„Musimy działać, opierając się na świadomości, że woda nie jest tylko zasobem, który można wykorzystać i o który można konkurować, ale jest także prawem człowieka. W tegorocznym Światowym Dniu Wody wszyscy winni zjednoczyć się wokół wody i wykorzystać ją do pokoju, tworząc fundamenty dla lepszej przyszłości” – mówi w rozmowie z portalem TVP.pl Anna Walkowiak, która od wielu lat pomaga i prowadzi szeroko zakrojoną działalność dobroczynną w Afryce.
Rafał Sroczyński: Przed nami kolejny Światowy Dzień Wody, który obchodzimy – zgodnie z decyzją ONZ z 1992 roku – 22 marca. W tym roku jest promowany pod hasłem „Woda dla pokoju”. Proszę powiedzieć, jakie jest znaczenie tego święta?
Anna Walkowiak, Fundacja „Africa Help”: Światowy Dzień Wody został zainicjowany w czasie konferencji Szczytu Ziemi w 1992 roku (UNCED) w Rio de Janeiro. Wszystkie kraje członkowskie ONZ przyjęły propozycje obchodzenia Dnia Wody. Główną przyczyną ustanowienia tego święta było zwrócenie uwagi społeczeństwa na problem niewystarczającej ilości wody pitnej. Pewnie wszyscy wiedzą, że bez wody niemożliwe jest życie na naszej planecie. Coroczne obchody święta związane są z określonym zagadnieniem dotyczącym światowych zasobów wodnych i konkretnym hasłem. Pierwsze obchody miały miejsce w 1993 roku, odbyły się bez hasła przewodniego, kolejne w 1994 roku pod hasłem: „Troska o wodę jest obowiązkiem każdego człowieka”. W tym roku motywem przewodnim jest „Woda dla pokoju”.
Woda może być czynnikiem pokoju lub przyczyną konfliktów. Kiedy jest jej mało lub jest zanieczyszczona, a ludzie nie mają do niej równego dostępu, narastają napięcia między społecznościami i państwami. Ponad trzy miliardy ludzi na całym świecie zależy od wody, która przekracza granice narodowe. Jednak tylko nieliczne kraje mają porozumienia o współpracy dla wszystkich swoich wspólnych zasobów wodnych. Zdrowie publiczne i dobrobyt, systemy żywnościowe i energetyczne, wydajność gospodarcza i integralność środowiskowa – wszystkie te czynniki zależą od dobrze funkcjonującego i sprawiedliwie zarządzanego cyklu wodnego.
Kiedy współpracujemy w zakresie wody, tworzymy pozytywną falę – budując harmonię, dobrobyt i odporność na wspólne wyzwania. Musimy działać, opierając się na świadomości, że woda nie jest tylko zasobem, który można wykorzystać i o który można konkurować, ale jest także prawem człowieka. W tegorocznym Światowym Dniu Wody wszyscy winni zjednoczyć się wokół wody i wykorzystać ją do pokoju, tworząc fundamenty dla lepszej przyszłości.

W rozmowie, którą przeprowadziliśmy w zeszłym roku, mówiła pani, że Afrykę – niewątpliwie jest to kontynent z największymi problemami wodnymi – od Europy czy Ameryki Północnej, ale nie tylko, dzieli kilkusetletnia przepaść. Czy przez ostatni rok udało się ją chociaż trochę zasypać?
Fundacja wybudowała studnię z wieżą ciśnień w obozie dla uchodźców Bidi Bidi na północy Ugandy. Od 2016 roku przebywają tam uchodźcy z Sudanu Południowego, którzy każdego dnia mierzą się z problemem braku dostępu do wody. W latach 2016-2017 ONZ i liczne organizacje pozarządowe wybudowały kilkadziesiąt studni na terenie tego obozu, to jednak wciąż za mało! W obozie żyje trzysta tysięcy osób, w tym 80 proc. to dzieci i młodzież. Na niewielkim obszarze zgromadzenie tak dużej liczby ludności to wyzwanie związane przede wszystkim z zaopatrzeniem ich w wodę i żywność.
