostaną bez szans na ich skaleczenie. Boczne strefy Interu to Dumfries i Goosens lub DiMarco. Dwaj pierwsi to reprezentanci Holandii i Niemiec, a trzeci to chłopak z mediolańskiej dzielnicy, która od zawsze jest czarno-granatowa. Z przodu płuca wypluje „El Toro” Lautaro Martinez; spece twierdzą, że nikt tak jak on nie potrafi w pojedynkę pressować obrońców rywala, a defensywa MC jest w zasięgu możliwości ofensywnych Interu.
Dawny klub może chcieć skarcić Edin Dżeko, który mimo 37 lat jest zawodnikiem niezastąpionym i pełnym poświęcenia dla drużyny, a jego wielka kariera międzynarodowa zaczęła się właśnie w MC, gdzie trafił po znakomitych występach w Wolfsburgu. Jako jego zmiennik, ale i kandydat do pierwszego składu do formy wrócił Romelu Lukaku, czyli 100 kg siły i eksplozywnej dynamiki belgijskiego internacjonała. Nikt nie może równie mocno co on pałać chęcią wygranej nad rywalem z Premier League, gdzie jego talent nigdy nie eksplodował tak jak w Interze, do którego trafił z Manchesteru United i do którego zapragnął powrócić po nieudanym epizodzie w Chelsea.
Także na ławce trenerskiej są pewne dysproporcje.
Tak. Z jednej strony wielki Pep Guardiola, a z drugiej niemal ubogi krewny i mniej znany z braci Inzaghich, Simone. Media i kibice już nieraz zwalniali go w minionym sezonie. Dla Katalończyka mecz finałowy jest okazją do rewanżu za wyeliminowanie Barcy w 1/2 finału LM 2010 przez wielki Inter Jose Mourinho. Jak widać, rywalizacja ma podteksty i dodatkowe smaczki, które spotkaniu dodają kolorytu, a piłkarzom skrzydeł.

Wszystko to są okoliczności oraz prawdziwe przesłanki do wszelkiego rodzaju dywagacji. Inter przy Citizens to arystokracja europejskich pucharów, ale walczyć o czwarty tytuł LM będzie więcej niż bardzo trudno. MC ma większe szanse na europejski laur i wzbogacenie klubowej gabloty, w której jest tylko PZP z 1970 r.
Jak zatem prognozować?
Na papierze faworyt jest bezdyskusyjnie jeden. Sęk w tym, że w sporcie (jak w życiu) nie zawsze wygrywa obiektywnie lepszy, lecz ten, który bardziej i mocniej chce.
Czasu do finału było w tym sezonie więcej niż kiedykolwiek. Zwycięży ten, kto lepiej go spożytkował. W głowach zawodników mogło dziać się różnie – zwłaszcza tych, których stawia się w roli faworytów. Zdobyli tytuł mistrza Anglii i tamtejszy puchar krajowy, a najlepszy mecz sezonu (teoretycznie) rozegrali już w półfinale rozgrywek, kiedy efektownie i dotkliwie rozbili Real Madryt. Wyspiarskie poczucie wyższości może być fatalnym doradcą. Nie bez znaczenia będzie wsparcie kibiców na całym świecie, a ci zawsze są po stronie kopciuszków.
Uwielbiamy „underdogów”, bo symbolizują walkę zwykłego człowieka z zepsuciem i bezdusznością systemu narzuconego przez klasę posiadaczy.

Zwycięstwo Interu okazałoby się cudem, czymś całkiem nieracjonalnym, ale to oni właśnie są nazywani Pazza Inter – szaloną drużyną. Duch zespołowy jest w tym kolektywie bardzo widoczny w całym sezonie. W tej mieszance rutyny z młodością kilku zawodników ma szansę pięknie zwieńczyć kariery, a młodzi zdobyć pierwsze trofea na niwie klubowej. Motywacji i koncentracji im na pewno nie zabraknie. Bastoni, Barella, DiMarco, Martinez – niektórzy zawodnicy z mediolańskiego składu to interisti z krwi i kości, którzy od jakiegoś czasu odrzucają lukratywne oferty z Premier League. Dla nich taki finał rozgrywek to mecz marzeń. Nikt na nich nie stawiał, skazywano ich na odpadnięcie w każdej kolejnej rundzie. Tymczasem zagrają w finale, a z jakim skutkiem? Zobaczymy. Z motyką na słońce czy jakkolwiek. Kto jak nie oni?
*Hubert Borucki jest ekspertem i pasjonatem piłki nożnej od ponad 40 lat. To założyciel portalu polskagola.pl oraz dziennikarz sportowy z wieloletnim doświadczeniem, który ma na koncie wiele interesujących opracowań m.in dla portali polskieradio24.pl i dziennik.pl.

RS