Dramat „Fabelmanowie” Steven Spielberg nazwał najbardziej osobistym ze swoich obrazów. Nominowana do siedmiu Oscarów produkcja, w której wybitny reżyser zabrał widzów w poruszającą podróż do swojego dzieciństwa, dostępna jest obecnie w TVP VOD.
Styczeń, rok 1952. Młodzi małżonkowie Mitzi (Michelle Williams) i Burt (Paul Dano) zabierają pierwszy raz do kina swojego syna o imieniu Sammy (Mateo Zoryan Francis-DeFord). Film, który jest wówczas wyświetlany, to „Największe przedstawienie na ziemi” Cecila B. DeMille'a. Legendarna produkcja robi na chłopcu wielkie wrażenie. Matka, dostrzegając jego pasję, pozwala mu korzystać z kamery ojca. Sammy zaczyna kręcić filmy, czasem z udziałem swoich sióstr.
Mijają lata, a fascynacja chłopaka (Gabriel LaBelle) stale się rozwija. Ma on już pewne doświadczenie i zdobytą nagrodę dla utalentowanego operatora za montaż produkcji, którą nakręcił z przyjaciółmi. Nagrywa również wakacyjną wyprawę swojej rodziny. Tuż po powrocie do domu Mitzi dowiaduje się, że jej matka zmarła. Burt prosi syna, aby spróbował rozweselić ją materiałem powstałym podczas wyjazdu.
Montując film, Sammy przypadkiem dostrzega na kliszy, że jego mamę i przyjaciela rodziny o imieniu Benny (Seth Rogen) łączy romans. Wrażliwy nastolatek jest wstrząśnięty, poznawszy tajemnicę. Przy okazji jednocześnie odkrywa, że kino w niezwykły sposób pomaga nam poznać prawdę o naszych bliskich i o nas samych.
„Bardzo się boję, że mojej mamie i tacie się to nie spodoba”
Film jest w rzeczywistości autobiografią Stevena Spielberga, który ukrył siebie za postacią Sammy’ego. Reżyser podkreślił, że obraz jest hołdem dla jego rodziców – Leah Adler (zm. 2017) i Arnolda Spielberga (zm. 2020). Nakręcenie produkcji o swoim dzieciństwie wybitny twórca planował od 1999 r., kiedy scenariusz napisała dla niego jego siostra Annie. Mimo to do realizacji nie doszło.
„Bardzo się boję, że mojej mamie i tacie się to nie spodoba, uznają to za obrazę i nie podzielą mojego pełnego miłości, ale krytycznego punktu widzenia na temat tego, jak to było dorastać z nimi” – wyjaśnił Spielberg.
W 2004 r. reżyser opowiedział historię swojego życia scenarzyście Tony’emu Kushnerowi, z którym pracował przy „Monachium”. „Będziesz musiał kiedyś zrobić o tym film” – powiedział mu wówczas przyjaciel. To właśnie jemu kilkanaście lat później Spielberg powierzył napisanie scenariusza do „Fabelmanów”.
„Po części pamiętnik, po części oda do potęgi filmów”
Film został doskonale przyjęty przez krytyków. Na Rotten Tomatoes ma on aż 92 proc. pozytywnych recenzji. „To po części pamiętnik, po części oda do potęgi filmów (…) przedstawiająca Stevena Spielberga odkopującego rodzinne korzenie, które pomogły mu stać się wspaniałym filmowcem. Udowadnia on, że nie stracił swojego magicznego dotyku” – brzmi krytyczny konsensus portalu.
Także John DeFore z „The Hollywood Reporter” był zachwycony tym „żywym uchwyceniem najwcześniejszych przebłysków wnikliwości filmowej autora i portretem rodziny, która go stworzyła, pełnym miłości, ale nie zamglonym nostalgią”. Justin Chang z „Los Angeles Times” nazwał z kolei „Fabelmanów” „dziełem o wyjątkowym wyznaniu, w którym wielki artysta swobodnie i szczęśliwie przyznaje się do manipulacji nieodłącznie związanej z formą sztuki, dla której się urodził”.
Podobnych recenzji były dziesiątki. Obraz zdobył aż siedem nominacji do Oscara i został uhonorowany dwoma Złotymi Globami. Wyróżniono go jeszcze sześcioma innymi nagrodami. Nominacji, jakie otrzymał, było łącznie aż siedemdziesiąt osiem.
RS
Źródło:
Stephen J., Dubner (1999). „Steven the Good”. The New York Times Magazine.