Obecnie wiele z tych studni nie działa, gdyż nie ma komu ich serwisować. Często też po prostu wyczerpało się źródło wody, bo było używane przez zbyt dużą liczbę ludzi. Przeciętnie jedna studnia głębinowa winna obsługiwać maksymalnie sześćset osób. Tymczasem w obozie z jednej studni korzysta pięć tysięcy osób!
Wierzę, że takie organizacje jak nasza Fundacja mogą wybudować wiele studni i tym samym zaopatrzyć ludność w czystą wodę. Jednak projekt taki musi być przemyślany. Przede wszystkim na miejscu musi być ktoś, kto się nim zajmie, doprowadzi do jego realizacji, a następnie będzie czuwał nad użytkowaniem takiej studni i w razie potrzeby będzie ją serwisował. Dlatego Fundacja współpracuje w tym zakresie z misjonarzami, którzy znają obóz, jego mieszkańców i są tam na co dzień.
Czy jest lepiej? Jest lepiej o jedną studnię i wieżę ciśnień dla mieszkańców zony Ariwa.
W najbliższym czasie będziemy budować sanitariat w pobliżu studni, aby wdrożyć w życie kolejny cel zrównoważonego rozwoju w obozie: zdrowie dzięki godnym warunkom sanitarnym.

Jak radzą sobie mieszkańcy Afryki? Jak zdobywają wodę i dostarczają ją do swoich domów?
W zasadzie w miejscach, które odwiedziłam, jest bardzo podobnie, jeżeli chodzi o zdobywanie wody. Głównie kobiety i dzieci wędrują po wodę do najbliższej studni z 20-litrowymi baniakami. Zwykle przy każdym ujęciu wody jest już kolejka baniaków w oczekiwaniu, aż woda poleci z ujęcia. Często zdarza się, że mieszkańcy czekają wiele godzin, aż studnia się napełni i woda poleci.
W zależności od miejsca zamieszkania po wodę wędruje się od kilku do kilkunastu kilometrów. Myślę, że najgorzej jest w centralnej Tanzanii. Jest to region bardzo suchy, skąpy w opady deszczu. Masajowie, mieszkający głęboko w buszu, wędrują wiele kilometrów po wodę. Z reguły sami kopią dół na kilka metrów i z niego pobierają wodę. Taka woda jest najbardziej niebezpieczna, bo zanieczyszczona. Stąd tak duża śmiertelność małych dzieci wywołana chorobami biegunkowymi.
Zdobywanie wody zajmuje dwie trzecie czasu, dlatego brakuje czasu na pójście do szkoły. W pracę w gospodarstwie, w co wlicza się m.in. chodzenie po wodę, zaangażowana jest cała rodzina.
Jeżeli mieszkańcy danej wioski mają szczęście i mają ujęcie wody w wiosce, to tracą mniej czasu na chodzenie po wodę i mogą skupić się na innych zajęciach. Jednak jest to rzadkość. Jak już wspomniałam, samo wybudowanie studni głębinowej to za mało. Trzeba o nią dbać i serwisować. Pamiętajmy też, że zasoby wody się wyczerpują. Studnie w końcu po kilku latach jej używania mają prawo wyschnąć i niczyja to wina.

Mówi się wiele o statystykach, liczbach, ale nieczęsto zastanawiamy się – a co z psychiką Afrykańczyków? W jaki sposób sytuacja ta wpływa na ich charakter, zachowanie, umysł czy poglądy?
Afrykańczycy to twardzi ludzie wychowani w trudnych warunkach, pracujący i widzący pracę rodziny od najmłodszych lat. Od dziecka widzą też ubóstwo całych pokoleń. Nawet klasa – nazwijmy ją – inteligencka, czyli urzędnicy, lekarze, księża, jest biedna pokoleniowo i tak też myśli. Największym problemem jest myślenie dniem dzisiejszym, nie na przyszłość. Zdają sobie sprawę z problemów występujących w ich krajach, jednak nie wiedzą lub nie chcą wiedzieć, jak to zmienić.
