Kultura

„Wolny strzelec” z Jakiem Gyllenhaalem w TVP VOD. Dlaczego warto zobaczyć ten film?

Film „Wolny strzelec” można zobaczyć na TVP VOD (fot. TVP/ mat. prasowe)
Film „Wolny strzelec” można zobaczyć w TVP VOD (fot. TVP/ mat. prasowe)
podpis źródła zdjęcia

Kryminał „Wolny strzelec” z Jakiem Gyllenhaalem opowiadający mroczną historię reportera, który dla zdobycia materiału potrafi zrobić dosłownie wszystko, jest uznawany za jedną z najlepszych produkcji neo-noir. Teraz można zobaczyć ją w TVP VOD.

Wybitny amerykański aktor Jake Gyllenhall w obrazie pt. „Wolny strzelec” wciela się w Louisa Blooma – samozwańczego reportera bez sumienia, który dla zdobycia materiału i wspięcia się po szczeblach kariery kronikarza najniebezpieczniejszych dzielnic Los Angeles może zrobić najohydniejsze nawet rzeczy.


ZOBACZ: Wolny strzelec w TVP VOD


Mężczyzna, wcześniej utrzymujący się z drobnych kradzieży, tytułowym wolnym strzelcem zostaje przez przypadek. Pewnego razu jest świadkiem kręcenia przez amatorów akcji ratunkowej przy płonącym samochodzie. Kiedy widzi, że ów materiał zostaje pokazany w stacjach TV, postanawia kupić kamerę oraz skaner radiowy do nasłuchu policyjnych częstotliwości, po czym zaczyna kręcić relacje z wypadków.


Wkrótce okazuje się, że telewizja z chęcią kupuje oferowane przez niego nagrania, a szefowa wiadomości Nina (Rene Russo) zachęca Louisa do kręcenia coraz mocniejszych materiałów i brutalnych zdarzeń. Tak spełnia on swój American Dream w czasach, gdy sumienie jest wadą, a droga do zwycięstwa nierzadko wiedzie po trupach. Wszystko udaje mu się bez problemów, ale jedynie do pewnego czasu.

„Wstrząsająca krytyka”

Film, jak można łatwo wywnioskować z opisu, to obraz bardzo mocny i mroczny. Według Deana Birona z czasopisma „Overland” jest „to wstrząsająca krytyka zarówno współczesnych praktyk medialnych, jak i kultury konsumenckiej”. Trudno się z nim nie zgodzić, kiedy podczas seansu zaczynamy orientować się, że Nina bez żadnych obiekcji moralnych celowo robi sensację z makabrycznych przestępstw, próbując zwiększyć oglądalność.


W Stanach Zjednoczonych produkcja stała się przedmiotem debaty o etyce i nadmiernej, często bezwzględnej pogoni za sensacją. Została też uznana za apel o umiarkowanie w owym wyścigu po oglądalność. Ed Rampell z magazynu „The Progressive” zauważył, że „Wolny strzelec” „podkreśla, że uprzedzenia etniczne i klasowe są wykorzystywane do określania, co jest, a co nie jest uważane za «godne» wiadomości. Lokalna polityka i związane z nią sprawy, które faktycznie wpływają na życie widzów, są szybko pomijane” – napisał dziennikarz.


Nieco inaczej własny obraz komentował Dan Gilroy, który zauważył, że jego celem było uświadomienie widzom, że oglądając sensacyjne wiadomości, oni sami zachęcają do nieetycznego dziennikarstwa. To zdanie podzielił wspomniany wcześniej Biron argumentujący, że postać Lou w produkcji została stworzona z powodu popytu konsumentów i że jest on „odzwierciedleniem symbiotycznego związku między imperatywami komercyjnymi a pragnieniami publiczności”.

„Mroczne, prowokujące do myślenia emocje”

Film miał swoją oficjalną premierę na 67. Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes i został znakomicie przyjęty. Na Rotten Tomatoes ma on aż 95 procent pozytywnych recenzji. Konsensus krytyków portalu brzmi: „Niespokojny, elegancki wizualnie i napędzany gibkim występem gwiazdy Jake'a Gyllenhaala, Wolny strzelec oferuje mroczne, prowokujące do myślenia emocje”.


Trudno nie zauważyć kapitalnego występu aktora. Niektórzy recenzenci ocenili go jako „czarującego socjopatę”, a inni nazwali „przerażającym” wizerunkiem człowieka bezwzględnego i cynicznego. Kreacją zachwycił się również David Haynes, który uznał, iż jest to jedna z najlepszych produkcji XXI wieku.


Ten gorączkowy scenariusz odnosi sukces, ponieważ zawiera jedną z największych postaci współczesnego kina [sic!]. Lou Bloom - makabryczny, bezwzględny, bezwstydnie spokojny, ale kipiący ukrytą przemocą (…). Gilroy wybiera jednowyrazowe zdania, które przeskakują przez stronę, jak Dodge Challenger Blooma niszczący autostradę międzystanową w poszukiwaniu następnej ofiary wypadku samochodowego lub poparzenia. (…) Gra na naszym poczuciu winy z powodu naszego podglądactwa – konsumujemy materiał filmowy, który dostarczają mężczyźni tacy jak Bloom, pozwalamy takim jak on wzrastać w społeczeństwie” – zauważył na łamach magazynu „What Culture”.


Film był nominowany do Oscara za najlepszą pierwszoplanową rolę męską oraz do Złotego Globu za najlepszy scenariusz. Statuetek nie udało mu się wprawdzie wywalczyć, ale zdobył wiele innych nagród, w tym m.in. Saturna i Satelitę oraz wyróżnienie przyznawane przez Amerykańską Gildię Scenarzystów, która zamieściła jego scenariusz na 53. miejscu na liście 101 najlepszych scenariuszy XXI wieku.



RS

Więcej na ten temat