Nie znają innego życia, wielu Afrykańczyków chciałoby pojechać do Europy, nie zastanawiając się, co będzie tam robiło. Robią to, co muszą, aby przetrwać, jednak z uwagi na brak systemu szkolnictwa, opieki zdrowotnej, infrastruktury wodnej, kanalizacyjnej, komunikacyjnej, jest im trudno przetrwać, nie wspominając nawet o rozwoju osobistym. Po prostu nie mają na to czasu.
Dzieci z Sudanu Południowego są straumatyzowane wojną. Trzymają to głęboko w sobie, wypierając obrazy i zdarzenia z przeszłości. Nie chcą pamiętać. Ale wystarczy poruszenie jakiejś wrażliwej struny, i emocje zalewają ich serca. Nigdy też nie otrzymały i nie otrzymają opieki psychologicznej. Możemy to porównać do wojny w Ukrainie. Ukrainki wraz z dziećmi mają prawo do opieki medycznej oraz psychologicznej w Polsce i korzystają z niej. Dzięki temu łatwiej im znieść traumę wojny w ich własnym kraju. W Bidi Bidi tego nie ma. Uganda nie zapewni Sudańczykom żadnej opieki, bo nie jest w stanie zapewniać jej większości własnych obywateli. W Ugandzie zresztą nie funkcjonuje publiczny system opieki zdrowotnej czy pełnej edukacji.
Na tym polega dramat Afryki i jej mieszkańców. Brak rozwiązań systemowych w krajach afrykańskich uniemożliwia im rozwój.

Ludzie, o których mówimy mają swoją własną, indywidualną historię. Tak jak i każdy człowiek na świecie. Mało kto pamięta, że jednak za danymi kryją się konkretne osoby, imiona i nazwiska. Na pewno opowieści o wielu z nich są poruszające, ale czy są takie historie, które szczególnie zapadły pani w pamięć?
Jest taka jedna dziewczyna – Asumpta, która od ośmiu lat nie widziała rodziców. W 2016 roku rodzice wysłali ja wraz z kuzynem do obozu dla uchodźców w Ugandzie, aby była bezpieczna. Sami zostali, licząc na to, że ochronią swój dobytek, a wojna szybko się zakończy. Tymczasem Asumpta od siedmiu lat mieszka w obozie z kuzynem i jego liczną rodziną. Ojciec w wyniku incydentu zbrojnego stracił ramię, a matce rebelianci podcięli ścięgna w rękach. Nie ma jej kto pomóc. W domu kuzyna ciężko pracuje, chowając jego dzieci, za co dostaje wieczorem kolację. O nauce nie ma mowy. Dlatego Fundacja wzięła ją pod swoje skrzydła i finansuje jej szkołę z internatem. Jednak gdy w lutym br. odwiedziłam ją, nieopatrznie wspomniałam o jej rodzicach. Asumpta zaczęła gwałtownie płakać i długo nie mogła się uspokoić. Nie tylko ona nosi w sobie ogromną traumę zakopaną gdzieś głęboko na dnie duszy. Gdy jednak przywoła się wspomnienia, coś się uruchamia i mechanizmy obronne puszczają. Wtedy jest dramat.
Zapamiętałam to zdarzenie, bo sama mam córkę w wieku Asumpty i nie wyobrażam sobie takiej z nią rozłąki, jaką musiała przeżyć Asumpta i jej rodzice, a która trwa cały czas.
Na krótko przed Światowym Dniem Wody jest Międzynarodowy Dzień Kobiet. Afryka, czy raczej większość krajów na tym kontynencie, również na tym polu ma wiele do nadrobienia. Czy coś się zmienia? Na lepsze lub gorsze?
Jeżeli mówimy o prawach kobiet, to trudno mówić o jakiejś rewolucyjnej zmianie. Wprowadzane są regulacje na wzór krajów anglosaskich dotyczące karania za gwałt, molestowanie czy też wykorzystywanie dzieci do pracy. O równouprawnieniu na rynku pracy można tylko pomarzyć. Jednak często przepisy, choć wprowadzone, pozostają martwe. Dlaczego?
Prawo powinno zmieniać się wraz ze zmianą świadomości społecznej. Edukacja zatem jest podstawą zmian także w prawie. W Afryce edukacja w wymiarze powszechnym to przede wszystkim nauka pisania i czytania, aby wyeliminować analfabetyzm. Tymczasem kształtowanie świadomości w różnych dziedzinach nie istnieje.
Jak mam opowiedzieć Masajce o równouprawnieniu, gdy ona w wieku 25 lat ma już pięcioro lub sześcioro dzieci, a całe jej życie koncentruje się wokół zapewnienia posiłku i wody dla rodziny?
Większość obszarów Tanzanii czy Ugandy to obszary wiejskie i leśne. Edukacja jest najczęściej odpłatna. W Tanzanii szkoły podstawowe są darmowe – jednak często rodzice nie zgadzają się, aby dziecko szło do szkoły, bo musi pracować w gospodarstwie. Nawet jeśli już dziecko trafi do szkoły, to po lekcjach musi iść pracować w polu swojego nauczyciela, bo nauczyciel nie utrzyma siebie i rodziny z pensji nauczycielskiej. Więc dzieci (choć to prawnie zabronione) po lekcji muszą iść do domu nauczyciela pracować. Wieczorem, gdy jest już ciemno, wracają do domu, gdzie może będą mogły coś zjeść.
Dla Afrykanek wartością najwyższą są dzieci. Dlatego dzietność jest tam tak wysoka. I to się raczej nie zmieni. Czy są szczęśliwe? Nie wiem. Nigdy o to nie zapytałam. Myślę, że większość z nich odpowiedziałaby pozytywnie. Mimo trudów życia codziennego Afrykanki i Afrykańczycy są bardzo pozytywni.

Pani pomaga w Afryce od lat. Wiele jest podobnych dobrych dusz w Polsce i w Europie? Czy to raczej niewielkie grupki ludzi?
Fundacje takie jak nasza potrzebują dojrzałych wolontariuszy, takich, którzy wiedzą, jak mogą pomóc, i są odpowiedzialni.
Moje doświadczenia z wolontariuszami są dobre. Zarówno licealiści, jak i ósmoklasiści sprawdzają się w wolontariacie akcyjnym – zbiórkowym, spotkaniowym. Natomiast obecnie będę rekrutowała wolontariuszy misyjnych. Do tego potrzeba już osób z wykształceniem medycznym i dysponujących czasem. Takich, którzy mogliby wyjechać na misję na kilka tygodni i tam pracować.
Wielu ludziom wydaje się, że misja to taka wycieczka, najlepiej darmowa. Tak nie jest. Na misję mogą jechać ludzie, którzy w swojej świadomości mają zakorzenioną chęć dzielenia się swoją wiedzą z innymi, i to na własny koszt, poświęcając temu dużo własnego czasu. I to należy sobie uświadomić. Gdy jedziesz na misję do księży czy sióstr zakonnych, należy pamiętać o tym, że oni mają tam co robić. Dlatego zróbmy wszystko, aby im choć nie przeszkadzać.
Na misję wolontariusz jedzie w konkretnym celu. Lekarz jedzie i przez dwa tygodnie leczy w klinice dziesiątki, a nawet setki chorych. Pracownik branży budowlanej czy konstruktor buduje, kładzie płytki, robi wykończenie budynków.
W zamian misjonarze oferują miejsce do spania. Bo wolontariusz nie jedzie na darmową wycieczkę, lecz do konkretnej pracy. Nikt też nie zapłaci mu za bilet czy wyżywienie. Wolontariat musi więc wypływać z potrzeby serca. Tylko czyste, bezinteresowne pobudki spowodują, że wolontariusz będzie dobrze czuł się na misji i po jej zakończeniu.
Zatem na pytanie, czy jest dużo chętnych, odpowiem – nie. Na początku tak, każdy chce jechać do Afryki, ale gdy ludzie dowiadują się szczegółów, to zapał opada.
Wolontariusze w mojej Fundacji pomagają, bo chcą. Gdy czas im pozwala, jadą na misję i robią konkretne rzeczy. Wolontariusze stali, pracujący na miejscu w Polsce, wykonują mnóstwo pracy, aby pozyskać środki na realizację celów statutowych, poświęcając cenny czas. Jedna z naszych wolontariuszek prowadzi social media, ktoś inny prowadzi stronę internetową i pisze biuletyn. Wszystkie te czynności wymagają czasu i zaangażowania, dodajmy, że nikt z nich nie otrzymuje żadnych benefitów za swoją pracę. Robią to charytatywnie.

Jak mieszkańcy Afryki odnoszą się do oferowanej im pomocy i ludzi pracujących na misjach oraz wolontariatach? To jest wyłącznie wdzięczność?
Rzadko o tym myślę. Cieszą się z każdej udzielonej im pomocy. Pragną też pomocy indywidulanej. Czy jest to wdzięczność? Trudno powiedzieć. Myślę, że tak. Jednak pomagać należy z głową. Dawać wędkę, nie rybę. Nigdy nikomu nie dałam pieniędzy w Afryce, mimo licznych próśb. Nie jestem też zwolenniczką przywożenia do Afryki darów rzeczowych, gdyż Afrykańczycy mogą wszystko kupić na miejscu. Nigdy też nikogo nie przywiozłam do Polski. Uważam, że pomagać należy tam, na miejscu w Afryce, poprzez zapewnienie podstawowych warunków bytowych i edukacji. Zatem woda, zdrowie i edukacja. Gdy konsekwentnie pomaga się w sposób zaplanowany, podopieczni czy też społeczność w wiosce wie, czego może się spodziewać, i nie oczekuje niczego innego. Nadto zyskujemy wzajemny szacunek, nikt bowiem nie będzie traktował nas jak bankomat.
Na pewno większość osób – spośród tych, którzy chcieliby spróbować – jest ciekawych, jak wygląda praca na misji czy wolontariacie. To zajęcie wyczerpujące fizycznie i psychicznie? Na co powinni nastawić się ochotnicy i na co uważać? Bywa niebezpiecznie?
Przede wszystkim jest to niesamowite doświadczenie przebywania z całkowicie odmienną kulturowo ludnością. Jest to bezcenne i polecam każdemu.
Czy wyczerpujące? Raczej nie. Chyba że jedzie się w charakterze psychologa.
Lekarze z pewnością będą mieli co robić. Z powodu braku dostępu do bezpłatnej opieki medycznej i chronicznego ubóstwa wiele ludzi latami zaniedbuje swoje zdrowie. Między innymi dlatego organizuję wolontariat w ojców franciszkanów w wybudowanym przez nich szpitalu Wanda Health Center w Matugga niedaleko Munyonyo Martyrs’ Shrine. Ojcowie franciszkanie mają przygotowany dom dla wolontariuszy obok szpitala, który pomieści jednorazowo osiem osób. Warunki pobytowe są idealne. Potrzeba lekarzy o różnych specjalizacjach i pielęgniarek. Szpital jest profesjonalnie wyposażony, więc może przyjechać tam lekarz o dowolnej specjalizacji, w tym chirurdzy, którzy mogą przeprowadzać operacje.
Wolontariusze mogą przygotować się na wspaniałą przygodę, zdobywanie nowych doświadczeń w pracy zawodowej, no i pracę.

Rozmawiał RS
*Anna Walkowiak jest prezesem i założycielką Fundacji „Africa Help” i wraz z innymi jej członkami od wielu lat prowadzi działalność dobroczynną w Afryce. Organizacja zajmuje się przede wszystkim budową studni głębinowych i punktów medycznych m.in. w Ugandzie oraz Tanzanii. Jej wolontariusze prowadzą również programy edukacyjne na wsiach i wspierają misjonarzy oraz pracowników placówek misyjnych.